Forum Olga Bończyk Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Radosna twórczość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 21, 22, 23  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:07, 03 Gru 2007    Temat postu:

Pożegnały się. Była 16. Młoda popatrzyła na zegarek.
- Szit, jak późno.
- Co się stało? - Aśka
- Od godziny powinnam być w przychodni. Ale nie mam, co zrobić z Ola. Nie wezmę jej ze sobą.
- A jak się tam dostaniecie?
- Złapiemy MKSa. Damy rade. Dziękuję.
- Czekaj. Ania- patrząc na koleżankę – podwieziesz je?
- A mam inne wyjście? – z uśmiechem – Ola – do malej siedzącej u jej koleżanki na kolanach – pojedziesz ze mną i Asią?
- A porysujemy jeszcze?
- Tak – uśmiechając się – Dobra dziewczyny chodźcie.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Idziemy.
O 17 były w przychodni. Edyta nie była zachwycona to pora, ale ucieszyła się ze wogule przyszła. Po wstępnych formalnościach przeszły do czynności stricte związanych z wizyta kontrolna. Około 17:30 Aśka wyszła z gabinetu ze skierowaniem na prześwietlenie. W tym samym czasie Ania z mała siedziały w bufecie. Mała była już trochę senna i markotna. Policjantka starała się przez te chwile spędzane razem zastąpić matkę. Zdawała sobie sprawę, ze to jest nie do zrobienia, ale chociaż chciała jej zmniejszyć stres z tym związany.
Aśka z wynikiem prześwietlenia wróciła do gabinetu. W środku czekał już dr Krzysiek.
- A witam, co słychać??
- Spieszy mi się? – z lekkim sarkazmem
- A dokąd ci się spieszy?
- Do siostry! Nie mam czasu! – zdenerwowanym tonem
- no dobra. Co my tu mamy? – oglądając RTG.
Aśka grzecznie siedziała, ale dała sobie 5 min, żeby znowu się odezwać i popędzić lekarza.
- Mogłabyś zostać dziś na noc na oddziale?
- Nie, to jest wykluczone.
- Bo mogę ci gips już zdjąć, ale za to założymy ci taki specjalny stabilizator, który będziesz nosić tylko w ciągu dnia. I rozpoczniesz rehabilitacje. Ale żeby to zrobić musisz wrócić na oddział.
- Jutro wieczorem najwcześniej, ale nie mam co zrobić z Ola.
Do gabinetu weszła Edyta.
-Zostaw ja z rodzicami.
Aśka zaczęła płakać a Edyta swoim kilerskim wzrokiem popatrzyła na kolegę. On odpowiedział również wzrokiem w tylu „kobieto, czego ty właściwie chcesz ode mnie, cos źle powiedziałem.” Lekarka podeszła do niej, znów ja przytuliła ja do siebie, trochę się uspokoiła.
- No to teraz przejdziemy do rzeczy. – Edyta
- Zdejmę ci gips i założę taki specjalny opatrunek, ze będziesz go zdejmować na noc. Ale zanim to będziesz robić, musisz się tego nauczyć.
- Dobrze, ale ja nie mam z kim zostawić Oli.
- Na razie się o to nie martw. Na razie słuchaj tego dowcipnisia. I nie płacz, bo się cała rozmazałaś. A jest tu w ogóle twoja siostra?
- Tak, z panią Anią, koleżanką tej policjantki co tu była. Są w bufecie.
- Krzysiek, streszczaj się- ostro pośpieszyła kolegę
- A żebyś się mogła nauczyć potrzebujesz kilka dni spędzić na oddziale, a teraz zapraszam do zabiegowego.
Przeszli tam, Krzysiek rozciął gips, po czym go zdjął. Zbadał palcami kolano dziewczyny, założył ten specjalny opatrunek i wysłał do domu. Edyta wzięła jeszcze dziewczynę do łazienki gdzie pomogła zmyć rozmazany makijaż. Gdy wchodziły do bufetu Edyta dala dziewczynie leki na kolejny miesiąc.
Przy stoliku w barku siedziała Ania ze śpiąca na jej kolanach Ola. Widząc, ze Asia wchodzi do środka gawędząc z jakąś kobieta – lekarka chciała obudzić dziewczynkę, ale Edyta poprosiła, aby tego nie robić. Ściszonym głosem zadała pytanie:
- Jak rozumiem to jest Ola? Ja chcesz mi jutro przedstawić?
- Tak. Dziękuję za to wstawiennictwo dziś. Do jutra.
- Trzymajcie się. Pamiętaj o jutrzejszym wieczorze.
- Dobrze. Do zobaczenia.
Pożegnały się, ale Ola w najlepsze spala. Policjantka wiedziała, ze jak ja obudzi to będzie źle. W myślach stwierdziła, ze przydałoby się, aby ktoś je odwiózł. W tym samym momencie w drzwiach stanęła Ania – psycholog.
-Telepatia normalnie – gdy spotkały się w drzwiach.
- Daj mi ja, cały dzień się z nią bawicie z Aśka.
- Nie. Wiesz co, przypomniały mi się dawne czasy, gdy moja młoda była taka malutka.
- Jak chcesz. To dokąd jedziemy? – do Aśki
- Do nas.
- Czyli?
- LG 7.
W domu były o 19.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Nie 13:09, 09 Gru 2007    Temat postu:

Andziu SUPER! Ech... ostatnio na nic nie mam czasu... i dopiero teraz chwilkę znalazłam na przeczytanie... cały czas próby, próby... jeszcze tyle nauki... ech... nie daje juz rady.... Ale czekam z niecierpliwością na kolejną część!
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:53, 13 Gru 2007    Temat postu:

kolejny cedek, Pabia, pomalu zaczynam tracic cierpliwosc....

Mała cały czas smacznie spal w ramionach policjantki. W domu Asia pokazała jej gdzie jest pokój siostry. Sama poszła do jadalni włączyła telewizor, ale nie było w nim nic ciekawego wiec włączyła swoja ulubiona radiostacje. Wzięła się za robienie jakiegoś poczęstunku dla gości, ale pani psycholog ubiegła ją i poprosiła, aby nie nad wyrężała nogi. O 20 we trzy siedziały przy stole, gawędziły. Aśka zaczęła być senna, chciała powiedzieć, żeby już poszły i zostawiły w spokoju, ale komisarz Ania ubiegła ją i pierwsza się odezwała:
- Domyślam się co chcesz nam powiedzieć, ale nie zostawimy was samych przed jutrem.
- Ale nie trzeba, dam sobie radę.
- To traktuj nas jak powietrze – Ania psycholog
- A zresztą jak z ta nogą pomożesz małej jak coś zechce? – policjantka
- Dam radę, nie bój żaby.
- Jak chcesz. To co idziesz do siebie? – ponownie policjantka
- Tak.
Lekko wkurzona poszła od swojego pokoju. Jednak wcześniej zaglądnęła do Oli, ta smacznie spała tuląc ulubiona maskotkę – białego królika z marchewka w łapkach. W pokoju wzięła pamiętnik, znów umieściła w nim nowa notkę. Kolo 21 poszła jeszcze do łazienki i Oli, i wróciła do łóżka. Położyła się. Jednak pomimo zgaszonego światła nie mogła usnąć. Wierciła się i odwracała z boku na bok. W końcu udało się jej usnąć.
Było grubo po północy, gdy do jej uszu dotarł płacz Oli. Zanim zwlekła się z łóżka i dotarła do niej, to komisarz Ania już tam była. Aśka była na nią zła, bo uniemożliwiła jej szczera rozmowę z siostra. Wyszła z pomieszczenia i wróciła do siebie. Zapaliła nocna lampkę, znów wzięła pamiętnik, ale była tak zła, ze nie wiedziała co pisać. Zaczęła płakać, Jak się trochę uspokoiła zanotowała: „One mi odbiorą Ole, boje się. Jeszcze jak idę do Krk. Dziadki się nią przecież nie zajmą, a tej jędzy jej nie oddam. Co nam zostaje? Dom dziecka, pogotowie opiekuńcze?! Nie! To ja już wole tu zostać...” nie dokńczyła, bo ktoś zapukał. Ona nic, zgasiła światło, udawała że śpi. Ponowne pukanie, drzwi skrzypnęły, odezwał się miły, kobiecy glos matczynym tonem:
- Asia mogę? Wiem, że nie śpisz. Co się stało?
- Nic.
Policjantka usiadła na jej łóżku, zapaliła nocna lampkę. Znów się odezwała.
- Masz mi za złe tą scenę z Ola teraz?
- A jak pani myśli?
Nie odwróciła się do niej twarzą. Leżała na brzuchu, przy sercu trzymała pamiętnik.
- Asia odwróć się i powiedz o co chodzi.
- Nic pani do tego!
- A Aśce powiesz?
- Zastanowię się.
Ta nie zastanawiając się długo zadzwoniła po koleżankę, która kolejna noc spędzała w pracy. Komisarz Kowalska przyjechała szybko, jednak jej obecność nic nie pomogła. Młoda nic się nie odezwała, a gdy zaglądnęły do Oli ta smacznie spała. Jednak gdy już miały wychodzić mała zaczęła się rzucać na łóżku, mówić przez sen. Policjantki nie myśląc wiele podeszły do niej do jej łóżka. Zapaliły światło i obudziły ją. Ta była przestraszona, ale gdy zobaczyła znajome twarze trochę się uspokoiła, a trochę była zawstydzona. Pierwsza odezwała się Aśka:
- Coś ci się złego śniło?
- Nie, nic. Mama mi się śniła.
- To w takim razie kładź się z powrotem spać, bo w południe musisz pożegnać mamę.
- I wstyd będzie jak będziesz zaspana. –Ania
Położyła się, ale nie zasnęła od razu
Kolo 2 nad ranem trzy kobiety związane z policja miały wreszcie spokój. Siedziały w jadalni nad kubkami z kolejna kawa.
- To ja chyba będę wracać do domu – Ania psycholog
- Ja tez. Anka dasz sobie rade? – Aśka
- No nie wiem. Może byś tak ty została?
-Od trzech dni w zasadzie jestem w pracy, ale ok., a ty zostaniesz też – do Anki
- Dobra to my zostajemy, ty możesz wrócić do domu.
O 7 rano obudziła się Aśka. Była trochę nie wyspana, ale nie mogła już dłużej leżeć. Zrobiła poranna toaletę i przed ósma zaglądnęła do smacznie śpiącej siostry.
W kuchni zastała Aśkę z Anką, które wyglądały jakby cala noc nie spały.
- Cześć – odezwały się
- dzień dobry.
- Wyspałaś się?
- Nawet.
O 10 rozległ się dzwonek domofonu, Asia się nikogo nie spodziewała, „Edyta przecież mówiła ze zadzwoni wcześniej. Kto to może być?”
- Proszę – odezwała się przez domofon
-Halo, to ja.
- „Boże co ona tu robi? Przecież jej nie zapraszałam!”
- Cos się stało? – komisarz Kowalska widząc jej minę i łzy w oczach
- Tak jakby. Wejdź proszę – do babci
Zaczęła płakać. W tym samym momencie obudziła się Ola, znowu z krzykiem. Ania natychmiast była przy niej. Przytuliła ja.
- Przepraszam, nie chciałam – patrząc na mokre prześcieradło.
- Nic się nie stało. Nie płacz. Chodź przebierzemy się i zejdziesz na śniadanie..
Młoda Asia otworzyła babci. Nie była szczęśliwa. Ta weszła, przywitała się, widząc za plecami wnuczki obcą kobietę od razu się odezwała:
- Mamy jeszcze nie pochowałyście, a już sobie gości sprowadzacie. A gdzie Oleńka?
- Na górze. Rozgość się. Na pewno jesteś wykończona podróżą. Zaraz ci przyniosę ręcznik i zrobię śniadanie.
Porozumiewawczo popatrzyła na towarzysząca jej policjantkę.
- Chętnie. A gdzie dziadki?
- Nie przyjadą.
- A ktoś będzie wogule z rodziny? A gdzie mój synalek?
- Nie wiem. A tata?
- No właśnie tata.
- W pracy. Nie dostał wolnego. Urwie się na pogrzeb.
- Dobra, to daj mi ten ręcznik i telefon. Zadzwonię do szefa twojego ojca, żeby dal mu wolne.
W jadalni czekała już Ania z Olą. Jadły śniadanie. Koleżanka widząc minę młodej i jej oczy zadała pytanie:
- Co się stało?
- Mają gościa. – Aśka
- Mama taty przyjechała – ciężko opadając na krzesło
- To możemy się zbierać? – Ania
- Błagam nie! Ja z nią nie wytrzymam!
- Dobra to jak nas przedstawisz? – Aśka
- Całkowita prawda w grę nie wchodzi. Widziałaś jak cię potraktowała – podnosząc smutny wzrok na Aśkę
- A to czemu? – Ola
- Olusia, a pamiętasz jak jej to powiedziałam we wakacje? Jaka była jej reakcja?
- No co? Było głośno!
- No właśnie było nieprzyjemnie.
- To co? – Ola
- Na razie to idę jej zanieść ten ręcznik i telefon. Jak przyjdzie to cos się wymyśli.
O 11 w piątkę, w milczeniu siedziały w jadalni. Była grobowa atmosfera. W tym samym momencie zaczęła dzwonić komórka komisarz Kowalskiej. Wstała od stołu. Krótka i szybka wymiana zdań. Wróciła do nich i poprosiła młoda na stronę.
-Musze wracać. Sebastian ma coś do mnie. Zresztą musze się przebrać. Widzimy się o 13 w kościele. Dacie sobie radę same z Anka?
- Tak jasne. Najważniejsze, ze nie zostajemy z nią same. Do 13, cześć.
- Cześć.
O 13 w kościele spotkali się wszyscy policjanci, którzy prowadza ta sprawę, Edyta, znajomi dziewczyn i ich mamy, i babcia. Ojca nie było. Obie jego córki czekały na niego z nie cierpliwością. W kościele się nie pojawił. Asia wiedziała, co się stało. W Domu Bożym w ławce siedziała z Ola, z jej lewej strony siedziała Asia i wszystkie trzy Anie, a po prawej Edyta. Babcia siedziała za nimi wśród partnerów trzech policjantek.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Czw 12:24, 13 Gru 2007    Temat postu:

No spoko...
PaBia a co z Tobą?
Powrót do góry
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:10, 13 Gru 2007    Temat postu:

No i mój dłuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuugo oczekiwany cedek(miałam dać więcej ale nie skończyłam, żeby Andzi nie wyczerpały się ostatnie pokłady cierpliwości) Jezyk (dam jeszcze jutro coś)
Otóż, Mateusz zauważył wśród aut najróżniejszych marek, osobowych, ciężarówek itp. ...karetkę!
Niby nic niezwykłego. Stoi sobie najzwyklejszy ambulans w najzwyklejszym korku, pomiędzy najzwyklejszym czerwonym Audi, oraz najnormalniejszym srebrnym Fordem. Normalnie zbytnio by się tym nie przejął. Ale w tej sytuacji, owszem, przejął się. A jeżeli to jest ta karetka...?
Zdarzyła się nareszcie sposobność by jakoś zagaić rozmowę
- Bogdan...
- Hmm...?
- Widzisz tą karetkę przed nami.
- Tak. I...?
Ledwo jednak spytał, zdążył skojarzyć
- Sugerujesz że...
- Możliwe.
Temat się wyczerpał i znów nastała cisza. Obydwoje jednak byli zaintrygowani sprawą. Mógł to przecież być po prostu zbieg okoliczności, ale czy na pewno? Mateusz zadał sobie to pytanie i nie potrafił znaleźć odpowiedzi, bo jak się tego dowiedzieć. Ale chciał mieć pewność. Teraz. W tej chwili.
To było jednak nie możliwe.
Wobec tego znalazł nowy temat do przemyślenia pod tytułem ,, Dlaczego życie jest dziwne i dobijające?!’’. Ale temat był nudny i jedyne co mógł stwierdzić to ,,Bo tak’’. Więc z powrotem zabrał się do aut za szybą i ich -bądź co bądź-ciekawych kierowców. Bo każdy człowiek jest ciekawy, zupełnie jak książka. Z człowieka można ,,czytać’’. ,, Zdania’’ znajdzie się wszędzie- w gestach, postawie ciała, na twarzy. Na przykład Mateusz wypatrzył malucha i siedzącego w nim ,,puszystego’’ mężczyznę. Prawie że zasypiał, oparty o kierownicę. Bynajmniej mu się ani trochę nigdzie nie spieszyło, albo też był człowiekiem niebiańsko cierpliwym. Na chwilę podniósł głowę i spojrzał na ogonek aut. Potem znów oparł się i westchnął i wrócił do gapienia się gdzieś przed siebie.
Wtedy Mateusz stwierdził, że mógłby pisać książkę...
Istotnie Edyta skończyła w kilka sekund, ale potem znów zaczęła. Znieczulać drugą rękę. Paulinie jakimś cudem udało się uspokoić. Odpłynęła gdzieś na łodzi swoich myśli. Nie wiedząc czemu wróciła do rodzinnego miasta. Wróciły dawne wspomnienia. Te starsze i te z wydarzeń, które działy się całkiem niedawno, złe i przyjemne.
Zostawiłam tam całe moje dotychczasowe życie. Szkołę, przyjaciół...A skoro i szkołę to i sklepik...i...paluszki...
W tym momencie ogarnął ją śmiech, którego nie mogła opanować. Paluszki!! To się jej zawsze kojarzyło ze szkołą. Paluszki za zetkę były jednym z najbardziej pożądanych produktów żywnościowych w gimnazjum numer siedem. Z makiem, solą, serowo-cebulowe, i te pikantne, po których spijało się litrową colę... No i tak cola-mała za złoty dwadzieścia a duża o dwadzieścia groszy droższa...Ale nie opłacało się kupować małej-klasowe sępidła to też częste przypadki...No i lizaki za dwadzieścia i osiemdziesiąt groszy...Nauczyciele, szkolna elita- ,,Najbardziej znani i lubiani’’, i oczyszczona woda ze stawu nieopodal- w kranach...
- Paulina, czy ty się dobrze czujesz?
- No...chyba...No nie patrz tak na mnie, coś mi się przypomniało...!- i znów wybuchnęła salwą śmiechu
- A czy mogłabyś się nie ruszać?- tym razem padło pytanie ze strony Jacka Mejera
- Mhm.
- To dobrze. Zaraz skończę.
Paulina spojrzała się na drugą rękę.
- Już skończyłaś znieczulać?
- Całe wieki temu! Gdzieś ty była?
- Hmm... Na pewno nie tutaj i nie teraz.
- To na pewno.
Uśmiechnęły się do siebie. Paulina obróciła głowę i wbiła wzrok w sufit karetki. To co się działo ostatnio, było zarazem ciekawe, jak i dziwne.
Nie zdaję sobie ostatnio sprawy jak szybko to wszystko pędzi. Pamiętam, jak jeszcze niedawno siedziałam na lekcji polskiego i gapiłam się w okno. Sal była na parterze, tam były moje ulubione lekcje, szczególnie jak siedziałam przy oknie. Można było się zamyślić. A potem zadanie i zrobienia i pustka w zeszycie. ,,Paulina przeczytaj’’, Paulina nie ma! W podstawówce było inaczej, może dlatego, że nie siedziałam przy oknie...To było w ten dzień...
Usłyszała rozmowę i... ruszyli. Wreszcie!
Mateusz poczuł niewyobrażoną ulgę. W końcu skończył się ten koszmar! Cały ogonek aut ruszył przed siebie. W końcu po sennych 40 minutach coś zaczęło się dziać! Przez chwilę jechali prosto, potem skręcili i jechali za...tą samą karetką którą wypatrzył! Miał nadzieję, że z Pauliną nie jest źle. Uświadomił sobie, że jego-bądź o bądź-miłość, to już pełen obłęd. Uporczywie szukał plusów sytuacji. Jak do tej pory było pełno minusów- dostanie mu się za to ze strony Pauliny(złamał przysięgę), będzie chodził otumaniony i w przypadku wysłania do sklepu po np. majonez wróci z musztardą, będzie się ciągle zastanawiał, co ona do niego czuje(już teraz czuł ten skutek uboczny), będzie gotów coś sobie zrobić, jeśli ona nie zgodzi się z nim być, a co gorsza- jeśli będzie z kimś innym-to chyba popełni samobójstwo, i jeszcze jedno, najważniejsze- nie dość ze złamała przysięgę, to teraz jeśli będą ze sobą, i kiedyś zerwą to już nigdy nie będą przyjaciółmi. Wiedział, że już od tej pory nie będzie tak, jak było dawniej, nawet wtedy, kiedy przyjaźnili się, nie utrzymując kontaktu. A może wtedy utrzymywali jakiś kontakt. On na pewno-myślał o niej. Wtedy jeszcze nie jako ,,zakochany na zabój’’, ale jako dobry kumpel- jak sobie radzi po ucieczce itp. Przez te dwa dni przemyślał wszystko, co musiał i to wtedy zaczynał ją traktować nieco inaczej. Owszem przełomem była ta rozmowa przez GG, kiedy poczuł, że ona jest o kilka metrów dalej od niego...
No cóż, znalazł najgłupszy plus, jaki tylko mógł istnieć- napisze książkę pt. ,,ZZP- Zapiski Zakochanego Psychopaty’’, która stanie się światowym hitem, a on przebije Daniela Radcliffa po względem kasy i popularności. Kiedy przyszło mu to na myśl, to naprawdę uznał się za psychopatę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Czw 21:55, 13 Gru 2007    Temat postu:

Lol To może ja napiszę książkę "Genialne pomysły Magdy" ? Lol
PaBia jak zwykle SUPER!
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 0:30, 14 Gru 2007    Temat postu:

super, ale znowu krotkie... czy na kolekny trezba bedzie znowu czekac cale wieki??
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Pią 15:13, 14 Gru 2007    Temat postu:

Chyba nie... bo napisała że jeszcze dziś da coś
Powrót do góry
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:47, 16 Gru 2007    Temat postu:

Cóż miałam mały poslizg ale oto cd. Według mojego ambitnego planu mam baaardzo mało czasu...ech nie zdradzam szczegółów, nast. cd jutro jak dobrze pójdzie....:
Karetka dojeżdżała pod szpital.
Nie wiem, co o tym myśleć. Niby się boję. Ale jestem ciekawa jak to wszystko wygląda w rzeczywistości...
Stanęli. Po krótkiej chwili drzwi otworzyły się. Poczuła chłód, w karetce było nieco cieplej, niż na zewnątrz. Paulina-bądź co bądź- zaciekawiona nową sytuacją chłonęła to co się działo, niczym gąbka. Tak, jak wszystkie sceny z seriali, w których pojawiały się wątki, np. wypadków. Lubiła patrzeć na wszelkie akcje ratunkowe, choć zdawała sobie sprawę, ze ma dziwne upodobania. Przyglądanie się pracy lekarzy, sanitariuszy...to było dla niej niczym siódme niebo. Nie wiedziała skąd się to wzięło, ale nic na to nie umiała poradzić.
Było już grubo po dwudziestej drugiej, dziewczyna była solidnie zmęczona. Miała tylko nadzieję, że jak najszybciej dadzą jej pospać.
Sanitariusze wynieśli nosze i Paulina zamknęła oczy. Nie miała najmniejszego zamiaru zasnąć, ale kiedy przymknęła powieki było jakoś tak przyjemniej. Wieziono ją przez chodnik, a kiedy zorientowała się, że drzwi wejściowe zostały minięte, otworzyła oczy. Wszystko pędziło w zawrotnym tempie. Nim się zorientowała, znalazła się na izbie przyjęć
Bogdan zatrzymał się. Mateusz ocknął się z zamyślenia. Byli pod szpitalem. Karetka stała niedaleko drzwi. Chłopak, nie czekając na jakikolwiek ruch Bogdana otworzył drzwiczki auta i wysiadł. Jego towarzysz zrobił to zaraz po nim. Kiedy Mateusz pobiegł w stronę karetki, ten chciał zrobić to samo, ale nagle przystanął
- Poczekaj! Kluczyki!
Chłopiec zawrócił.
- Co nie masz?
- Mam, tylko pytanie, gdzie?
- No! pośpiesz się.
Bieganina wokół auta trwała kilka minut, zanim Mati wypatrzył kluczyki na siedzeniu kierowcy.
- Musiały mi wypaść z kieszeni-stwierdził Bogdan próbując usilnie przekręcić kluczyk w zamku. Trzęsły mu się ręce i panowie stracili by kolejne minuty, ale nagle mężczyzna zaniechał próby zamknięcia drzwiczek i zostawił robotę młodemu
- Masz! Zamknij zamek, dogonisz mnie!
I zostawił Mateusza samego stojącego bezradnie obok auta z kluczykami w dłoni.
,, Jak zamknąć, to zamknę! Zamknąć samochód to chyba nietrudna rzecz...’’
Mylił się. Bardzo się mylił. Bowiem i on uległ stresowi i również jemu trzęsły się ręce. Po chwili siłowania się z własnymi słabościami bezradnie cisnął klucze na chodnik.
,, Nie no, nie dam rady! Zostawić nie zamknięte i biec do szpitala, czy dalej się męczyć. A jeśli przegapię coś ważnego?!’’
Wybrał to pierwsze, podniósł klucze i już po chwili biegł szpitalnym korytarzem w stronę izby przyjęć.
Paulina była już półprzytomna ze zmęczenia. Możnaby powiedzieć, że zasnęłaby choćby na stojąco. W izbie była pielęgniarka, dwóch sanitariuszy, Edyta, i jakiś lekarz, do którego zwracała się po imieniu. Paulina, spytana, co ją boli odpowiedziała nieco wymijająco, że wszystko, a poproszona o dokładniejsze sprecyzowanie mruknęła niewyraźnie, że głowa, rany na rękach i reszta, co wywołało lekki uśmiech na twarzach zgromadzonych.
Nie rozumiem, co w tym śmiesznego, jednakże może i to było bez sensu.
Lekarz zwany przez Edytę Kubą stwierdził, że trzeba będzie dokończyć szycie i zwracając się do pielęgniarki zlecił jakieś badania. I po jego stwierdzeniu di izby wpadł zziajany Mateusz (co wywołało u Pauliny lekkie oprzytomnienie), i nie reagując na prośby Edyty, żeby zaczekał na zewnątrz, stanął w progu, spojrzał na nią przestraszonymi oczyma , potem Edyta ponowiła swoją prośbę tonem rozkazującym, a później pojawił się Bogdan i – dosłownie –wyciągnął Mateusza za próg. Zanim dziewczyna zdążyła to przemyśleć, zaczęło się kolejne szycie.
Edyta wyszła na korytarz, poproszona przez Bogdana.
- I co z nią?
- Nienajgorzej. Ale nie wiadomo jeszcze dokładnie, czy wszystko jest w porządku, bo trzeba zrobić tomografię.
Zapadła chwila milczenia, przerwana przez pytanie Mateusza
- Kiedy będę mógł się z nią zobaczyć? Ja mam jej coś naprawdę ważnego do powiedzenia!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Pon 14:33, 17 Gru 2007    Temat postu:

Aaa... szycie... brr....
Jak zwykle super!
Powrót do góry
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:27, 23 Gru 2007    Temat postu:

Zapadał zmrok. Gdzieś było słychać syrenę karetki. Na korytarzu lekka krzątanina. Poza tym- cisza i spokój. Paulina już nieco ochłonęła z szoku. Półleżała na łóżku i wpatrywała się w okno. Nie myślała o niczym konkretnym.
Przyjemnie nawet jest tak siedzieć i o niczym nie myśleć, niczym się nie przejmować. Powiedzmy sobie prawdę w oczy: nie ma właściwie o czym. Boże jaki spokój. Mogłabym tak godzinami.
Po chwili jednak stwierdziła, że to co dobre, nie trwa długo. Bo do sali nieśmiało wszedł Mateusz, trzymając tabliczkę czekolady (jak po dłuższych oględzinach stwierdziła- jej ulubionej, z bąbelkami).
-Mmmoge?
- Możesz.
- Dla ciebie.- pokazał tabliczkę w całej okazałości z nieco pytającym wzrokiem, co ma z nią zrobić
- Połóż na stoliku. Dzięki.
- Bo...Bo ja przyszedłem...No bo musze z tobą pogadać.
- A co stało się coś?- spytała Paulina, jak potem osądziła- nieco bez sensu
- Tak jakby.
- No to mów.
Westchnął i zaczął:
- A...No tego...Jak by ci to powiedzieć- podrapał się za uchem i znów zaczął- Pamiętasz tą naszą przysięgę?
Paulina pomyślała chwilę po czym padł odpowiedź:
- Paamiętam.
- No to ja...ją...no tak jakby...złamałem.-wypalił w końcu i poczuł, ze przynajmniej w połowie mu ulżyło
- Ehe...Bo?
Chwila milczenia. Mateusz wpatrzył się na chwilę w swoje kolano, musiał chwilę pomyśleć. W końcu podjął próbę zobrazowania sytuacji:
- No bo tego...
Rozmówczyni spojrzała na niego z politowaniem.
On jest taki żałosny w tym swoim jąkaniu że...Współczuje mu ,ale mi się śmiać chce!
Znów przez chwilę pomyślał, i spróbował inną drogą.
- Bo wiesz, jak pamiętasz, że my sobie przysięgaliśmy dozgonną przyjaźń. A ja...
Znów przerwa. Stracił wszelkie nadzieje, że wydusi z siebie przyczynę problemu. Tym razem milczenie trwało dłużej. W końcu wziął głęboki oddech i jednym tchem, jak karabin maszynowy wypalił:
- Paulina, ja cię kocham!
I nagle zrobiło się tak, jakby ktoś zatrzymał taśmę. Paulina wytrzeszczyła na niego oczy i zamarła, on tez trwał chwilę w bezruchu. To był niedługi moment, ale wyglądało to przekomicznie.
W końcu wyszeptała, tak cicho, ze ona sama ledwie usłyszała swoje słowa:
- Ja też...
20 grudnia Anno Domini 2007
Cóż. Co by to napisać...Jak widać po dacie, zbliżają się święta. Cięgle mi się śnią te dziwne sny. Ogród zima, ktoś mnie goni, ostatnio słyszę też czyjeś wołanie, jakby z oddali. Dziwne...
A teraz z innej beczki. Zaczął się czas przedświątecznych porządków i niestety, ale muszę to powiedzieć: JEST OKROPNIE! Edyta chciałaby się rozdwoić, i nie wiadomo co. Przez to zrobiła się strasznie rozdrażniona. Jak cokolwiek próbuję robić, to zawsze robię źle, a jak chcę się wyrwać z domu, czy tez siedzę sobie spokojnie i coś robię to też nie pasuje! Kurcze ja już mam dosyć, chcę już święta!! O, właśnie przed chwilą dostałam ochrzan, bo niechcący wywaliłam doniczkę z paprotką! Ogłosiłam (głoooośno i dobitnie), że w takim bądź razie to ja już nic nie robię, bo zawsze coś mi nie wychodzi. No a potem impulsywnie trzasnęłam drzwiami od swojego pokoju .Hmm. No...nie powinnam wrzeszczeć i trzaskać drzwiami, ale cóż...Taka już jestem, taka byłam i mi tak zostanie.
Stresu to ja mam aż zanadto. Cały czas myślę o tym, co się wtedy wydarzyło. Z tego, co wiem, to ich jeszcze nie znaleźli...

Skończyła pisanie notatki i zastanowiła się przez chwilę.
Może powinnam iść i przeprosić? Głupio mi trochę. A przecież muszę jeszcze wyciągnąć trochę kasy na prezent dla Mateusza! A co mi tam! Idę.
Edyta zajmowała się akurat prasowaniem. Paulina podeszła do niej i przypatrywała się chwilę jej zręcznym ruchom, po czym zaczęła nieśmiało:
- Edytaa...
Ta odłożyła na chwilę żelazko i spojrzała na dziewczynę pytającym wzrokiem
- Przepraszam.
Nastąpiła chwila ciszy, Paulina domyślała się, ze zaraz usłyszy caaaały repertuar pouczających zdań, lecz Edyta podeszła do niej mocno ją przytuliła
- To ja cię powinnam przeprosić. Ostatnio nie robię nic, poza wrzeszczeniem na ciebie.
Paulina zaśmiała się
- A kto przed chwilą prasował?
- Chyba krasnoludki.
- Aha.
Chwila śmiechu i serdeczności
- Mam prośbę – zaczęła znów dziewczyna
- Jaką?
- Potrzebuję trochę kasy...
- A ty! I z tego powodu przyszłaś mnie przeprosić!
- Ale to był jeden ze 120 innych powodów.
- No dobrze już. Ile potrzebujesz.
- A bo ja wiem. Koło 10 złotych mi starczy. Odciągniesz mi to z kieszonkowego na następny miesiąc.
- No nie, taka to ja nie jestem. Wychodzisz gdzieś?
- Mam jeszcze coś do załatwienia.
- W porządku- Edyta podała Paulinie 10-złotowy banknot, potem ta podziękowała i pomknęła na przedpokój, po kilku sekundach usłyszała trzaśnięcie drzwiami- przeciąg.
No tak teraz problem, co kupić. No, ale nigdzie mi się nie śpieszy, połażę trochę, rozejże się, może coś mi wpadnie w oko.
Dotarła do centrum Warszawy. Najpierw zaplanowała sobie rajd po małych sklepikach z upominkami, a potem centrum handlowe. Ulice wyglądały wprost czarująco- wszędzie biało, ludzie robiący przedświąteczne zakupy, opatuleni w czapki i ciepłe kurtki, na jakimś podwórku dzieci lepiły bałwana, wystawy sklepowe też miały wpływ na ten krajobraz. Mikołaje, łańcuchy, sztuczny śnieg, lampki.
Nie rozumiem, jak można nie lubić świąt!
Minęło dobre pół godziny, zanim na coś się zdecydowała. Była prawie pewna, ze to będzie strzała w dziesiątkę. Model parowca, którego nie widziała jeszcze w jego kolekcji. Nad składaniem mógł się trudzić kilkanaście godzin, dobrze o tym wiedziała- sprawiało mu to niebywałą radość.
Wszystko układało się idealnie. Po prostu wspaniale- ani jednej przeszkody na drodze. I to właśnie było dziwne...
Wracając do domu wpadła na pomysł wyciągnięcia Mateusza na spacer. Dawno już ze sobą nie gadali, a i tak pewnie nie będzie już miała co robić. Tylko najpierw trzeba wstąpić do domu i zanieść prezent i oczywiście poprosić Edytę o zgodę.
-Cześć. Ale zimno.
- Ale jak na zimę to i tak ładnie.
- Edyta...
- Hmm? Co znowu?
- Będę mogła pójść po Mateusza? Nie ma nic do roboty, może byśmy się gdzieś przeszli.
- No i mnie oczywiście zostawisz sam na sam z choinką?!
- Tego to ja nie powiedziałam. Zrób to co masz jeszcze do zrobienia jak wrócę to ubierzemy choinkę i już!
Edyta popatrzyła na nią srogim spojrzeniem i westchnęła. Nie uśmiechało jej się samej robić reszty pracy, a Paulinie najwyraźniej jakakolwiek robota.
- No dobrze już idź. Za...- spojrzała na zegarek- O czternastej dwadzieścia cię widzę z powrotem.
Paulina również zerknęła na wskazówki zegara. Czekało ją pół godziny i dwadzieścia minut.
- Ok. To ja idę. Pa.
- Pa.
Nim się obejrzała byłą przed drzwiami Mateusza. Niepewnie nacisnęła dzwonek. Czekała chwilę, otworzył jej. Jak wywnioskowała był w szampańskim humorze
- O, cześć. Fajnie że cię widzę. Ja cię chyba myślami ściągnąłem!- najwyraźniej był pod wrażeniem nowo odkrytego talentu telepatycznego- A stało się coś? Co masz taką minę?
- Nic się nie stało tylko...
Przerwał jej.
- No to ciesz się! Święta idą, jedyny taki okres w roku! Teraz się...
Poczuła, że zaraz ją zagada, musiała mu przerwać, a poza tym- doznała wrażenia, że zaraz się udusi, jeżeli mu się nie odgryzie:
- Tylko po prostu chciałam cię wyciągnąć na spacer. Nudzi mi się, Edyta sprząta, nie chcę jej się plątać pod nogami, rozumiesz. Pomyślałam, że może masz pół godzinki...
- Pewnie! Zaczekaj chwilę.
I zniknął w cieniu korytarza. Tak się cieszyła na ten spacer... a tu klapa!
On ma dzisiaj jakiś napad radości, czy co? Co ten człowiek dzisiaj brał?! Kurde, on mnie na bank nie zrozumie! Ładnie! Ja myślałam, ze trochę pogadamy (czyli poprowadzimy dialog), a tym czasem to chyba będzie monolog! E tam, nie chyba, a na pewno! Już zaczynam się bać.
- No już jestem.
- Szybko...
- No to chyba dobrze? Po co mamy tracić czas na głupoty.
- Fakt.
- To gdzie idziemy? Wiesz, znam tu jedno takie fajne miejsce...Trochę opustoszałe ale może być.
- No ok.
I ruszyli.
Droga prowadziła dróżką. Szli długo, było ślizgo, tu nikt nie sypał piaskiem ani solą. Długo trwała tułaczka przez to istne wyboiste ,,lodowisko’’, aż w końcu doszli do małego jeziorka, świerkowego zagajniku, obok którego stała jakaś rudera.
- Ładnie tu nie?
- Mhm. Tylko ta rudera psuje widok.
- Mówią że w tym burdelu straszy.
- Ciekawe...
- Chętnie bym sprawdził, ale Bogdan mnie nie wypuści z domu w nocy, w ogóle nie mogę wychodzić z domu, jak się już robi ciemno.
- No, a myślisz że ja mogę?!
- Aha. No to nie jestem sam. Trochę się rozchmurzyłaś.
- Bo mnie ta historia zaciekawiła...Wiesz coś więcej o tej ruderze?
- Wiem. Wiem tyle, że podobno-jak głosi legenda- mieszkała tu kiedyś jakaś rodzina- małżeństwo i dwójka dzieci. To było ponoć pięć lat temu. Gadają, że wyprowadzili się stąd- tu wskazał ręką na opustoszały dom- tak szybko, jak się wprowadzili. I...
- Mateusz...Albo mi się wydaje, albo tam się coś rusza...
Zamarli w bezruchu. Istotnie, to nie była wybujała wyobraźnia. W tej ruinie naprawdę ktoś był. Ktoś, lub coś.
- Zaczekaj tu-szepnął jej do ucha, i już chciał wstać, kiedy ona pociągnęła go za rękę, na tyle mocno, że o mały włos się nie przewrócił. Nim zdążył to skomentować, usłyszał:
- Zwariowałeś?! Pójdziesz i mnie tu zostawisz?! Albo obydwoje, albo wcale! Gdzie ty masz rozum?!
No tak. Miała rację. Jak mógł chcieć ją tu zostawić. Tłumaczył się, że on nie chciał, że nie pomyślał, ze jakoś tak się sam wyrwał. Potem, kiedy z rozmowy zrobiła się kłótnia, musiał około 15 minut przekonywać i zapewniać o swoim uczuciu. Przez chwilę był pewien, że Paulina zaraz strzeli focha i będzie jeszcze gorzej, ale jego towarzyszka przerwała swoje wywody i wpatrzyła się w opuszczoną chatę.
- Zwiewajmy stąd! Po co mamy się narażać? A jeśli...
Nie dokończyła. Chwilę nie robiła kompletnie nic(wydawać by się mogło, że nie oddychała) a potem wyrwała się przed siebie.
- Paulina gdzie ty...-jeżeli można krzyczeć szeptem, to Mateusz właśnie tego dokonał.
Ale ona nie słyszała tego- lub może raczej nie chciała słyszeć- i dalej biegła przed siebie, w stronę ruiny, nie wiadomo dlaczego i po co. Cóż miał zrobić, pobiegł za nią.
Nie do końca chyba wiedziała, co robi. Ale zobaczyła w tym ,,domu’’ kogoś, kto ostatnio spędzał jej sen z powiek. TEGO mężczyznę, którego poznałaby wszędzie. TEGO, od którego wszystko się zaczęło.
Nie wiem po jaką cholerę ja tam biegnę, ale czuję, że muszę!
Tymczasem jej chłopak biegł za nią jak oszalały i darł się wniebogłosy, ale ona wcale nie zwracała na to teraz uwagi. Najważniejsze było teraz, żeby tam dobiec, dopaść go, udusić , pobić i co tylko możliwe. Ale sęk w tym ,ze to nie było możliwe. Sama nie wiedziała, co się z nią dzieje, nawet na chwilę nie zawahał się, nie zastanowiła nad tym co właściwie robi.
Dobiegła. Schowała się za jedną ze ścian ruiny. Teraz dostrzegła, że tam jest o wiele więcej niż jedna osoba. Dostrzegła również swojego oprawcę z parku, Kaśkę, dwóch bliżej nie znanych osobników. Ale co teraz?! Mateusz stał koło niej. Spojrzeli na siebie. Zaczął pokazywać ręką na wprost i tłumaczył jej jak mógł, żeby stąd uciekali, ale ona nie mogła w żaden sposób nie mogła oderwać stóp od ziemi. Straszne uczucie. Przez chwilę jeszcze patrzeli na siebie, a potem ktoś mocno złapał za ręce od tyłu. Mateusza też ujęto w ten sposób. Wśród wielu gróźb zaciągnięto ich do środka.
- Oddawać komórki.
- Nie mam.
- Ja też.
- No na pewno! Już uwierzę.
- Kiedy my naprawdę nie mamy!!!!!!!
- A z resztą wszystko jedno. Wiecie za dużo. Tak szybko stąd nie wyjdziecie. Siwa pilnuj ich- zwrócił się do Kaśki. My mamy coś do załatwienia.
Wyszli. Kaśka rozsiadła się na krześle naprzeciwko nich i gapiła się to na Paulinę, to na Mateusza. Paulina do reszty straciła głowę. Wiedziała, że Kaśka jest w jej wieku. Chodziły do jednej podstawówki, ale się wyprowadziła.
Przecież ona nie jest potworem. Kiedyś bawiłyśmy się na jednej imprezie u mojej kumpeli.
Postanowiła zagadać, choćby dla zabicia czasu i oszczędzenia resztki nerw.
- Co oni z nami zrobią jak wrócą?
- Nie wiem Chyba was nie zabiją- Kaśka nie patrzyła na nią, oglądała sobie paznokcie.
- A pamiętasz Kevina? Tego co chodził z wami do klasy.
- No. Tego z którym chodziłaś w trzeciej klasie? Kto by go nie pamiętał.
I zupełnie nieoczekiwanie rozmowa się rozwinęła o ploteczki i różności. A Mati poczuł się odrzucony przez babskie towarzystwo. Trwało to około pół godziny.
Niewiarygodne! Ile można z nią gadać! Czułam, że ona nie jest aż taka okropna.
- Wiesz...-zaczęła- Ja trzymam z nimi tylko dla tego, że muszę. Nikogo więcej to nie znam. Gdybym z nimi zerwała, to bym się ich najnormalniej bała.
- A tak, zgrywasz groźną i masz z tego satysfakcję.
- Nie bardzo kapię, ale chyba masz racje.
Wrócili. Kaśka błyskawicznie założyła z powrotem maskę ,,złej zimnej i zbuntowanej na maxa’’ i błyskawicznie się zamknęła.
TEN facet podszedł bliżej do Pauliny i wyciągnął nóż z kieszeni.
- Nie próbuj jej nawet ruszyć!- Mateusz krzyczał najgłośniej jak umiał, ale w jego głosie mieszała się bezradność i strach. Tak. Był przestraszony i bezradny. Facet przystawił Paulinie nóż do gardła. Ta zaczęła krzyczeć z całych sił.
- Zamknij mordę, tu cię nikt nie usłyszy!!
- Zostaw ją w spokoju!- Kaśka wstała i szarpnęła go za rękę- Rób co chcesz ale ją zostaw.
- A ty co?! Czyżbyś miała nową koleżankę?! Od kiedy jesteś taka grzeczna?!
Odepchnął ją. Upadła. Tymczasem nóż był już przy skórze. Paulina nie mogła złapać tchu. Czuła już ból, nóż przeciął już skórę. I wtedy stało się coś dziwnego. Coś białego, jakby piorun przeleciało przez pokój. Paulina straciła przytomność.
Obudziła się chwilę potem. Słyszała rozmowę, syrenę karetki. Nie czuła już bólu. Otworzyła oczy i dotknęła szui, tego miejsca, gdzie powinna być przecięta skóra. Właśnie: powinna. Na całej szyi, nie było nawet draśnięcia. Dopiero po chwili zauważyła ze pochyla się nad nią Edyta.
- W porządku? Jesteś cała? Nic cię nie boli.
- Nic mi nie jest.- skwitowała krótko i podniosłą się z podłogi.
Wokół sporo się działo. Jakiś policjant przesłuchiwał Mateusza, dwóch innych prowadziło JEGO do radiowozu, sanitariusze zajmowali się Kaśką- widocznie trochę się poturbowała i...ktoś stał w progu. Ktoś, kogo poznałaby wszędzie i zawsze. Ktoś, kogo nikt inny nie mógł zastąpić...
- Mamo!
Postać uśmiechnęła się do niej i...znikła. Teraz już wszystko rozumiała. Wiedziała, kto ją ocalił. Łzy same napłynęły do jej oczu. Parę sekund potem płakała już jak bóbr.
- Paulina, czy ty jesteś pewna, że się dobrze czujesz?
- Nooo...
Karetka odjechała. Policjant podszedł do Pauliny. Rozpoznała w nim komendanta, który rozwiązał sprawę z Maliniakiem.
- Musze z tobą zamienić kilka słów.
- O nie. To najpierw ja poproszę o kilka słów wyjaśnienia. Kim był ten człowiek?
- Znany diler. Niech pani Edyta ci wszystko wyjaśni, ze szczegółami.
- To on mi sprzedał ten dom. Teraz wrócił, bo w ogrodzie były zakopane narkotyki. Gdybym tylko wiedziała! On był gotów mnie zabić. Dobrze, że udało mi się zadzwonić...
- Aha i wyjaśniła się druga sprawa. No, z domem dziecka. Ale ciebie to już nie dotyczy.
- Że co? Jak to: nie dotyczy? To ja tam nie wrócę.
- No cóż na to się nie zanosi. Złożyłam papiery o adopcję.
Paulina zamarła. Wytrzeszczyła oczy i wpatrywała się w Edytę, jakby ta była kosmitką. Trwało to dobrą minutę.
- No ładnie...
- Cieszysz się? –spytała niepewnie Edyta
- Pytanie! Pewnie że tak!
Pierwszy raz od wielu miesięcy poczuła, ze jest naprawdę szczęśliwa.
Dziękuję ci Mamo!
Następny cedek (niestety już ostatni )jutro
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Nie 20:46, 23 Gru 2007    Temat postu:

Piękne! Powinnaś książkę napisać! Czekam na ostatni kawałek!
Powrót do góry
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:54, 24 Gru 2007    Temat postu:

A więc:
Nadszedł 24 grudnia. Jeden z najpiękniejszych dni w roku. Paulina cieszyła się na te święta, ale jednocześnie miała wątpliwości. Nie było dotąd wigilijnego stołu, w ciepłym domu przy którym nie byłoby rodziców i dziadków, cioci, która tez często lubiła wpadać na wigilijną wieczerzę. Teraz rodzinny dom był daleko stad, tak samo jak rodzina. Tęskniła za tym. Wiedziała, ze te święta będą inne. Ale nie wykluczało to możliwości, że będą również wyjątkowe i pełne radości. Może innej, ale jednak radości!
Bogdan i Mateusz przyszli punktualnie o osiemnastej. Z głośnika radia sączyły się najróżniejszego rodzaju kolędy. Na stole, już nakrytym- i to dosyć suto- na talerzyku leżał biały opłatek, świeciła się choinka, odsłonięte zasłony pozwalały dopełnić atmosferę pięknym pejzażem za oknami. Paulina siedziała przed lustrem i od (jak jej się wydawało) dobrej godziny czesała jeden kosmyk włosów, wpatrując się w swoje odbicie.
Co by było gdyby nie stało się to, co się wtedy stało. Może bym już nie żyła? Nie pojmuję tego jeszcze. Tyle można usłyszeć o duchach i najróżniejszych zjawiskach i uwierzyć, ale kiedy to się tobie przytrafia, to nie potrafisz tego ogarnąć. Ale ja wiem, że to Oni mnie ocalili...
- Paulina, zejdziesz wreszcie?!- dobiegł ją głos Edyty
- Idę już idę!
Odłożyła szczotkę, jeszcze raz pomalowała usta i jak burza wybiegła z pokoju.
Tak, nie myliła się. Te święta były wyjątkowe. Nie tylko z tego powodu, że Mateusz tego wieczoru kilkanaście razy zapewnił, że ją kocha i pocałował, nie tylko dlatego, że prezenty okazały się udane, nie dlatego, że było miło i przyjemnie. Dlatego, ze pod choinką tego wieczoru znalazła coś jeszcze. Coś, czego długo i jak do tej pory bezskutecznie szukała.
Poznała cenę jednego gestu, jednej sekundy, jednego słowa. Poczuła, że znalazła szczęście. A to, czym ono było do tej pory było tylko krótkotrwałą radością. Teraz umiała chwytać upływający czas, cieszyć się wszystkim co miała. A bliscy? Wierzyła, że ta Wigilię spędziła nie tylko z nimi, ale ze wszystkimi których znała i kochała. Oni byli zawsze obok. Niewidzialni, ale odczuwalni...


Jest taki dzień,
bardzo ciepły choć grudniowy,
Dzień, zwykły dzień,
w którym gasną wszelkie spory,
Jest taki dzień,
w którym radość wita wszystkich,
Dzień, który już każdy z nas zna od kołyski

Niebo, ziemi,
niebu ziemia,
wszyscy wszystkim ślą życzenia
Drzewa ptakom,
ptaki drzewom,
tchnienie wiatru płatkom śniegu

Jest taki dzień,
tylko jeden raz do roku,
Dzień zwykły dzień,
który liczy się od zmroku
Jest taki dzień,
gdy jesteśmy wszyscy razem
Dzień, piękny dzień,
dziś nam rok go składa w darze

Niebo, ziemi,
niebu ziemia,
wszyscy wszystkim ślą życzenia,
A gdy wszyscy usną wreszcie,
noc igliwia
zapach niesie.



KONIEC

Podziękowania dla...
Was!!!
Dzięki wszystkim czytającym za wsparcie(tak,tak), Smerfowi za umożliwienie publikacji i reszcie... Wesoly DZIęKI I WESOłYCH śWIąT!!!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Pon 15:38, 24 Gru 2007    Temat postu:

Kurde! No ślicznie! Szkoda że już koniec ;(
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:45, 25 Gru 2007    Temat postu:

boskie!! ja swoj dam jutro, obiecuje ze bedzie nadzywczaj dlugi, bo mialam wene tworcza, ale mnie juz opuscila, a chcialm to moje opowiadanie skonczyc na swieta...

PaBia jeszcze raz gratuluje pomyslu i czekam z niecierpliwoscia czy bedzie cos kolejnego, w sumie tez chwile ci zajego pisanie tego opowiadania.
Wesolych Swiat!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 21, 22, 23  Następny
Strona 8 z 23

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin