Forum Olga Bończyk Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Radosna twórczość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 21, 22, 23  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Gość






PostWysłany: Pią 21:21, 10 Sie 2007    Temat postu:

AAA... popłakałam się.... =[ Ale śliczne jest!
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:28, 10 Sie 2007    Temat postu:

to co mam miec pomysly na podobne copwiadanka, czy moze cos o podtekscie kryminalnym,?? bo jak mowilam romansow to ja pisac nie umie, apel do PaBi ostatnie dwa cedeki wrzucic tu prosze!!!!!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Pią 21:30, 10 Sie 2007    Temat postu:

Możesz pisać i takie i taki ja wszystkie z chęcią przeczytam...
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:25, 12 Sie 2007    Temat postu:

IV Sierpień

Jeden z pierwszych dni czerwca. Około 22:00 Edyta wracała do domu po męczącym dyżuże. Pogoda była typowa dla polskiego czerwca – raz parno, raz chłodno, mokro i potwornie sucho, a na dodatek deszcz wisiał w powietrzu. W samochodzie było ciepło i przyjemnie, z radia leciała jej ulubiona piosenka. Była blisko domu, przejeżdżała tak jak zwykle przez pobliski zagajnik rosnący po jednej i drugiej stronie ulicy. Nagle przed samochód wyskoczyła jakaś postać. Nie widziała dokładnie, co to lub, kto to był, ale uciekała bardzo szybko, tak jakby się czegoś bała lub uciekała z miejsca gdzie cos się stało. Kobieta zwolniła, ale nikogo już nie widziała. Kilka metrów dalej na pobocze wbiegła, a raczej przykuśtykała nastolatka. Była w podartym ubraniu, cala się trzęsła – prawdopodobnie z zimna i strachu.
Na dodatek deszcz zaczął padać, najpierw drobne krople, a potem coraz większe i coraz więcej ich było. Aż ta ulewa zmieniła się w gradobicie. I znowu zaczęło się od drobniutkich kulek lodu, może wielkością przypominających zielony groszek, a skończyło się na wielkości orzecha włoskiego.
Dziewczyna tak stała w tym deszczu i gradzie, zanim zaczął padać rzęsisty deszcz zdążyła machnąć ręką, ale kierowca z samochodu przed Edyta nie zauważyła jej, albo po prostu nie chciał zauważyć. Dziewczyna znów wykonała taki gest jakby chciała złapać stopa, trafiła na Edytę, lekarka zatrzymała się, wysiadła z auta i podeszła do niej.
- Co się stało??
Dziewczyna ledwo stała na nogach, trzęsła się, płakała. Edyta chciała podejść bliżej, ale nie dala redy. Jak Edyta bliżej to ona w tył. Wyglądało na to, ze nie ma zaufania do ludzi. Kobiet ponowiła pytanie:
- Co się stało?? – pospiesznie dodając- nie bój się, nie zrobię ci krzywdy, skoro mnie zatrzymałaś cos się musiało stać.
Dziewczyna dalej twardo stała, chciała cos powiedzieć, ale nie bardzo wiedziała, od czego zacząć.
Deszcz i grad coraz bardziej waliły w karoserie samochodu, z coraz większą siła i impetem. Edyta i spotkana dziewczyna stały tak w deszczu na tym żwirowym i ciemnym poboczu, oświetalnym jedynie przez reflektory samochodu lekarki. Mokły, choć stały pod drzewami, a te miały wielkie korony, które powinny nie przepuszczać deszczu, ale ten był zbyt intensywny.
Lekarka patrzyła na dziewczynę z niedowierzaniem. Na pierwszy rzut oka wyglądała na 15, może 16 lat. Było coraz później, padało. Edyta zastanawiała się, co tak młoda dziewczyna może robić o tak późnej porze w lesie. Nurtowało ja również jak wyciągnąć z niej, co się stało. Po raz trzeci ponowiła swoje pytanie:
- Co ci się stało?? Jak powiesz pomogę.
Dziewczyna dalej stała, z jej oczu można było wyczytać strach i przerażenie. Nic się nie odezwała, tylko pokazała na nogę, chciała podejść bliżej swojej wybawczyni. Jednak nie była w stanie stanąć na tej nodze, gdy ja stawiała i przenosiła na nią ciężar swojego ciała przez cale ciało przszywał ja impuls piekącego i rozdzierającego bólu. Spróbowała podskoczyć na tej drugiej zdrowej nodze, ale nie miał na tyle siły, Wiec spuściła głowę i zaczęła mocniej płakać. W jej głowie kłębiły się myśli. Pierwsza z nich była straszna, ale dziewczynie wydawało się ze to jest nie uniknione: „Boże, znowu będzie gips, nie ja tego nie chce”
Edyta widząc, ze cos się stało nastolatce w nogę odezwała się ponownie. A deszcz i grad waliły na całego, obie były doszczętnie mokre, choć może nastolatka bardziej.
- Noga, noga cię, boli. Mogę podjeść bliżej i ja obejrzeć??
Dziewczyna pokiwała głową. Nawet wyciągnęła rękę do Edyty. Lekarka podeszła bliżej, widząc, ze dziewczyna jest na skraju wycieńczenia, cal posiniaczona i ledwo stoi na nogach zaproponowała jej
- Pomogę ci usiąść tu na ziemi, bedzie nam obu wygodniej.
Licealistka – jak wydawało się Edycie – przy jej drobnej pomocy usiadła. Parwą nogę miał wyprostowaną, nie naturalnie wyprostowana. Lekarka kucnęła przy dziewczynie, zaczęła badać palcami ta nogę. Gdy dotknęła blizny – jak sądziła po jakimś wcześniejszym zdarzeniu – po szwach dziewczyna „zawyła” z bólu. Anestezjolog – bo takiej specjalizacji była Edyta – ponownie odezwała się do swojej pacjentki.
- Słuchaj jestem lekarzem, na pierwszy rut oka źle to wygląda. Dzwonie po pogotowie.
- Ychy, boli, boli – odpowiedziała dziewczyna, coraz bardziej przemoczona i przerażona całym tym zdarzeniem.
Siedziała trzęsąc się z zimna i bólu. Kiwała się w przód i tył, tak jakby miał chorobę sieroca.
- Cześć, słuchaj potrzebuje karetkę, do tego zagajnika koło mnie. Nie wiem, co się stało, jakaś nastolatka wybiegła na pobocze i chciała żeby ktoś się zatrzymał. Podejrzewam złamanie podudzia.
Po tym co usłyszała w odpowiedzi kogoś po drugiej stronie słuchawki była bardzo zdenerwowana:
- Jak to nie macie wolnej karetki??
Nagle rozmowę przerwał odgłos upadającego ciała dziewczyny na ziemie.
- Dobra to zaraz ja przywiozę, właśnie straciła przytomność.
Zakończyła rozmowę. Wróciła do dziewczyny, ta była nieprzytomna, prawdopodobnie z bólu. Wzięła ją na ręce, położyła na tylnym siedzeniu. Nawróciła. O 22:30 była z powrotem w szpitalu. Obie zarówno Edyta jak i dziewczyna były przemoczone do suchej nitki.
W szpitalu lekarka położyła dziewczynę w zabiegowym na ortopedii, sama poszła się przebrać. Po powrocie przy nastolatce był ortopeda – Krzysiek Jędras.
- Cześć i co z jej noga?? – zagadnęła Edyta
- Nie wiem, nie wydaje mi się aby to było złamanie, ale profilaktycznie zrobimy RTG. A co się wogóle stało??
- Nie wiem, stal na poboczu, była przerażona, cala posiniaczona, chciała podejść, ale nie była w stanie stanąć na ta nogę. Nic się nie odezwała. Potem straciła przytomność. Siostro – zwróciła się w kierunku Bożenki – dodatkowo toksykologia i pod monitor.
- Zostaje tutaj czy na oddział??
- Narzie tutaj, możesz ja w cos przebrać, suchego, podaj ogrzane płyny i przykryj kocem.
- Dobrze.
Bożenka zabrała dziewczynę na prześwietlenie, a potem podała płyny i przykryła kocem. Nie zdążyła przebrać, bo przywieźli kolejnych pacjentów.
Było po północy, pacjentka była nadal nieprzytomna. Jej wyniki były u lekarzy. Gdy ortopeda zobaczył RTG aż usiadł z wrażenia i poprosił Edytę o ot aby na to spojrzała.
- Jezu – jęknęła – co to jest?
Zdjęcie przedstawiało podudzie dziewczyny, a na nim, mniej więcej w miejscu, gdzie Edyta widziała bliznę ślad po starym złamaniu. Złamaniu obu kości. Na piszczeli były ślady po otworach robionych w kości, najwidoczniej dziewczyna miała składana ta kość, ale jakoś mało umiejętnie. Strzałka natomiast była cala, ale tez miała znamiona wcześniejszego urazu, ale ze zdjęcia wynikało, ze nikt tej kości nawet nie próbował złożyć.
- To, to jest to co jej nie pozwalało na tej nodze stanąć, stare złamanie, nieumiejętnie złożone, o i popatrz na to – wskazał na naderwana torebkę stawowa w stawie skokowym – zwichnięta kosatka, to jest tez stare. TO wszystko plus taka jak dziś wieczorem pogoda spowodowało taki straszny ból. Można by to spróbować naprawić, ale ona już musi tego chcieć. A co z głową??
- Tomografia jest wporządku, popatrz – podała mu kolejne zdjęcie
- Rzeczywiście, a reszta badań??
- Wygląda na to, ze ok., ale nie widzę tu toksykologii, zaczekaj.
Podniosła słuchawkę i wykręciła numer do laboratorium, a tam jej powiedzieli, ze narkotyków nie ma, ale jest dość duże stężenie środków uspokajających. Po rozmowie zwróciła się do kolegi.
- Trzeba jej zrobić płukanie żełądka.
- A to czemu??
- Pięciokrotnie przekroczone stężenie środków uspokajających.
- Jasna chlera. Sama wzięła czy ktoś jej do czegoś nasypał.
- Po tym, ze była przestraszona i po obijana można sądzić, ze ktoś jaj dosypał. Czekaj to zaczyna mi się układać w jedna całość. Szybko chodźmy do niej, obawiam się najgorszego, bo widziałam, zanim się zatrzymałam jakiegoś faceta, bardzo szybko z tamtąd się oddalał.
- Myślisz, ze to mogł być on, ze on jej... – urwał nagle
- Niestety.
Wyszli z dyżurki.
W zabiegowym nadal nieprzytomna, w mokrych rzeczach, przykryta kocem leżała dziewczyna. Bożenki w pobliżu nie było, ani żadnej innej pielęgniarki. Gdy Edyta do niej podeszła ta była rozpalona, miała kłopoty z oddychaniem.
- Szybko Krzysiek pomóż mi. Musimy ja przebrać, ale najpierw płukanie żołądka i cos przeciw gorączkowego
- Dobra.
Założyli dziewczynie sondę do żołądka, zrobili płukanie, podali cos przeciw gorączkowego. Powoli jej stan się poprawiał choć nadal była nieprzytomna.
- Idź do dyżurki, ja już tu zostanę. A co jej podąć jak się obudzi i ból ja będzie dalej męczył?
- Daj jej zwykły przeciw bólowy, a nogę niech którąś z pielęgniarek posmaruje jej maścią, Neo- Capsidermem, to jej ja rozgrzeje i uśmierzy ból.
- Dzięki
Lekarz wyszedł, a Edyta została przy dziewczynie. Zaczęła ja przebierać. Gdy zdjęła jej bluzeczkę na ciele zauważyła blizny po przypalaniu i ślady pobicia, a gdy przewróciła ja na bok, aby zdjąć pozostałą część mokrego ubrania zauważyła krew. Krew była na bieliźnie i prześcieradle znajdującym się na noszach. Zamarła ze strachu. Już widziała siebie z dawnych lat. Siebie leżąca na zimnej ziemi i skrzywdzona przez jakiegoś zboczeńca. Natychmiast zadzwoniła po dr Wójcika – ginekologa - z prośbą o konsultacje.
Gdy przyszedł dziewczyna nadal była nieprzytomna. Pielęgniark z jego oddziału przygotowała pacjętkę do przetransportowania na ginekologie.
- część Edytko, ponoć masz tu kogoś dla mnie?
- Część, tak. Ta mała. Krwotok z dróg rodnych, we krwi pięciokrotnie przekroczony poziom środków uspokajająco – usypiających. Podejrzewam najgorsze.
- Nadaje się do transportu do mnie na oddział?
- Nie.
- W takim razie siostro proszę przygotować pacjętkę do przeprowadzenia badania tutaj.
- Dobrze, co mam przynieść?
- Zestaw do badania ginekologicznego dla dzieci. Aha i na wszelki wypadek proszę zawiadomić ginekologiczny blok operacyjny. Edyta – zwrócił się do lekarki – jak będzie potrzeba znieczulisz ja?
- Tak.
Po wszystkich przygotowaniach nadszedł czas na badanie. Lekarz ułożył dziewczynę na plecach, najpierw wykonał USG, a następnie ugiął jej nogi w kolanach pod katem prostym, rozszerzył. Ubrał rękawice. Pielęgniarka przykryła dziewczynę płachtą, a Edyta cały czas kontrolowała oddech i prace serca. Nastąpiła ta właściwa chwila – chwila badania ginekologicznego. Na początek Darek wsadził dwa palce do pochwy dziewczyny i badał brzuch, ułożenie macicy i jajników. Następnie przyszedł czas na stwierdzenie czy dziewczyna rzeczywiście została skrzywdzona. Podczas tego etapu badania w sali panował kompletna cisza, tylko było słychać brzek podawanych instrumentów i komedny lekarza.
Po 10 min, kiedy Edyta zauważyła, ze Darek skończył swoje badanie, zapytała go:
- I co z nią?
- Wszystko w porzadku. To tylko tak obfita miesiączka, do niczego nie doszło.
- Bogu dzięki. Bo mnie ostro przestraszyła. Dzięki za pomoc.
- Część. Jak by cos się działo to jestem u siebie.
Dochodziła 3 nad ranem lekarka doszła do wniosku, ze dziewczynę można przetransportować na oddział. Wyniki badań poprawiły się, poziom środków toksycznych we krwi obniżył się, a nawet spadł do zera. Edyta była zadowolona z tego faktu.
Po powrocie do zabiegowego postanowiła poszukać jakiś dokumentów w ubraniu dziewczyny. Nic nie znalazłszy poprosiła Bożenkę, aby je zaniosła do szpitalnej pralni.
Dochodziła 10, Edyta cala noc spędziła w pracy, a teraz ma jeszcze swój właściwy dyżur. Po obchodzie wróciła do sali swojej pacjentki. Dziewczyna zaczynała się budzić.
- Yyyy, co, gdzie ja jestem? Co się stało?
Odruchowo chciała sprawdzić czy ma gips na tej nodze. Nie miała siły, pamiętała tylko słowa kobiety, która wysiadła z samochodu. Mówiła cos o podejrzeniu złamania. Gdy dziewczyna zaczęła się odzywać i otworzyła oczy zobaczyła nad swoim łóżkiem kobietę z auta i jakiegoś faceta. Obydwoje byli w kitlach, tak jakby tu pracowali, byli lekarzami.
- Część – odezwała się Edyta
- O witamy wśród ciekawych tego świata – odezwał się Jędras
- Dzień dobry. Co się stało? Noga, nie mam gipsu, co mi jest? Głowa.
- Już spokojnie. Jesteś w szpitalu w Leśnej Górze. Starciłaś przytomność w lesie. Nie mieli karetki i przywiozłam cię swoim samochodem. A o nodze to kolega ci opowie. A właśnie jak masz na imię?
- Nie ważne, może później. Co z noga? Źle prawda?
- Nie tak źle. Nie jest złamana. Tak strasznie bolało cię tamto złamanie. Ktoś ci je źle złożył.
- Wiem – odparła dziewczyna – Głowa, głowa mnie boli.
- Nie wykluczone, po takiej dawce środków uspokajających to nic dziwnego. Prześpij się, a potem przyjdę i pogadamy.
Obydwoje wyszli z sali dziewczyny, a ona sama usnęła.
Przebudziła się w porze obiadowej, a raczej przeszywający ból nogi i brzucha ją obudziły. Nie wiedziała co robić. Nie miała siły, żeby wstać, a krzyknąć to nie wypadało. Usiłowała sobie przypomnieć co się w takich sytuacjach robiło te siedem lat temu w szpitalu. Nagle sobie przypomniała: Aha, tu gdzieś powinien być przycisk, że pielęgniarka przychodziła.Uniosła się na rękach, wzrokiem objęła okolice łóżka, o jest - pomyślała zahaczywszy wzrok na jakimś przycisku. Spróbuję, może do niego dosięgnę i wcisnę, to może ktoś przyjdzie – jak pomyślała tak zrobiła. Do sali weszła Marta:
- Co się stało?
- Boli, znowu tak okropnie boli ta noga i brzuch. Dostanę coś przeciw bólowego?
- Tak.
Wróciła do swoje dyżurki i zabiegowego. Wzięła to co było wpisane w kartę. Wychodząc z pomieszczenia wpadła na Edytę.
- O pani doktor, ta mała się obudziła, skarżyła się, że ją boli noga i brzuch. Mam tu to co było w zleceniu.
- To daj mi to pójdę do niej może się czegoś dowiem.
- Dobrze, dziękuję.
Gdy weszła do sali nastolatki, ta leżała na prawym boku, nogi miała podkurczone, popłakiwała z bólu.
- Widzę, że już się dobrze czujesz. Słyszałam, że cię znowu boli.
- Tak, ta noga, i ten brzuch. W dodatku musiało mnie teraz nawiedzić, kiedy mam się uczyć do kolosa z organicznej.
- Ania – mam nadzieje, że mogę się tak do ciebie zwracać. Daj łapkę to dostaniesz przeciw bólowe, a nogę posmarujemy maścią i tez przestanie boleć. A powiedz mi co się stało wczoraj wieczorem, tam w lesie.
- Nic, tylko... – i nagle urwała jakby bojąc się powiedzieć.
- Co tylko?? Nie bój się mów co cię gnębi. – nakłaniała ją Edyta smarując nogę maścią
- Tylko wybrałam się na spacer, żeby przemyśleć pewne sprawy.
- Jakie sprawy?
- Nie ważne. Jak ma pani na imię? Dziękuję za wczoraj.
- Edyta, nie ma za co. A ty jak masz na imię?
Dziewczyna chciała cos jeszcze powiedzieć, ale tak jakby się czegoś bała, ale patrząc na uśmiechniętą twarz kobiety i emanujące z niej ciepło wewnętrzne zebrała się na odwagę i zagadała:
- co mi było? Wieczorem okropnie mi się kręciło w głowie i ta noga. Potknęłam się wychodząc na wieczorny spacer po lasku i jak poszłam dalej to już było tylko gorzej. Byłam pewna, że to powtórka z przed 7 lat.
Edyta była zmieszana, o co chodzi dziewczynie z ta powtórka z rozrywki, ale podjęła temat rozmowy.
- Miałaś zatrucie lekami, dlatego kręciło ci się w głowie. A ta noga to, co się wtedy stało?
- Wsiadałam na rower. Straciłam równowagę, z nogi zrobiłam dźwignię. Noga wpadła pomiędzy rower a wysoki krawężnik. Złamała się. Obie kości i to otwarte było. Zabrali mnie do szpitala. Tam trafiłam na chirurgie dziecięcą i jakiegoś inteligentnego lekarza.
- Czemu??
- Bo najpierw próbował nastawić mi ta nogę naciągając i przesuwając tą kość. Jeszcze tego samego wieczoru. Po zabiegu czuwali przy mnie rodzice.
- Jak to po zabiegu?
- Bo jak powiedziałam, trafiłam na chirurgię dziecięcą i tam takie rzeczy robią pod narkoza i w pełnym znieczuleniu. Gdy byłam już na miejscu to lekarz ten który mnie usypiał, dał mi coś, że jak włożyli ręce pod mój kręgosłup to nic nie czułam i spać mi się chciało, a wcześniej mi powiedział, że widział mojego ojca na korytarzu, że go zna.
- Ale co to ma do twojej nogi?
- No właśnie po tym wszystkim ten piękny stwierdził, że nie wystarczyło to i, że jutro będą mi zakładać stabilizator. Rodzice nie znając się na tym, a nasz zaprzyjaźniony ortopeda była na urlopie, podpisali zgodę na założenie mi tej płytki i 5 śrub na piszczel, strzałka miała zrosnąć się sama. Rano przecięli mi gips, i koło 10 zabrali z powrotem – z oddziału. Po założeniu tego jeszcze przez dwa tyg. byłam w szpitalu. Jedyny plus z tego to poznałam fajnych ludzi.
- Tak bywa, ale to chyba nie koniec.
- Fakt, po tej operacji za wcześnie zdjęli mi szwy. To się nie chciało goić, ale puścili mnie do domu. Kazali...- nagle przerwała podnosząc głowę w kierunku drzwi, które zaskrzypiały
Stał w nich Jędras, nie wiedziała od kiedy.
- Co jest? – zapytała się Edyta
Dziewczyna uśmiechając się wskazała głowa na drzwi.
- No co! Słuchać nie wolno?? Mów dalej. Fajnie Cię urządzili. – rzucił z dziecięca obraza w głosie
- Dobrze. Kazali mi najpierw co 3 dni, a potem co tydzień przyjeżdżać na zmianę opatrunku. Koło połowy września ta rana nadal się nie goiła. A mój lekarz prowadzący Okularnik – tak mam zapisane w pamiętniku, wole nie pamiętać jego nazwiska – kazał mi na tą ranę miód spadziowy przykładać.
- Co?? – przerwał jej dr Krzysztof – Miód? On oszalał?
- No, po tygodniu to wyglądało okropnie. Mama nie wytrzymała i pojechałyśmy do poradni. Tam dr Sosna załamała się. Gdy to oglądała, stwierdziła, że jest tam martwica. Ponownie trafiłam na oddział. Do kilku dni zdjęli mi to żelastwo i zagipsowali. Teraz się już wszystko goiło dobrze. Z wyjątkiem kości. Ech..
- Jak to z wyjątkiem kości?
- Bo nie chciała się zrastać. Jedenaście tygodni byłam w gipsie. A nie stawałam na ta nogę potem jeszcze przez miesiąc. Siłą wyżebrałyśmy skierowanie do sanatorium, a o rehabilitacji można było zapomnieć.
- To rzeczywiście straszne. A powiedz w końcu jak masz na imię. Może trzeba kogoś powiadomić?
- Joasia lub Asia jak pan doktor woli, ale do nikogo proszę nie dzwonić, bo i tak nikt nie przyjdzie.
- Dobra, to my cię teraz zostawimy. Prześpij się, a potem jeszcze zrobimy jedno badanie i pewnie puścimy cię do domu.
Wyszli. Na korytarzu Krzysiek odezwał się:
- ta dziewczyna miała cholernego pecha, a także wiele szczęścia. Mam pomysł, ale musisz mi w tym pomóc i ona musi się zgodzić.
- Mów o co ci chodzi.
- Mógłbym jej to poprawić, ale..
- Tak, nie ma 18 lat, nie wiadomo czy jest ubezpieczona i nie wiadomo czy się zgodzi.
Tak sobie rozmawiając odeszli od sali panienki, ale nagle usłyszeli dzwoniący telefon. Edyta była pewna, że to jej, ale gdy go wyjęła z kieszeni fartuch stwierdziła, że jednak nie on. To był telefon ich pacjentki.
- Halo?? Cześć Kasia!! Co słychać?? Słuchaj co z chemią??
- W sobotę pisało 8 osób, zdała 1.
- A nie wiesz kto??
- Chyba Krzysiek M.
- O k***a. Nieźle. A ty jak?/
- Ja?? Ja mam 3,5. A gdzie ty sie podziewasz??
- Nie ważne, jutro, góra po jutrze będę na uczelni.
- Dobra, to do zobaczenia.
W oczach dziewczyny pojawiły się łzy, czuła się tak jak wtedy w styczniu, gdy Agatka ogłaszała wyniki egzaminu. Była zła, wściekła na cały świat, chciał cos ze sobą zrobić. Na początek wtuliła głowę w poduszkę i próbowała usnąć.
Było po 20, przebudziła się nagle, była cała zlana potem, cała się trzęsła, w głowie się jej kręciło. Było to dla niej mało przyjemne uczucie, ale uświadomiło jej to, że nie chce więcej razy przeżywać takiego koszmaru. W jej sali było ciemno, najwidoczniej dalej padało - pomyślała. To był wymarzony moment aby podjąć decyzję co dalej. Co zrobi ze swoim życiem. Przez jej głowę przemknęło wiele pomysłów, wiele jeden wydał się najbardziej sensowny.
Może był 21, może było później. Aśka leżała na łóżku, wyłączyła telefon, zgasiła światło, czekała na odpowiedni moment, aby zrealizowac swój plan. W drzwiach sali stanęła Edyta:
- Hej, śpisz?? – odezwała się
Dziewczyna nie odezwała się. Edyta podeszła bliżej, usiadła na łóżku. Swoje delikatne, kobiece dłonie, można by rzec matczyne położyła na ramieniu pacjentki. Ona sama był a odwrócona twarzą do ściany. Edycie zdawało się, że płacze. Postanowila posiedziec tak chwile w ciszy, po kilku minutach zapaliła światło. Dziewcyna odruchowo przykryła glowę kołdrą. W tym momencie Edyta postanowiła spróbowac dowiedzieć się co jest powodem takiego zachowania.
- Co się stało? Możemy spróbować rozwiązać twój problem.
Nie było odpowiedzi. Lekarka spróbowała ponownie, tym razem używając podstępu.
- Albo powiesz mi co się stało, albo nie wypuścimy cię pojutrze do domu.
Nadal nie było reakcji. Tym razem Edyta spróbowała wyciągnąć z dziewczyny gryzący ja problem podstępem jaki stosowali jej rodzice. W swoje ręce wzięła kawałek kołdry, a następnie podniosła go. Na nią to zawsze skutkowało tym razem również podziałało.
- No już dobrze, powiem co jest grane, ale mnie przykryj!!
- Brawo mądra decyzja. Może jeszcze się odwrócisz do mnie?
- Nie – i zaczęła mocno płakać
- W porządku, to zamieniam się w słuch – jej dłonie ponownie powędrowały na ramie dziewczyny
- Nic takiego, tylko nie zaliczyłam. Nie nadaję się na te studia.
- Studia? – ze zdziwieniem zapytała – Przecież ty nie masz więcej jak 16 lat!
- Ja jestem matoł, debil, nie nadaję się! – łzy same płynęły jej z oczu
- No już przestań beczeć i powiedz z czym masz problem.
- Nie ważne. Poradzę sobie jakoś, odwal się pani od moich problemów! Wynoś się!
Edyta trochę zmieszana, ale wstała i zmierzała do drzwi. Na odchodne usłyszała jeszcze:
- Nie przychodź więcej! Zgaś światło!
Choć było to mało grzecznie poproszone lekarka wykonała to.
Edyta była w pracy już 48 godzin, a w dyżurce czekała już kolejna zmiana: Alicja, Zosia, Kuba, Witek i Lena.
- Jestem wykończona, jadę do domu – przerwała panującą w dyżurce ciszę
- No nie dziwie się. Miałaś niezły dyżur. Podwójny. – odpowiedziała Zosia
- Edytka, jedziesz do domu? Miłego wieczoru. – skwitował Kuba
Zbliżała się północ, do szpitala przywieziono dwie siostry, 19 letnią Dagmarę i o trzy lata Olgę. Obie były ranne, ich rany świadczyły o ostrej kłótni. Ich obrażenia były poważne, dlatego nikt nie zwracał uwagi na pozorny spokój panujący na oddziale. Wszyscy lekarze zajęli się ratowaniem życia sióstr.
Asia postanowiła wykorzystać zamieszanie panujące na oddziale i wykonać swój plan. Choć ból nogi powrócił to nie przeszkodził jej w dokonaniu zaplanowanego czynu. Usiadła na skraju łóżka, włożyła stopy w sandały, w których wybrała się na spacer, stanęła na nogi. Trochę niepewnym krokiem wyszła z sali. Skierowała się w stronę łazienki, rano widziała tam odłamki szkła. Idealne do wykonania mojego planu – pomyślała w głębi duszy.
W pomieszczeniu nawet nie świeciła światła, żeby nie wzbudzać podejrzeń, wystarczyło jej światło z ulicznych latarni.
- O jest – powiedziała sama do siebie znajdując ten upatrzony kawałek szkła
Usiadła na ziemi, przez okno wpadał mrok nocy rozproszony światłem latarni, któro idealnie nadawało atmosferę chwili – pomarańczowo – różowe. Była 1:00. Aśka usiadła na podłodze, na palcach zaczęła odliczać do 21 powtarzając formułkę:
- Zrobić, nie zrobić, zrobić... – przy ostatnim wyszło jej zrobić
Przyłożyła szkło do lewego nadgarstka. Najpierw delikatnie, potem coraz mocniej, wręcz wbijała w swoją rękę ten odłamek szkła, ale po wbiciu i rozranieniu natychmiast go wyciągała, aby ulżyć swojej duszy, która cierpiała. W momencie gdy krew zaczęła spływać po jej nadgarstku, łzy zaczęły płynąc z jej oczu., a ona sama zaczęła mówić w przestrzeń:
- Przepraszam, że was zawiodłam, wybaczcie mi. Musze to zrobić. Do niczego się nie nadaję.
Z coraz głębszej rany krew zaczęła płynąc obficiej, w mroku nocy nie widziała ile jej jest, za to czuła się coraz lepiej. Miała wrażenie, że wszystkie jej problemy się kończą. Miała jeszcze zamiar zrobić to samo z druga, ale na prawej rana była już zdecydowanie płytsza, bo nie miała już siły, aby ja pogłębiać. Bez silnie osunęła się na ziemię, leżała, a jej twarz rozpromieniał uśmiech zadowolenia.
Nikt z oddziału nie zauważył zniknięcia pacjentki z sali, byli zajęci siostrami i jaszcze jakimś innym pacjentem, którego przywieziono koło 2 nad ranem. Dopiero rano, tuz przed obchodem pielęgniarka zoriętowała się, że coś jest nie tak, że łóżko jest zaścielone, tak jakby nikt w nim nie spał. Pobiegła do dyżurki, nie było tam nikogo oprócz Edyty.
- Przepraszam, pani doktor....- urwała bo nie wiedziała jak i co ma powiedzieć
- No co jest? – zagadnęła
- Asia, Asia zniknęła z sali, nie wiem kiedy.
- No cudownie po prostu. A szukałaś jej?
- Tak, ale nie ma jej nigdzie.
- A w łazience byłaś?
- Nie, bo salowy tam sprząta i jakby ja znalazł to pewnie by nas zaalarmował.
- Może jeszcze jej nie znalazł. Chodźmy tam i to szybko.
Zanim doszły do drzwi łazienki z jej wnętrza wyłonił się salowy Mareczek. Był dobrze zbudowany. Włosy miał kruczo czarne. Mężczyzna ten miał na rękach nieprzytomną i blada nastolatkę. Ręce miała całe zakrwawione.
- próbowała sobie żyły podciąć – zawołał Mareczek
- Szybko do zabiegowego – zwróciła się Edyta do salowego – kto jest dziś na chirurgii?? – tym razem do pielęgniarki
- O tej porze to chyba jeszcze dr Burski, a jak nie to dr Mejer, albo dyrektor Tretter.
- Nie ważne który byle szybko!
- Dobrze.
Gdy doszli do zabiegowego Mareczek położył nieprzytomną dziewczynę na specjalnym łóżku. Edyta podłączyła do kardiomonitora, podała coś znieczulającego i tlen.
- Jestem, ponoć mnie potrzebujesz. – w drzwiach stanął Kuba
- Dobrze, że jesteś. Podcięła sobie żyły. Stan ciężki, na własnym oddechu, ale jak się nie pospieszymy to ja stracimy.
- Już się biorę do roboty. Dałaś jej coś, żebym mógł ja spokojnie zszyć?
- Tak. Masz godzinę.
Kuba zaczął oczyszczać rany i zszywać je. Rany nie były bardzo głębokie, ale rozległe. Podczas zakładania ostatnich szwów Kuba spojrzał na jej twarz i zagadnął do Edyty:
- Ona nie ma więcej niż 16 lat. Co jej strzeliło do głowy?
Zakończył zakładanie szwów, zrobił opatrunki. Z kroplówki kapała krew, którą udało się szybko znaleźć, dzięki temu, że dziewczyna miała grupę 0 Rh+.
- A tu się mylisz, z tego co mówiła to jest studentką.
- Chociaż może – ponownie spojrzał na jej twarz – ale co jej strzeliło do głowy.
- Nie mam pojęcia, ale jak schodziłam z dyżuru to była przybita, ale nie wiem czemu.
- To teraz tylko czekajmy aż się obudzi i może cos powie.
- Dzięki. Siostro – zwróciła się do pielęgniarki – przewozimy ją na OIOM.
- Dobrze.
Wydawało się, że najgorsze już za nimi. Była 9:00, było po obchodzie. Rozpoczął się zwykły dzień pracy, było wyjątkowo spokojnie. Nagle całą atmosferę pracy i spokoju przerwała pielęgniarka:
- Pani doktor, szybko Aśka. Chyba zaczyna się budzić.
Edyta wstała od biurka i poszła do dziewczyny.
- Cześć, dobrze, że wróciłaś.
Nie odzywała się tylko wpatrywała w sufit.
- Czemu to zrobiłaś? To przez ta wieczorna rozmowę?
Nie było reakcji, tylko zaczęła płakać.
- No nic nie zostawię cię teraz po tym co zrobiłaś. Siostro – zwróciła się do obecnej w sali pielęgniarki – proszę do niej zaglądać, jakby cos się działo to jestem u siebie.
- Dobrze pani doktor.
Minęły kolejne godziny. Pacjentka czuła się dobrze, ale tylko fizycznie. W jej psychice kotłowało się bardzo dużo myśli. Nie wiedziała co z tym zrobić. Do jej sali weszła jakaś inna lekarka, nie Edyta. Dziewczyna leżała twarzą do ściany nie zareagowała na przywitanie rzucone przez kobietę. Ta jednak się tym nie przejęła. Z obserwacji z ukosa dziewczynie wydało się że ta jest młodsza od poprzedniej i inaczej wygląda. Ma krótkie kasztanowe włosy spięte w kucyk.
- Cześć, jestem Monika Zybert. Możemy pogadać?
- Nie – ostro zaoponowała dziewczyna
- Jak chcesz, ale dopóki mi nie powiesz dlaczego to...
- To zrobiłam, tak?? – przerwała – Nic pani do tego. Zostaw mnie pani w spokoju.
- Hej może tak trochę grzeczniej? Wiesz zanim zostałam lekarzem miałam wiele pomysłów na życie. Kiedyś byłam bulimiczką i paliłam, gdyby nie mój ojciec, który jest lekarzem pewnie by mnie już nie było. Więc może powiesz dlaczego.
W drzwiach stała Edyta, Asia jej nie widziała tylko Monika ja zauważyła. Lekarka była ciekawa co skłoniło nastolatkę do takiego czynu.
- Jestem matoł, debil, do niczego się nie nadaje.
- Ale do czego?
- Nie ważne, może później powiem tej w okularach
- Jestem tu – odezwała się Edyta – możesz powiedzieć.
- Nie, tylko pani, jej nie – wręcz zabójczym wzrokiem popatrzyła się na Monikę.
- Już dobrze – przytuliła ją do siebie – nie ma Moniki możesz powiedzieć.
- Bo – przerwała, pociągnęła nosem – bo nie zaliczyłam, a tyle się tego uczyłam.
- Ale czego? Może mogę ci jakoś pomóc?
- Chemii – odpowiedziała i przecząco pokręciła głową.
Edyta przytuliła ją jeszcze mocniej do swojego ramienia, a gdy dziewczyna trochę się uspokoiła znów się do niej odezwała:
- To jeszcze nie koniec świata, nauczysz się i zdasz. A teraz trzeba zawiadomić twoich rodziców i podleczyć ręce i duszę.
- Nie, nie rodziców. Mamę. Ręce tak, ale duszy nie.
Matka dziewczyny pojawiła się w szpitalu przyniosła jej mulinę, tamborek i kanwę. Dziewczyna pomimo bolących nadgarstków wyszywała. Kobieta ta była tylko raz w szpitalu, nawet Edyta nie zdążyła z nią porozmawiać o bliznach i sińcach na ciele córki, a także o podcięciu sobie żył. Dziewczyna wytłumaczyła mamie, że stracił równowagę i stłukła szkło na laboratorium i dlatego jest w szpitalu. Ona w to uwierzyła.
Po miesięcznym pobycie w szpitalu dziewczyna opuściła go. Na odchodne zostawiła na łóżku to co wyszyła – zakładkę do książki. A do niej była przyczepiona karteczka:
„Dziękuję za wszystko. Za tą owce, i za wsparcie w tych najtrudniejszych chwilach. To dla najlepszego lekarza na świecie dr Edyty Kuszyńskiej z podziękowaniami. Asia”
Tym razem wróciła bezpośrednio do domu. Choć tego nie chciała nie miała innego pomysłu na resztę wakacji. Jak przystało na studentkę miała dwa ogromne marzenia: po pierwsze chciała studiować geografię na UJ, a nie ta pieprzona ochronę środowiska, przez która traci nerwy, a po drugie spotkać się z przyjaciółka z podstawówki, które w połowie pierwszej klasy gimnazjum wyjechała z rodzicami do Krakowa a ostatni raz widziały się dwa lata temu w 2005 roku na obozie. To drugie marzenie szybko się spełniło, już w połowie lipca nie wytrzymała w domu i umówiła z Izą – ta przyjaciółką. Wybierając się na wycieczkę – spotkanie była bardzo szczęśliwa i podniecona. Jednak czar wyprawy szybko prysł. Pociąg, którym miała przyjechać na tyle wcześnie, aby móc jeszcze kupić sobie jakiś drobiazg, przede wszystkim nowe, większe okulary przeciw słoneczne a`la muchy, bo spod tych widać było sińce po uderzeniach. A na nadgarstkach były blizny po próbie skończenia z sobą. Jednak wiedziała, że Iza to zrozumie jak powie jej, że to się stało w szkole, nie będzie się dopytywać. Gdy przyjechała była 10, a na ta godzinę były umówione. Wykręciła numer i zatrzymała się pod kioskiem z gazetami:
- Studencki całodzienny poproszę.
W tym momencie odezwała się poczta u przyjaciółki w telefonie, nagrała się, że ma lekkie opóźnienie, ale dotrze. Zaczęła zbiegać po schodach, bo się spieszyła. Na ostatnich trzech zakręciło się jej w głowie, straciła równowagę i przewróciła się. Spadła z trzech ostatnich schodków na kolano, nic się jej nie stało, podniosła się i szybkim marszowym krokiem ruszyła dalej. Przed wejściem do dworca czekała już przyjaciółka.
- Cześć Bella!! A gdzie Kabelek?
- Cześć! Jezu aleś się zmieniła za te dwa lata. To co robimy?
- Może kawa i ploteczki? Tylko gdzie? Koktajl tradycyjnie czy gdzieś indziej?
- Może w tu w galerii, bo znalazłam fajna kafejkę.
- Jasne.
Dziewczyny wybrały się do tej kafejki, jednak nie posiedziały długo, bo doszły do wniosku, że skoro pogoda jest taka ładna to lepiej iść na Stare Miasto i tam gdzieś usiąść w kafejce. Było im tak miło, że na plotkach straciły poczucie czasu. Koło 12 rozdzwonił się telefon Joaśki, ale gdy popatrzyła kto dzwoni odrzuciła rozmowę. Jeszcze kilka razy powtórzyła się ta scena, ale ona wyraźnie nie miała ochoty na rozmowę z ta osobą,
Po wyjściu z kawiarni siostry – bo tak się nawzajem nazywały – udały się na spacer przez rynek. Po lewej ręce dziewczyn idących od strony murów obronnych znajdował się duży czerwony kościół. Z tej wyższej dobiegł do ich uszu dźwięk gry na trąbce. W tym momencie Asia uświadomiła sobie, że to przecież hejnał i kościół Mariacki. Budowla, która posiada bogatą historię, ale również krążą legendy o tym kościele. Miała ochot wejść do środka i pomodlić się przez chwile w samotności.
- Iza – zwróciła się do koleżanki – wejdziesz ze mną do środka pomodlić się?
- Nie, ja skoczę do Sukiennic, spotkamy się za pół godziny pod Adasiem. Styknie ci tyle?
- Tak dzięki.
Weszła do środka. We wnętrzu budowli panował mrok rozproszony przez blask oświetlenia i promieni słonecznych wpadających przez wąskie, ale bardzo wysokie okna. W powietrzu można było wyczuć aromat ziół z kadzidła.
Uklękła przed obrazem Matki Bożej Częstochowskiej, zaczęła się modlić. Nie wypowiadając n głos ani jednego słowa, wołała do swojej Matki:
- Witaj Maryjo, proszę cię daj mi siłę na walkę z ojcem, aby była wygrana dla mnie. Proszę cię o to abym dostała się na tą geografię na UJ i żebym zdała ta chemię.
Jeszcze chwile klęczała, łzy napłynęły jej do oczu. Zamknęła je, gdy tak trwała w zamyśleniach w kieszeni zaczął jej buczeć telefon, wyjęła go i wyłączyła. Dzwoniła Iza. Aśka opanowała łzy i wyszła do przyjaciółki. Dochodziła 15 gdy doszły na Wawel. Obie były lekko zmęczone i zadowolone z tak spędzonego dnia.
- Iza wracajmy. Za godzinę mam pociąg, a za nim przebijemy się przez miasto...
- Wiem, zajmie nam to trochę czasu. Więc może z powrotem spacerek, tyle, że teraz trochę inaczej?
- Nie, nie dam rady. Zaliczyłam glebę spiesząc się na spotkanie z tobą i cos mi w kolano wlazł, a poza tym jest mi koszmarnie zimno. Chyba cos złapałam.
- Oki, jak chcesz. O której masz ten pociąg?
- 16:00, a potem koło 17.
- To ten o 16, ale nie obiecuje, że zdążymy.
Gdy przyszły na przystanek podjechał autobus. Wsiadły, Asia usadowiła się pod oknem, słońce to wychodziło to chowało się za chmurami. Zanosiło się na deszcz, jednak z jej twarzy nadal nie zniknęły okulary.
- Ej, co jest? Zdejmij wreszcie te okulary!!
- Nie, nie teraz. Nie mogę.
Jeszcze bardziej się zamyśliła: „ Jak tu jest pięknie, kocham to miasto, nawet jak zanosi się na deszcz czy siarczyście leje. Może zostać tu do jutra? Może pogadam z Izą?” Z zamyślenia wyrwało ją szarpniecie za ramię i glos przyjaciółki:
- Wysiadka! O czym tak myślisz?
- Już? Tak szybko? Nie ważne.
Skierowały się do przejścia na perony. Ten letni dzień upłynął, nadszedł czas powrotu. Przyjaciółki pożegnały się. Jedna wróciła do domu, a druga wsiadła do pociągu.
Była 10 lipca. Pierwsza uczelnia ogłosiła wyniki rekrutacji. Aśka czuła podniecenie i strach co będzie jak się nie dostanie. I stało się nie dostała się.
Była u ciotki, spędzała tam tydzień swoich wakacji, byłam tam również Ela jej kuzynka. Obie doskonale się bawiły. Nie widziały się rok, miały wiele do opowiedzenia sobie. W życiu jednej jak i drugiej zaszły poważne zmiany. Elka skończyła gimnazjum i szła do LO, bała się tego, ale i cieszyła się na tą myśl. Asia natomiast była po pierwszym roku i miała już pewne doświadczenie i wiedzę. Była również zakochana, ale bez wzajemności. Tego wieczoru siedziały w kuchni z ciocia, wujkiem i ich kuzynem zwanym przez nie Mistrzu. Starsza z dziewczyn była jakaś przybita, podziębiona. Miała ochotę na cherbatę z cytryną i miodem. Brała słoik z naturalnym cukrem, trąciła szklankę wylewając na siebie całą jej zawartość. Natychmiast pognała do łazienki polać to miejsce zimną woda, ale zrobiły się pęcherze. Dostała lód, a kuzyn pojechał do apteki po maść. Ta pomogła.
Następnego dnia cały czas siedziała z Elą i plotkowały o swoim życiu. Asia zaczęła:
- Wiesz co chyba się zakochałam, i to w dwóch, nie w jednym tylko w dwóch....
- Pierniczysz? Opowiadaj!!
- No co jeden ma na imię Maciek, a drugi Michał. Jednego znam od dawna, a drugiego od roku.
- I którego wolisz??
- W tym problem, że nie wiem!! Obydwaj mi się podobają, ale Maciek jest wysoki, jest lektorem, i ja się przy nim czuje, tak dobrze, możemy stać i gadać cały czas. Czuje się przy nim bezpieczna.
- No to nad czym się zastanawiać??
- Tyle, ze on jest chyba już zajęty...
- No to jak ci zależy to się dowiedz czy jest zajęty i walcz o niego, a jak nie to ten drugi.
- Ech co to za pocieszenie, lepiej powiedz co u ciebie??
- Nic ciekawgo. Skończyłam szkole, przeprowadzamy się. Hoduje rybki.
- I to jest nic??
- Wiesz co skończymy ta gadkę, bo zaczyna być nudno. W czw wracasz ze mną. Zostaniesz do niedzieli. Będzie fajnie.
- No pewnie!!
Po dniach spędzonych u ciotki pojechały do Asi. Ta była coraz bardziej przeziębiona. Jednak nie wybierała się do lekarza. W sobotę wstała nie wydając z siebie żadnego głosu. Gardło ja bolało.
- O k***a straciłaś głos!! Masz to ci pomoże! – rzucił ojciec podając butelkę wódki
- Nie, dzięki. Poradzę sobie sama, bez twoich trunków.
- Jak śmiesz! – podniesionym tonem odpowiedział
- No mogę, bo – zupełnie straciła głos, już ani słowa nie mogła wypowiedzieć.
Ojciec wykorzystał jej słabość wymierzył jej prosto w twarz z otwartej dłoni. I jeszcze kilka razy pięścią w nerki. Przy czym wrzeszczał na całe osiedle:
- Masz, tak się kończą odmowy wobec ojca. Popamiętasz to na zawsze!! – z pijacka czkawka dorzucił do przekleństw które sypały się podczas wymierzania kary córce.
Ela nic nie mówiła, tylko się przyglądała. Bała się, że również oberwie. Gdy wyszedł odezwała się do kuzynki:
- Może wezwać pogotowie?
- Nie, bo mnie zabiorą do szpitala i policje powiadomią, a po co mi to.
- To co robimy, chodź pojedziemy na rowery. Zapowiada się ładny dzień.
Wybrały się na przejażdżkę, nie było ich cały dzien. Pod koniec wyprawy Aśka miała dość. Chyba miała gorączkę, ale się do tego nie przyznała. Z naprzeciwka ktoś nadjechał, a ona leżała jak nieprzytomna na trawie, nawet nie miała rozłożonej peleryny. Kobieta przystanęła, zapytała się:
- Wszystko w porządku? Może wam pomóc?
Ela widząc piorunujący wzrok swojej towarzyszki szybko przejęła inicjatywę rozmowy:
- Nie dziękuję, poradzimy sobie. Moja koleżanka przyjechała z Irlandii i nie mówi po polsku, a poza tym jest nieśmiała, a byłyśmy zmęczone i nie chciało się wyciągać koca wiec siedzimy na trawie.
- Ale na pewno? – dopytywała się kobieta
- Tak.
Aśka pokiwała twierdząco głową, aby miały już spokój. Proszek, który zażyła zaczął działać, miała trochę więcej siły, odezwała się wsiadając na rower:
- Dobry bajer, nie przypuszczałam, że umiesz taki kit wciskać. Tak trzymać – zaczęła się śmiać.
Te kilka dni do weekendu szybko minęły. Było im trudno się rozstać, ale takie były potrzeby życia osobistego Eli.
W poniedziałek były wyniki na drugim uniwersytecie, dostała się. Była szczęśliwa. Wszystko zaczęła załatwiać. Potrzebowała zaświadczenia od lekarza medycyny pracy o braku przeciwwskazań do studiowania geografii. Poszła do przychodni tam, po załatwieniu wszystkich formalności zdecydowała się skorzystać z porady internisty. Nie było żadnego, ale na horyzoncie pojawiła się Edyta. Pielęgniarka nic nie myśląc zawołała do niej:
- Pani doktor, można panią prosić tu do nas na chwilę?
- Tak, a co się stało?
- Dzień dobry – zaskrzeczała studentka dwóch kierunków
- Już widzę chodź, przyjmę cię. Bożeno – zwróciła się do pielęgniarki – daj mi klucz od gabinetu.
- Proszę. Coś jeszcze?
- Nie.
Weszły do pomieszczenia. Aśka była lekko czerwona na policzkach to była ta kobieta z lasu, a jak mnie rozpozna? Co jak zacznie nawijać po angielsku, albo się zapyta czemu my tak wtedy? Jednak nie zadała takiego pytania. Bogu dzięki nie rozpoznała mnie - pomyślała. Po dłuższej chwili ciszy lekarka się odezwała:
- No i co jeszcze oprócz braku głosu? Kaszlesz? Masz gorączkę, katar?
- Nie wiem czy mam gorączkę, nie kaszlam, ale katar, mam i to okropny, zielony. – wypowiedziała niemal szeptem
- Dobra, rozbierz się zbadam cię i zmierzymy gorączkę.
Dziewczyna usiadła na miejscu wskazanym jej prze Edytę, ta odwróciła się na chwile po termometr. Gdy go znalazła wróciła do pacjentki, ta siedziała nadal w koszulce, jej twarz była czerwona od gorączki.
- Co się stało? Czemu jeszcze nie zdjęłaś bluzki? Nie bój się.
- Nie! – zaskrzeczała
- Chcę cię zbadać inaczej nie dowiemy się co się dzieje w oskrzelach.
Asia pokiwała głową, podniosła koszulkę, ale tylko do połowy. Bała się pokazać sińce na nerkach i kręgosłupie. Na krwiaka pod okiem nałożyła dużą warstwę korektora, podkładu i pudru, tak, aby nie było tego widać jak zdejmie okulary, a poza tym zauważyła, że na biustonoszu jest krew podbiegnięta jakby ropą, boże z tego poparzenia mi przeciekło, a mam biały biustonosz, co ja jej teraz powiem. Boże co jest, nie mogę oddychać – myślała gdy złapał ją skurcz oskrzeli.
- Dasz jeszcze rade się tu położyć? – wskazała jej miejsce i pomogła się położyć
Zdjęła bluzeczkę do końca, podała tlen i chydrokortyzon. Pomogło dziewczyna zaczęła swobodniej oddychać. Teraz Edyta dokładnie osłuchała swoją pacjentkę i zauważyła krew.
- A to co to jest? Skaleczyłaś się? A te siniak na nerkach? – zwróciła się do wykończonej napadem Asi
- Nic takiego – słabo odpowiedziała, jeszcze mając świszczący oddech
- Mogę zobaczyć?
Nie było odpowiedzi dziewczyna usnęła. Edyta skorzystała z tego faktu. Zdjęła biustonosz, pod nim na prawej piersi był gazik cały zakrwawiony. Nie zastanawiając się długo odmoczyła go riwanolem i zdjęła. Jej oczom ukazała się rana, ze strupem. Rana była duża, ale nie głęboka. Wezwała Kubę.
- Popatrz na to. – pokazała mu ranę i siniaki na kręgosłupie
- A jej co?
- Już dobrze. Był skurcz oskrzeli, dostała chydrokortyzon i teraz usneła możemy skorzystac z tego. Mnie to wygląda na poparzenie i pobicie.
Kuba przyglądną się ranie, oczyścił ją, założył świezy opatrunek i odezwał się do Edyty:
- Bo to jest poparzenie drugiego stopnia. Co z nią robimy?
- Wezme ja na oddział chociaz na noc. A co z tymi siiakami?
- Dobrze. A jakby cos się działo to wiesz gdzie mnie szukać. Jak nerki nie są uszkodzone to nic, bo pewnie powie, że się przewróciła, albo spadła skądeś.
- Tak dzięki.
Edyta zawołała sanitariuszy, którzy przewieźli dziewczynę na oddział. Podała jej jeszcze tlen. Gdy pielęgniarki ja przebierały znalazły drugie miejsce zaklejone gazą. Wezwały Edytę ponownie;
- Pani doktor, tu jeszcze cos jest. – pokazały jej udo pacjentki
- Odklejcie to i wezwijcie doktora Burskiego.
Kuba ponownie stwierdził, że to jest poparzenie i też drugiego stopnia, tyle, że w tym miejscu zaczęło się ładnie goić. Dołożył antybiotyk i kazał zrobić opatrunek.
Koło 16 przebudziła się w szpitalnym łóżku. Oddychało się jej już lepiej, ale musze się stąd wydostać, bo przecież jutro jadę na uczelnie – pomyślała gdy w drzwiach pojawiła się Edyta.
- Pani doktor, ja się już dobrze czuje, mogę iść do domu?
- Nie, najwcześniej jutro rano. A co to są za siniaki na kręgosłupie i te rany na piersi i udzie?
- Nic takiego, po prostu polałam się gorąca herbatą, a siniaki to spadłam z konia. Ale, ale ja musze stąd dziś wyjść!
- Nic nie musisz. Musimy podleczyć twoje oskrzela i poparzenia.
- Jak mnie pani wypuści to we czwartek wrócę z powrotem, albo nawet w środę wieczorem. Błagam. To jest sprawa życia i śmierci. Mojej przyszłości.
- No nie wiem. A gdzie ci się tak spiesz??
- Na uczelnie, bo się musze wpisać
- Zobaczymy jakie będziesz mieć wyniki. To wtedy się zdecyduje. A teraz się prześpij.
Edyta wyszła a dziewczyna usnęła. W nocy przebudziła się miała koszmarny sen. Śniło się jej, że znalazła sposób na ojca, miała w rękach nóż, który ociekał jej i jego krwią, ale wcześniej widziała jak ojciec zaatakował ja tym nożem. Całą akcje poprzedziła wielka kłótnia. Tylko już nie wiedziała o co bo się przebudziła.
Całe ciało ja bolało, najbardziej brzuch. Jezu, nie, nie teraz. Znowu ta cholerna połowa cyklu, ja ja tego nie cierpię! Nie poproszę przecież o proszka, bo zaraz będzie afera. Nic trzeba iść do łazienki i wrócić spać. Poszła do toalety, gdy weszła wszystkie wspomnienia wróciły niech to, jest już pomnie to ta łazienką, a ta lekarka, to przecież była dr Edyta. Ja ja tak lubiłam i wczoraj to tez była ona. Dobrze, że mnie nie rozpoznała, to pewnie przez ten zmieniony kolor włosów, Ela miała dobry pomysł, żebym sobie zrobiła pasemka. Ale zamiast pasemek wyszła cała głowa i dobrze Wesoly. Z zamyślenie wyrwał ja głos Edyty:
- Wszystko w porządku? Jak ręce i noga?
- Boże jednak, jednak mnie poznała, co mnie zdradziło? I czemu teraz? Teraz to już zupełnie mnie nie wypuści. – pomyślała zanim się odezwała – a skąd pani doktor wie o tym?
- Nie było trudno, te siniaki na nerkach cię zdradziły i skojarzyłam twoje nazwisko z tamtym wypadkiem, odszukałam w karcie...
Wyszła z ubikacji. I popatrzyła się na jej twarz. Nic się nie zmieniła z a ten miesiąc. Była taka sama, tak samo przychylnie nastawiona do niej i do innych pacjentów.
- A to tak... – przerwała bo nie bardzo wiedziała co ma dalej powiedzieć
- No a teraz zmykaj do łóżka i prześpij się jeszcze. O której masz jakiś transport na uczelnie?
- To jednak wychodzę?
- Tak.
Nie wiedząc jak jej dziękować rzuciła się jej na szyję.
- No już wystarczy tych czułości. Do łóżka.
- Dziękuję.
Jej twarz rozpromienił uśmiech. Ładnie wyglądała gdy się uśmiechała.
Następnego dnia rano szczęśliwa wyszła ze szpitala, Edyta dała jej jakieś leki i przestrzegła, że gdyby cokolwiek się działo ma iść do lekarza i pokazać mu wypis i leki jakie dostała.
O 11 była na miejscu, było mało ludzi. Dokonała wszystkich formalności, nawet złożyła podanie o akademik. Jednak Śląsk się jej nie podobał, było szaro, brudno. A ten dworzec w Katowicach przypominał jej Wrocław i centralny w stolicy. Około 13 była w Katowicach, poszła coś zjeść i na kawę. Głowa ja bolała, to pewnie z nerwów, zażyje proszka i mi przejdzie myślała czekając aż kelner poda jej obiad. O 20 była w domu, nie było nic ciekawego. Ojciec znowu się spił i robiła awantury, znowu dostała po nerkach i w splot słoneczny. Zwijała się z bólu, ale nie zareagowała.
Miną tydzień od wizyty w Sosnowcu. Namawiana przez koleżankę sprawdziła wyniki rekrutacji na UJ. Nie mogła uwierzyć własnym oczom, dostała się. Nie to nie możliwe!! Ja chyba zwariuję!! Maryjo dzięki ci za to że w tej jednej sprawie mnie już wysłuchałaś. Ale jak ja teraz się wytłumaczę ojcu, ze potrzebuje pieniądze na wpis na UJ i na podróż na UŚ. No nic jakoś to załatwię. Trochę się tego boje, ale no cóż jak mus, o mus. Zebrała się w sobie i poszła na rozmowę z ojcem:
- tato, mam sprawę....
- Czego znowu chcesz??
- Pieniędzy na podróż i wpis na UJ.
- Pier***isz, jaki k***a UJ, przecież jesteś na Śląsku. Od******l się.
- Tato, ale to prawda!! – błagalnym tonem
- Prawda k***a powiadasz, to co z tego, że prawda? Nie mam dla ciebie smarkulo jedna pieniędzy. Idź może matka cos ma.
- Nie, wiesz, że ona nie ma.
- K***a masz tu stówę i nie proś więcej, bo nie mam.
- Dzięki, wystarczy mi tyle, ale wiesz, potrzebne mi będzie mieszkanie w Kraku
- No o czymś się k***a pomyśli. A teraz spadaj.
Zadowolona, że udało się jej pierwsza rzecz załatwić poszła załatwiać resztę spraw. W przychodni nie było jej lekarki, więc znowu trafiła do kogoś innego. Znów do Edyty.
- O cześć, co się stało, że przychodzisz do mnie?
- Dzień dobry, potrzebuje zaświadczenie na studia, że mogę się uczyć.
- Ale przecież dopiero co mówiłaś...
- Tak, ale jestem na UJ.
- Gratuluję.
Nie odezwała się już więcej. Po minucie wyszła z gabinetu cała w skowronkach. Zdjęcia tez już miała. Następnego dnia pojechała na Śląsk. Załatwiła wszystko szybciej niż się spodziewała.
W poniedziałek wybrała się do Krakowa. Na uczelni była za 5 dziesiąta rano. Na drzwiach zastała kartkę: „Sekretariat czynny od 10”, znając doświadczenie z kobietami z sekretariatu i dziekanatu u siebie na uczelni zaczekała te 5 min. W tym czasie zjawiły się dwie osoby, zapukali, chcieli wejść, ale odezwała się:
- Kolejka jest.
- Aha. To proszę,
Weszła. W środku siedziała młoda kobieta (koło 30- stki) i jej kolega tez w tym wieku. Dostała jedna listę do podpisania, oraz decyzje o przyjęciu na studia. Z kompletem dokumentów została odesłana do sekretariatu ds. studenckich, tam podpisała jeszcze jeden dokument. Dostała pasek z adresem strony gdzie będzie sprawdzać swoje wyniki egzaminów i ich terminy, będzie zapisywać się na kursy. W tym samym pomieszczeniu również zrezygnowała z podjęcia studiów w trybie zaocznym:
- Chciałabym zrezygnować z zaocznych, bo dostała się na dzienne. Joanna D.
- Nie ma problemu, ja sobie panią skreślę. Lepiej, że dostała się pani na dzienne. Gratuluje.
Uprzejmie podziękowała i wyszła. Na tablicy ogłoszeń znalazła oferty wynajmu mieszkania. Zadzwoniła pod pierwszy numer, nikt się nie zgłaszał. Pod drugim odebrał mężczyzna:
- Dzień dobry, ja w sprawie ogłoszenia o mieszkanie.
- Witam, oferta jest aktualna.
- A gdzie to jest?
- Proszę wsiąść pod uczelnia w autobus jadący na campus UJ i pojechać nim do końca to są 3 przystanki. A następnie kierować się ul. Czerwonych Maków i dojdzie pani.
- Dziękuję, do pół godziny będę.
Miała lekki problem z dotarciem, ale udało się jej.
Pokoik wielkości jej własnego pokoju w Leśnej Górze. Przestronny, pomalowany na brzoskwinio, może być dwu osobowy, ale też jedno osobowy. Znajduj się na piętrze domu tych państwa. Okna z niego wychodzą na wielki ogród. Naprzeciwko drzwi do pokoju znajduje się łazienka. Spodobało się je, ale bała się ze to trochę za daleko. Przedstawiła się i powiedziała, ze jak nic nie znajdzie to wrócić do nich.
Po tej rozmowie wróciła do centrum miasta. Poszła jeszcze do centrum akademickiego przy kościele św. Anny po adresy. Następnie udała się na pyszna kawę i ciasto do jej ulubionej kafejki w centrum miasta. Nie uchronnie również zbliżała się pora odwiedzenia babci – mamy taty. Bała się tej wizyty. Pomimo zatuszowanego sińca pod oczami, bała się pytań o chłopaka, nie zaliczone egzaminy. Jednak zdecydowała się na ten krok. Gdy dotarła na miejsce, obie wydawały się być zadowolone z obrotu sprawy, ze Aśka jest na UJ, a nie jak wcześniej informowała na UŚ.
- Cześć, to ja. – odezwała się przez domofon
- Otwieram.
Weszła do dwupokojowego mieszkania, na parterze bloku nr 94. Było w nim ciepło, bo dziewczyna zmarzła przez pogodę. Raz padało, raz świeciło słońce. W powietrzu unosił się zapach obiadu.
- Myj ręce i siadaj, już daje obiad.
- Dzięki babciu, ale nie trzeba było.
Nie było komentarza. Podczas obiadu panowała grobowa cisza. Dopiero po nim odezwała się kobieta.
- No mogę się chwalić, że moja wnuczka dostała się na UJ.
Studentka nic się nie odezwała tylko zarumieniła na twarzy z zawstydzenia.
- Oj babciu, możesz. Teraz tylko kwestia mieszkania.
- Zawsze możesz się przespać tu na zielonym. Łóżko masz po wujku, a biurko po tacie.
- Nie naprawdę dziękuję. To będzie ostateczność, jak nic nie znajdę.
- No jak chcesz. Ale pamiętaj, zawsze możesz.
- Ta. Dziękuję.
Znów zapadła cisza. Tym razem to ona się odezwała.
- Babciu ja się będę zbierać, bo za godzinę mam pociąg, a nie wiem, o której jest jakiś tramwaj.
- Dobrze, a powiedz, co słychać u rodziców.
Powiedzieć, nie powiedzieć, powiedzieć i pokazać czy tez nie? Nie lepiej jej nie powiem, bo zaraz mi wygranie, ze, co ja sobie myślę. Moi kuzyni maja euro, Michał zapłacił 5 tys. euro i jest na studiach. Tez mi filozofia, phi. Nic jej nie powiem o siniakach, o biciu i wyzwiskach, o znęcaniu się fizycznym i psychicznym. Po co i tak mi nie uwierzy. Jedynie Edyta z Kuba i Jędrasem się wyznali, ale nie wnikali, najwidoczniej znali moja odpowiedź. – przemknęło jej przez głowę
- A dziękuję, wszystko w porządku.
- A mama dalej pije i bije ojca?
- Co? To raczej jest na odwrót – zanim się zoriętowała ze to powiedziała było już za późno
- Jak możesz? Mój syn? Mój syn, nigdy prze nigdy nie pil i nie bil żony i ciebie moje kochanie.
- Niech ci będzie. Mama nie pije, szuka pracy, ale na nic, bo... – urwała wiedząc, ze dalsza rozmowa nie ma sensu
- Bo co?
- Bo mówią jej, że jest za stara, że ma za małe kwalifikacje, że ma za duże kwalifikacje.
- No to nic, do zobaczenia.
- Pa.
Uff jak dobrze, ze stad wyszłam. Zadzwonił jej telefon.
- Cześć duża, co chciałaś?
- Gdzie jesteś?
- Właśnie wyszłam od babci i jadę na dworzec, żeby wrócić do domu.
- Dobrze. To już nic. A co załatwiłaś?
- Niewiele, ale opowiem jak wrócę.
- Dobrze, papa.
- Pa
W domu była koło 22. Była zmęczona, było jej zimno, wszystko ja bolało, wzięła polopirynę i poszła do łóżka.
Następnego ranka poszła na spotkanie z przyjaciółka, Łosiem. Była bardzo zadowolona z tego spotkania. Opowiedziała jej o wszystkim, przy niej jedynie nie wstydziła się i nie bala zdjąć okularów:
- Jezu – jęknęła przyjaciółka
- No, co, a pokazać ci nerki i kręgosłup?
- Wiesz, co, może lepiej nie.
- No wiec widzisz, jakie mam życie, a teściową mnie jeszcze zjechała, ze jak ja mogę takie brednie wygadywac na jej syna.
- To zrób cos z tym, o której masz być w domu?
- 20, ale się tam dziś nie wybieram.
- Ej, dziewczyno sierpień się już zaczął!!
- Mam to gdzieś....
- Jak chcesz, to możesz tu zostać.
- Nie dzięki, jest po 20 już, zbieram się pójdę pieszo. Jest tak przyjemnie, ze szkoda czekać na autobus.
- Pa do zobaczenia. A masz już mieszkanie?
- Nie, jeszcze nie.
- To może w pt. byśmy pojechały?
- Oki, chętnie. Papa
- Pa do piątku.
Znowu wróciła późno, ojciec był wściekły. Zrobił jej karczemna awanturę:
- I ty śmiesz nazywać się moja córka? Jak możesz!? Wiesz ile pieniędzy na ciebie wydaje?
- Co ty nie powiesz? Pieniądze wydajesz? Chyba na wódkę jedynie. Idę do siebie! Mam was gdzieś!
- A ty nie zapomniałaś się? Do kogo mówisz i jakim tonem? – zapytała matka
- Nie!- rzuciła na odchodne
Zamknęła się w swoim pokoju. Miała już dość, chciałaby, aby ojciec poszedł na leczenie. Jednak wie, że to nie realne. Położyła się, ale nie mogła zasnąć. Ojciec się wydzierał na matkę, ze jest idiotka, debilką, że wychowała małego potworka, który nie umie go szanować. Słuchając tych oszczerstw pod swoim adresem zaczęła płakać. Było jej przykro, ale wcale nie była taka. Przecież ludzie mnie lubią, postrzegają jako inteligenta osobę, dobrze, że jest Łoś, że mam ta owce od Edyty, ona przynjamnije wszystko przyjmie, o mogę jeszcze wrócić do pisania pamiętnika.
Wzięła go w swoje ręce, otworzyła, ostatni wpis był z dnia jej 20 urodzin, a pisała wtedy: ”Boże ta impreza była cudowna do czasu pojawienie się ojca. Jest mi okropnie głupio wobec dziewczyn, bo one nie wiedziały, a teraz jak się to wyda to, co będzie, odwrócą się pewnie ode mnie... Nie no on znowu się upił, nie chce iść na leczenie. Ja tu nie wytrzymam przy pierwszej lepszej okazji zakończę ten durny żywot. Mam ich wszystkich w dupie”. Czytając to płakała. Już miała pisać cos o dniu dzisiejszym, ale usłyszała w kuchni krzyk matki:
- Zostaw to! Opamiętaj się! Nie!! – i po chwili usłyszła jak cos metalowego upadło na ziemie i trzask zamykanych drzwi.
Zeszła na parter i zobaczyła swoja matkę leżąca na podłodze z zakrwawiona twarzą.
- Mamo, mamo? Co ci jest? Czekaj dzwonie na pogotowie?
- Nie! Bo przecież zaraz będzie policja i pytania, co się stało. Zadzwoń po ciocie Ewę, ona wiec, co jest grane. Powiedz jej, że on wpadł w szal.
- Dobrze.
Kobieta zaraz przyszła i przyniosła wszystko, co potrzeba, zrobiła opatrunki, a Aśka wyszła. Poszła się przejść, nie miała skonkretyzowanego celu i miejsca, ale poszła przed siebie. Wiedziona podświadomością doszła do szpitala gdzie pracowała Edyta. Już miała wejść i się zapytać czy jest, gdy oślepił ja blask świateł karetki, usunęła się na bok. Zobaczyła wysiadająca z pojazdu lekarkę. Podejść, nie podjeść, przyjść pozniej? narzie stad pójdę, ale może potem przyjdę. Tak rozmyślając wróciła do domu. Matka leżała na łóżku, była obolała, ale na szczęście rany nie były głębokie, i szycie nie było potrzebne.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:28, 14 Sie 2007    Temat postu:

Ojca nie było. Położyła się spać, jednak wcześniej siadła na komputer, wrzucali na googlach szpital w Leśnej Górze. Wyskoczyło jej kilka adresów. Weszła w pierwszy, oficjalna strona szpitala i podział na oddziały. Gdzie szukać Edyty, matka potrzebuje pomocy, ja zresztą tez. Jezu ona mówiła cos o internistce i anestezjologii. Poszukam na intensywnej. O jest – przemknęło jej przez głowę, gdy klikając a link wyświetliła się lista wszystkich pracowników. „Edyta Kuszyńska, II specjalizacji, lat 39, doskonały specjalista, posiada doskonała opinie wśród pacjentów i pracowników. Jeżeli potrzebna jest diagnoza ciężkich i nietypowych przypadków, jest najlepsza”, gdy skończyła czytać znalazła niżej link „napisz do mnie” bala się na niego kliknąć, zapisała stronę w ulubionych i wyłączyła komputer. Poszła jeszcze do łazienki, wracając usłyszała wracającego ojca. Był kompletnie pijany, już miał się odezwać, ale stwierdziła, ze nie ma sensu, jedna awantura wystarczy.
Rano zauważyła krzątaninę w domu sąsiadów, od dawna mówiło się ze maja się wyprowadzić, jakiś czas temu byli tam jacyś klienci chętni kupić ten domek, nawet nie przeszkadzało im, ze jest połączony z innym, w tym przypadku z domem Aśki i jej rodziny. Nie przejęła się tym. Tego samego dnia wieczorem ojciec znów domagał się pieniędzy na wódkę, bo jak twierdził swoje, które dostał z wypłaty wydal na córkę i życie.
-Nie dam ci pieniędzy na wódkę!! – Krzyczała matka dziewczyny
-Ty kurwo jedna nie denerwuj mnie i daj mi te przeklęte pieniądze!! – przekrzykiwał ją
-Przestań – krzyknęła córka – nie dostaniesz na wódkę, ani na piwo, co najwyżej na mleko!! Powinieneś się leczyć!!
-Jak śmiesz, ty smarkulo – wymierzył jej liścia w twarz – jak możesz tak mówić do ojca – chwycił za pierwsza lepsza rzecz, która była pod ręką – albo dasz pieniądze, albo...
-Albo, co? Użyjesz tego noża?? Obawiam się ze w tym stanie byś nawet nie umiał!!
-Dawaj te pieniądze!
-Nie!
Uciekła z domu, biegła przed siebie. Gdy zoriętowała się ze jest na tyle daleko od domu, ze może zwolnić przystanęła. Była w parku Sanguszków, po jego północnej stronie. Była w jego dolnej części, gdzie był zagajnik z drzew liściastych, a na wzgórzu znajdował się zabytkowy pałacyk, gdzie teraz mieściła się szkoła, w której kiedyś uczył jej ojciec. Nie było tam za wiele latarni, ale tez nie było tam wiele ławek. Znalazła jedna odpowiednia dal siebie. Usiadła na niej. Noc była jeszcze ciepła, dzięki malej ilości lamp mogła oglądać bajeczne niebo. Było pięknie upstrzone gwiazdami, gdy tak – siedziała zaczęła rozmyślać. I mówić jakby w przestrzeń, a jakby sam do siebie:
-Jak ja jestem głupia, trzeba było mi policje zawiadomić, może by cos wskórali, a może do Edyty napisać. Nie do niej nie, bo co ja bym jej napisała, boje się!! O spadająca gwiazda pomyślmy życzenie. O już mam, chce, aby ojciec skończył z piciem i żeby przestał nas bić i poddał się leczeniu. Tak gwiazdko tego chce, niczego więcej.
Udało się jej usnąć. Obudził ja dźwięk syreny wyznaczającej koniec zmiany na zakładach w mieście.
-O kurde – odezwała się sama do siebie – zasnęłam, jest po 23. Trzeba by wrócić do dom. Mama się pewnie martwi.
Wracając przez jej umysł przebiegło wiele myśli. Jedna główna to zaciągnąć mamę do lekarza z tymi ranami. Gdy dotarła do celu w oknie rodziców świeciło się, a po sąsiedzku w całym domu. Widać było przez okno krzątaninę jednej osoby. Osoby postura przypominającą jej nauczycielkę z LO. Gdy wchodziła do siebie, spotkała owa kobietę na schodach:
-Dobry wieczór – jak dobrze, ze to nie ona – pomyślała po grzecznym powitaniu
-Cześć, mieszkasz tu?
-Tak, to po sąsiedzku to jest moja chałupka i mojej rodziny. A pani tu sama będzie?
-Nie, nie. Za dwie godziny powinien tu być mąż z córką. Wrócą z wakacji.
-Ooo to widzę, ze będę miała towarzystwo po sąsiedzku.
Rozmowę przerwał im brzęk telefonu komórkowego sąsiadki:
-Halo?? Tak, Katarzyna Kobyła. O co chodzi?
-Dobry wieczór – usłyszała Aśka znajomy glos w telefonie, glos Edyty – pani mąż i córka mieli wypadek samochodowy. Są w szpital w Leśnej Górze.
-A co się stało?
-Inny kierowca w nich wjechał. Proszę przyjechać.
Zakończyła rozmowę, i osunęła się na schody.
-Co się stało?
-Moja rodzina, wypadek. Dzwonili ze szpital w Lesnej Górze. Wiesz gdzie to jest?
-Tak, to jest nasz szpital.
-Pomożesz mi tam dotrzeć?
-Tak, jasne. Możemy nawet pieszo.
-Nie, wiesz wezmę swój samochód i mnie po pilotujesz.
-Oki.
Wsiadły do pojazdu. Ruszyly. w drodze nie rozmawiały. Gdy dotarły na miejsce, Aśka pomogła jej dotrzeć do izby przyjęć. Zauważyła Edytę i chyba ona tez ja zauważyła, ale najpierw zaprowadziła panią Kasie do Marty. Nie zdejmując okularów, których jej sąsiadka pod osłoną nocy nie zauważyła, zawołała do pielęgniarki:
-Marta, przywiozłam panią dzwoniliście jakieś 10 min temu, ze jej rodzina tu jest. Ja wracam do domu. Cześć.
-Siostro, co z moim mężem i córką?
-Aśka, dr Kuszyńska cię wczoraj tu widziała, chciałaś, co od nas? A jak się nazywają?
- Kobyła Olga i Kobyła Jan.
-Nie ważne, spadam. Jak ja zobaczysz nie mów jej ze byłam. Dzięki – głupio się uśmiechnęła i poszła w swoja stronę
-Córce prawie nic się nie stało, dr Starska jest przy niej, jest trochę roztrzęsiona i potłuczona.
-A co z mężem?
-Operują go.
Opadła na krzesło. Widać było, że jest zdenerwowana i wzburzona. W dyżurce pojawiła się policja.
-Dzień dobry, nazywam się Joanna Kowalska. Jestem z policji. Chciałabym zadać kilka pytań.
-Proszę.
-Czy mąż lubił szybka jazdę?
-Nie, on zawsze zgodnie z przepisami jeździł. A czemu się państwo pytają?
-Bo wypadek zdarzył się na zakręcie, tak wyglądało, ze mąż nie wychamował, i ktoś jeszcze w nich wjechał.
-Jezu...
-A czy mąż mógł być zmęczony?
-Tak, wracali z wakacji. Chcieli być jutro w domu.
-Chyba dziś Jest już po północy.
-No nic, to na razie dziękujemy. Proszę iść do córki.
Poszła do Oli. Tam była Lena, zakładała opatrunek na rozcięta twarz. Dziewczyna cała się trzęsła, nie była w stanie z siebie wydusić, co zaszło tam na drodze.
-Olusia, no już mama jest przy tobie. Nie płacz. Co się stało?
-Pani jest jej matka?
-Tak, co z moja córka?
-Wszystko dobrze, ale dla pewności musimy zrobić RTG głowy i tej potłuczonej ręki. A i proszę uzupełnić dane u pielęgniarki.
-Dobrze.
Po dokonaniu formalności na horyzoncie pojawiła się Edyta z Kuba i Tretterem, nie mieli zadowolonych min.
-Pani doktor, ta pani jest żoną tej osoby, która operowaliście. – Bożenka, która również miała wtedy dyżur
-Dzięki.
-Pani doktor, co z moim mężem?
-Przykro mi, nie udało się go uratować.
-Nieeee!!!!!!! – wykrzyknęła i zaczęła płakać
Lekarze poszli do dyżurki, byli zmęczeni. Edyta poszła się przebrać, ten wypadek przedłużył jej dyżur. W momencie, gdy wychodziła przez dyżurkę pielęgniarek Marta do niej zawołała:
-Edyta
-Tak
-Aśka tu była.
-Chciała cos?
-Nie wiem, zakazała mi o tym ci mówić.
-Dzięki, a nie wiesz gdzie poszła?
-Nie, ale cos mówiła o domu.
-Dzięki. Cześć.
-Dobranoc.
Było dwadzieścia po pierwszej, Aśka zmierzała w kierunku domu, gdy z zamyśleń wyrwał ja dźwięk klaksonu samochodowego. Odskoczyła na bok, a kierowca zwolnił i zatrzymał się. Z pojazdu wysiadła Edyta. Gdy Aśka ja zobaczyła pierwsza myślą, jaka jej przyszła do głowy było zwiać, bo przecież nie mam makijażu, te dwa sine placki pod oczami, ona nie może tego zobaczyć!! Ale może udałoby się jej namówić ojca na leczenie. Nie! Ona nie może się o tym dowiedzieć, choć pewnie się domyśla. Ale nie, musze jakoś tak zaaranżować, aby nie doszła tu bliżej, nie zobaczyła mojej twarzy, nie zapytala, co się stało, i przypadkiem nie chciał podrzucić mnie do domu!! Co tu robić?? Boże wiem, ze ty zdolny jesteś i mi pomożesz, hmm najlepiej, żeby teraz cos nadjechalo, tak, żeby ja oślepiło, ja będę mogła zwiać. Jakby Bóg spełniał jej każda prośbę, gdy kończyła rozmyślanie nadjechał autobus, oślepił lekarkę, a dziewczynie udało się zwiać do pobliskiego zagajnika. Nie musiała wchodzić głęboko, ale wystarczyło za dwa trzy krzaki i się przez chwile nie odzywać.
-Yes, yes, udało się. Dzięki ty na górze!! – pomyślała
-Aśka, wiem, że tam jesteś, wyjdź, musimy pogadać.
Nie odzywała się, chciało się jej śmiać, ale się od tego powstrzymywała.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Śro 21:02, 15 Sie 2007    Temat postu:

No Andziu jak zwykle świetne! Czekam na resztę
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 11:48, 16 Sie 2007    Temat postu:

chwilowo lekki zanik weny tworczej, bo ma napisane, ale to nie jest to o co mi chodzilo, wiec musicie troche poczekac na kolejnego cedeka....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Czw 16:52, 16 Sie 2007    Temat postu:

Ech... uzbroję się w cierpliwość
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 12:19, 17 Sie 2007    Temat postu:

to sie uzbrajaj i przpomnij Pabi zeby wrzucila tu swoje 3 ostatnie cedeki i na Łosiowe tez..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Pią 12:26, 17 Sie 2007    Temat postu:

PaBia przypominam Ci żebyś wrzuciła TU i na Łosiowe sowje ostatnie cudeńka na gg też jej napisze
Powrót do góry
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:49, 17 Sie 2007    Temat postu:

Dobra dobra już wrzucam Wesoly :
Był mokry i zimy dzień. Deszcz niemiłosiernie bił o szyby. Edyta miała zamiar spędzić ten wieczór z książką. Usiadła na fotelu przy oknie i wtedy zobaczyła kręcącą się, przy przystanku autobusowym naprzeciwko, w tę i z powrotem dziewczynę. Jej uwagę zwróciło to, że od rana było szaro i padało a dziewczyna nie miała na sobie nawet kurtki a co tym bardziej parasola. Wyglądała jakby na kogoś lub na coś czekała, ale na pewno nie na autobus, bo o tej porze żaden już tutaj nie jeździł. Chodziła od końca do początku przystanku lekko przygarbiona z rękoma skrzyżowanymi na piersiach, mimo to nie wyglądała na zdenerwowaną. Głowę miała opuszczoną a wzrok wbity w ziemię.
Edyta przyglądała jej się przez dłuższą chwilę. Co wyglądająca na około 13 lat dziewczyna bez ciepłego ubrania mogłaby robić koło przystanku w taką pogodę i o tej porze? Była pewna, że gdzieś już ją widziała...
Tak jeszcze nigdy się nie czułam. Owszem, miałam chwilowe dołki, ale nigdy nie aż tak duże i dziwne. Nie zapomnę ostatniego tygodnia. Tylko tego jestem pewna. O nie! Będę się błąkać po ulicy, ale już nigdy nie dam się znaleźć policji. Nie wrócę tam. Nie mam gdzie pójść, bo ostatnie moje miejsce okazało się istnym piekłem. Nie wiem, co będzie dalej. Powinnam uciekać jak najdalej. Utrudnić im znalezienie mnie, ale nie mogę, bo wszystkie gazety trąbiły o mojej ucieczce. Ogłoszenie znajdowało się w każdym brukowcu: Dziewczynka w wieku około 13 lat uciekła dnia 06.09.Br. z jednego z okolicznych domów dziecka. Ktokolwiek miałby jakiekolwiek informacje proszony jest o zawiadomienie policji nr.997 lub stawienie się na najbliższy komisariat... Tak, więc korzystanie z jakiegokolwiek środka komunikacji niemożliwe! Już oni wiedzą jak mnie szukać... Cholera niech wreszcie przestanie padać!! Dziwne, że nie płaczę. Kiedy jestem zła to nie płaczę. Ale teraz jestem zła i jednocześnie smutna. Po co ja się zastanawiam co teraz czuję, mam policje i wszystkich ludzi w Polsce na głowie a ja się nad sobą rozczulam?! Czasem sama się sobie dziwię... Więc będę musiała nazwijmy to ,, podróżować’ pieszo, omijając wszelkie zaludnione miejsca... Jejku czemu ja tutaj jestem?! Że mała wieś, nie znaczy to że ludzie nie czytają gazet! Od rana nic nie jadłam. Powinnam stąd jak najszybciej zwiewać ale nie mam już siły... Edyta oderwała wzrok od okna. Zauważyła leżącą na stole gazetę codzienną. Była otwarta na pierwszej stronie z dużym zdjęciem i napisanym tłustym drukiem ogłoszeniem. Jej uwagę przykuło nie ogłoszenie ale zdjęcie. To ta sama dziewczyna! Dopiero teraz przeczytała tekst: Dziewczynka w wieku około 13 lat uciekła dnia 06.09.br. z jednego z okolicznych domów dziecka. Ktokolwiek miałby jakiekolwiek informacje proszony jest o zawiadomienie policji nr.997 lub stawienie się na najbliższy komisariat... To było dwa dni temu... Teraz Edyta przypomniała sobie skąd zna dziewczynę. Zdecydowanie wstała z fotela, zarzuciła płaszcz i skierowała się do przedpokoju.
Przestałam się kręcić i usiadłam pod dachem przystanku. Jest mi już właściwie wszystko jedno, byle by tylko ten koszmar się skończył.
Nie obchodzi mnie już czy ktoś mnie widział, czy nie. Ale zdaje mi się że tak... Ktoś wychodzi z domu naprzeciwko... Wyszła z domu i poszła w stronę przystanku. Dziewczyna siedziała z podkulonymi nogami.
- Wszystko w porządku? Coś ci się stało?- zapytała siadając obok
- Nic, tylko...
- Tylko co?
Kobieta która wyszła z domu podeszła i usiadła obok pytając czy wszystko w porządku. Oby tylko nie zadzwoniła wcześniej po policję bo to by był już koniec. Ale gdy usiadła i na mnie spojrzała nabrałam do niej jakiegoś ogromnie dziwnego zaufania. Miałam ochotę jej wszystko opowiedzieć i... W ogóle to nagle poczułam że muszę się komuś wypłakać. A od niej biło jakieś wewnętrzne ciepło. To uczucie sprawiło że... Dziewczyna spojrzała Edycie prosto w oczy, potem znów wbiła wzrok w chodnik. Wyglądało to jakby nad czymś się zastanawiała. W końcu powiedziała cichym niepewnym głosem:
- Dobrze, powiem pani ale niech mi pani obieca że nie powiadomi policji.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:51, 17 Sie 2007    Temat postu:

- Dobrze mów-odpowiedziała kobieta ale nie była pewna, czy dotrzyma obietnicy
Pierwszy raz komuś o tym mówiłam. Ale jej oczy... po prostu coś mi uparcie próbowało wmówić, że muszę jej wszystko opowiedzieć...
Dziewczyna wzdychnęła i zaczęła mówić
- To było tydzień temu. Kiedy wychodziłam ze szkoły z zamiarem wrócenia do domu podszedł do mnie facet którego pierwszy raz widziałam na oczy i powiedział że nie mam już po co wracać, bo cytuję ,,dom jest pusty''. Nie wiedziałam o co mu chodzi. W pierwszej chwili pomyślałam że robi sobie żarty ale kiedy dotarłam do mieszkania zrozumiałam o co mu chodziło. Duży pokój wyglądał jakby po przejściu huraganu. Wszystko co było ze szkła było porozbijane, szyba w kredensie też, i ani żywej duszy.
Tutaj dziewczynka zastopowała. Widać, że było jej ciężko.
- Potem zadzwoniłam na policję. Wiem tylko że cały czas prowadzą śledztwo. O ile dobrze słyszałam to sprawa mafii, tylko co moi rodzice mięli wspólnego z mafią? Ale do rzeczy. Najpierw zabrali mnie na komisariat, wypytali mnie, a potem odwieźli do domu dziecka. Zostałabym tam, gdyby nie to, że...
Jak ja jej mam to wytłumaczyć do cholery?! Co jej powiem? Że całe ,,towarzystwo'' się na mnie uwzięło?!
- Ja...Po prostu inni mną pomiatali, traktowali jak wyrzutka i dlatego uciekłam...To wszystko.
Edyta zauważyła, że dziewczyna się trzęsie.
- Dobrze. Choć do mnie do domu, ogrzejesz się i na spokojnie porozmawiamy.
Dziewczyna skinęła głową.
Wiedziałam, że mnie zabierze do domu. Czasem to co się wokół nas dzieje jest strasznie przewidywalne!
Edyta lekko objęła ją ramieniem i zaprowadziła do drzwi. Dziewczyna cały czas się trzęsła z zimna. Kobieta posadziła ją na fotelu.
- Zrobię ci herbaty, rozgrzejesz się.
Nastolatka uśmiechnęła się i poczęła rozglądać po pokoju.
Miło ciepło przytulnie i...sucho! I niczego więcej nie potrzeba. Tylko co będzie dalej?
W chwilę później w drzwiach pojawiła się Edyta z kubkiem z którego wydostawały się kłęby pary.
- Proszę-powiedziała stawiając go na stole- Malinowa.-dodała, na co dziewczyna odrzekła z uśmiechem:
- Moja ulubiona.
- A właściwie jak masz na imię?- spytała Edyta
- Paulina. A pani?
- Edyta
- Ładnie-zauważyła
- Dziękuje.
Zapadła niezręczna cisza. Edyta patrzyła się na Paulinę ta z kolei w podłogę. Widać było, że dziewczyna jest nieśmiała. Wreszcie zagadnęła:
- Mieszka pani sama?
- Tak.-odpowiedziała Edyta
I znów cisza. Paulina wzięła do ręki kubek z herbatą , popiła łyk i odstawiła go z powrotem.
Zapytać ją co ma zamiar ze mną zrobić? Wiem, że nie powinnam, ale siedzimy tutaj już od kilku minut, i jak tak dalej pójdzie, to będziemy tak siedzieć ze 100 lat!
Dziewczyna zbierała się na odwagę, żeby coś powiedzieć, ale Edyta ją wyprzedziła:
- Wiesz, zdaje mi się, że musimy poważnie porozmawiać...
Cóż za telepatia! Jakoś nagle zrobiło mi się obojętne co się dalej stanie. Niee ona nie wygląda na bezdusznego potwora który ma serce z kamienia...
- Sądzę, że jednak będzie trzeba powiadomić o tym policję.
- Właśnie się nad tym zastanawiam. Ale jeśli już to czy oni mi uwierzą że inni mnie tak traktowali.
- Nie wiem, ale musimy mieć nadzieję, że uwierzą.
- Proszę pani...Ja się teraz zastanawiam co zamierza pani ze mną zrobić?
- Mam wolny pokój na noc zostaniesz u mnie, rano pójdziemy na komisariat, a potem zobaczymy.
Dziewczyna spojrzała na Edytę i znów nieśmiało się uśmiechnęła.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Nie mogłabym inaczej postąpić.
No cóż sytuacja jest na tyle korzystna, że nie poszła od razu na policję. Zastanawiam się tylko co ja im powiem. Hm...skoro ona mi uwierzyła to miejmy nadzieję że z nimi będzie tak samo. A co zrobię, jak odeślą mnie tam z powrotem. Pod skórą czuję, że tak będzie, bo co innego mogą zrobić?! Wtedy nie pozostanie mi nic innego tylko znowu uciec. I coś mi się wydaje, że za drugim razem nie będę miała tyle szczęścia. Teraz to ona mnie przynajmniej poprze a tak? Na pierwszy rzut oka to niby tam jest wszystko w jak najlepszym porządku, ale... Myślałam, że tam będzie zupełnie inaczej.
Siedziały tak jeszcze chwilę w milczeniu. Kiedy Paulina wypiła herbatę Edyta wstała wzięła do ręki szklankę i powiedziała do dziewczyny:
- Późno już. Chodź, umyjesz się, przebierzesz i położysz.
- Tak, przebiorę się ,ale w co?
- Ech, coś się znajdzie.-odpowiedziała Edyta i skinęła głową w stronę schodów
Dziewczyna wstała i poszła za nią na górę.
Jak to dobrze że akurat tutaj mnie zaniosło, bo noc spędziłabym na ulicy! Kiedy wchodziłam po schodach miałam nogi jak z kamienia, robiło mi się słabo. Oby tylko jak najszybciej położyć się w miękkiej pościeli i zasnąć!
Schody prowadziły do małego pokoiku o niebieskich ścianach, na których wisiały małe obrazy. Po lewej stronie schodów stała duża szafa z przesuwanymi drzwiami i lustrem, a po przeciwnej regał z książkami. Na końcu pokoju na wprost od schodów widniały 3 okna i drzwi na balkon. Pokój wyglądał schludnie, zapewne przez kolor ścian.
Edyta odsunęła skrzydło szafy, rozejrzała się po jej wnętrzu i sięgnęła dokładnie złożoną piżamę i podała ją dziewczynie. Kiedy obie stwierdziły, że jej rozmiary są odpowiednie, Paulina chwiejnym krokiem zeszła po schodach i skierowała się w stronę łazienki.
*Wreszcie położyła się w ciepłej pościeli. Miło, przyjemnie, ciepło-nic dodać nic ująć.
Boje się jutra. Nie mogę tego zrozumieć. Przecież zawsze kiedy się czegoś strasznie boimy to okazuje się że to była błahostka! Wiem to, ale nie mogę sobie poradzić z własnym lękiem! Jest tyle rzeczy których nie jesteśmy w stanie pojąć-i to jest właśnie ciekawe. Zanim dziewczynka zasnęła słychać było krzątanie Edyty w kuchni. Wstawiła wodę w czajniku i oparła się o blat kuchni. Żal jej było tej dziewczyny. Niewiarygodne ile musiała wycierpieć-najpierw śmierć rodziców a potem ten dom dziecka...Z rozmyślań wyrwał ją głośny gwizd czajnika. Wyłączyła go szybko, żeby nie obudzić Pauliny, po czym zaparzyła sobie herbaty.
Tymczasem na górze domu dziewczyna walczyła z bezsennością. Było już grubo po 22, a ona nie mogła spać, mimo że była bardzo zmęczona.
Leże już tak chyba od godziny i wciąż nie mogę zasnąć! Boże czemu mi jest tak gorąco?! Coś czuję że coś jest nie tak...
Paulina odrzuciła kołdrę ,ale wtedy poczuła straszne dreszcze, wobec tego przykryła się z powrotem. Zaczęły ją boleć mięśnie. Straciła już wszelką nadzieje że zaśnie.
Może iść na dół i powiedzieć o wszystkim? Ja już dłużej tego ni wytrzymam. A może lepiej nie budzić tej pani, na pewno śpi. Już nie wiem, co mam zrobić! Spróbuję zejść i zobaczymy.
Powoli odrzuciła kołdrę, usiadła na łóżku. Potwornie kręciło jej się w głowie. Wstała, ale już po chwili bezsilnie opadła na łóżko. Stwierdziła, że nie da rady wstać, a tym bardziej iść po schodach.
Może krzyknąć? Przed chwilą nie spała słyszałam, ale teraz jest zupełnie cicho. Co ja teraz mam zrobić?! Żeby tylko ten koszmar się
skończył!
Ale dziewczyna myliła się-Edyta nie spała. Cały czas tkwiła przy kuchennym stole pijąc herbatę. Czuła, że coś jest nie tak i ta myśl nie pozwoliła jej wrócić do łóżka. Po chwili postanowiła zajrzeć do dziewczyny-dla pewności. Powoli podeszła do schodów i cicho weszła na górę. Drzwi pokoju lekko skrzypnęły kiedy to właśnie z pokoju dobiegł słaby głos:
- Boże, jak dobrze że pani jest!
Telepatia! Normalnie telepatia! Miejmy nadzieję że to nie koniec takich pozytywnych wydarzeń! Bo coś mi się zdaje, że teraz będzie tylko gorzej...
-Dlaczego jeszcze nie śpisz?
- Słabo mi kręci mi się w głowie i... ja mam chyba gorączkę...
- Pokaż...-Edyta dotknęła czoła dziewczyny- Zmierzę ci temperaturę.-po czym sięgnęła z szafy termometr i włożyła go dziewczynie pod pachę.
Kiedy go wyciągnęła miała nieciekawą minę.
- 39 stopni. Nie podoba mi się to.
No ładnie. I co teraz?! Już sobie zdążyłam wszystko poukładać w myślach a teraz to! Kto się jutro wytłumaczy na komisariacie?! Jak do tej pory szczęście mnie nie opuściło, może i teraz jakoś to będzie... - Osłucham cię dobrze?
Dziewczyna kiwnęła głową po czym spytała:
- Jest pani lekarzem?
- Tak-odpowiedziała jej Edyta szukając apteczki w szafie niebieskiego pokoju. Po chwili pojawiła się w drzwiach trzymając słuchawki.
Po dokładnych, nazwijmy to ,,fachowych'' oględzinach stwierdziła:
- Grypa. Zostaniesz w łóżku przez jakiś czas. A teraz podam ci antybiotyk i spróbujesz zasnąć.
- Naprawdę nie wiem co bym bez pani zrobiła.-powiedziała Paulina na co usłyszała:
- Mów mi po imieniu.
Następnego ranka Paulinę obudziły promienie porannego słońca docierającego do pokoju zza żaluzji.
Jejku gdzie ja... aha! Wczoraj nawet nie miałam czasu się dokładnie rozejrzeć po pokoju.
Z tego co dziewczyna zauważyła był to pokój gościnny. Na przeciwko łóżka po prawej stronie stał niski prostokątny stół, ściany były pomalowane na ciemno-żółty, a w końcu pokoju były okna. Był rozmiarami identyczny jak ten niebieski z dużą szafą. Za oknem rozpościerał się widok ślicznie urządzonego ogrodu. Teraz dziewczyna leżała gapiąc się w sufit i próbowała jeszcze raz wszystko przemyśleć.
Ta cholerna grypa pokrzyżowała mi doszczętnie plany! Ja już naprawdę nie wiem co robić... Biła się z myślami jeszcze chwilę po czym stwierdziła, że i tak nic nie poradzi, po prostu trzeba czekać na rozwój sytuacji. Postanowiła się przespać, z powodu wczesnej pory (6:30). Zamknęła oczy, znów zrobiło jej się błogo i nagle drzwi przeraźliwie skrzypnęły, po czym ukazała się w nich Edyta z tacą zawierającą(jak Paulina wywnioskowała) śniadanie.
- Obudziłam cię?- spytała z serdecznością w głosie
- Nie.
- Jak się czujesz?- zapytała znowu
- Lepiej niż wczoraj ale cały czas byle jako-usłyszała w odpowiedzi, po czym spojrzała na tacę którą Edyta właśnie położyła na stole. Znajdowały się na niej kanapki z serem i pomidorem, herbata i oczywiście tabletki.
- Przyniosłam ci śniadanie.-powiedziała z uśmiechem Edyta
- Zauważyłam-odpowiedziała dziewczyna również się uśmiechając-Ale mi się jeszcze chce spać
- Dobrze prześpij się jeszcze chwilkę, potem zjesz. Zajrzę do ciebie później.-powiedział kobieta, po czym wyszła z pokoju
Ech, jaka ja jestem beznadziejna mogłam z nią jeszcze pogadać. Boże jak mi się strasznie chce spać! Ok, jak potem przyjdzie to ją zapytam.
I znów zatonęła w cieple pościeli błyskawicznie zapadając w sen, co prawda nie planowany na długo.
Kiedy Paulina się obudziła miała już stanowczo dosyć snu. Od razu jej oczy powędrowały w kierunku tacy. Wstała z łóżka i sięgnęła po kanapkę. Smakowała wyśmienicie, co ciągnęło za sobą fakt, że już po kilku minutach taca była (nie licząc naczyń) pusta. Dziewczyna położyła się z powrotem do łóżka.
Już dawno zapominałam o takim uczuciu jak nuda!
Rozejrzała się po pokoju szukając sobie jakiegoś zajęcia, kiedy nagle dostrzegła coś czego wcześniej nie zauważyła. Mianowicie stół znajdujący się po drugiej stronie pokoju miał pod szklanym blatem półkę na której leżała dość pokaźna sterta gazet.
Oj tego mi było trzeba. Nie ma to jak trochę makulatury!
Sięgnęła pierwszą z brzegu i poczęła zagłębiać się wczorajszego ,,Dziennika''. Najwyraźniej była w swoim żywiole, bo przeglądanie czasopism szło jej dosyć szybko. Kiedy zaczynała lekturę trzeciego z kolei ,,Faktu'', do pokoju weszła Edyta. Dziewczyna wzdrygnęła się na dźwięk otwieranych drzwi.
- Przepraszam za te gazety ale mi się strasznie nudzi!- odparła jak zelektryzowana
- W porządku.-usłyszała w odpowiedzi
- A i dziękuje za śniadanie. Pyszne!
- Nie ma za co, cieszę się, że ci smakowało.
Teraz jest dobry moment! Muszę się tego jak najszybciej dowiedzieć!
- Ta grypa trochę skomplikowała sprawę...-zaczęła, ale kobieta jej przerwała
- Teraz najważniejsze jest, żebyś wyzdrowiała, tym zajmiemy się później.
Uffffff...Co za ulga!
Wtem rozległ się sygnał dzwoniącego telefonu.
- Zaczekaj chwilę
Paulina kiwnęła głową i Edyta wyszła z pokoju.
Za kilka minut była z powrotem.
- No niestety. Muszę jechać do szpitala. Jakiś poważny przypadek. Poradzisz sobie? Postaram się wrócić jak najszybciej.
- Nie ma sprawy, dam sobie radę.
- To do zobaczenia-odparła Edyta i zanim dziewczyna zdążyła jej cokolwiek odpowiedzieć, wyszła.
Znowu sama. No niby nic, ale co ja zrobię, jak się te gazety skończą?!
Uśmiechnęła się sama do siebie i wróciła do lektury. W ,,Fakcie'' nie było nic ciekawego, za to następny był numer ,,Dziennika'' z przed tygodnia. Ominęła go-to w tej gazecie było to cholerne ogłoszenie...
Paulina spędziła tak jeszcze kilka godzin aż rzeczywiście prasa się skończyła. Dziewczyna odłożyła ostatnie czasopismo i opadła na łóżko. Nie pozostało jej do roboty nic poza kolejną drzemką. Tak więc położyła się z powrotem spać.
W szpitalu trwała nieustanna krzątanina. Przyczyną zamieszania był karambol niedaleko Warszawy. Jedna z ofiar miała poważnie złamaną nogę, trzeba było wykonać operację-stąd wezwano Edytę. Po skończonym zabiegu upewniając się, czy nie będzie już potrzebna lekarka udała się w pośpiechu do pokoju lekarskiego. Przebrała się i gdy już miała wychodzić usłyszała za sobą głos Kuby:
-A gdzie się tak śpieszysz? Jeżeli oczywiście mogę wiedzieć.
- Chętnie bym ci powiedziała, ale to długa historia a ja nie mam zbyt dużo czasu. Pa!- rzuciła i wyszła
Próbę zaśnięcia można było uznać za nieudaną-Paulina był już wystarczająco wyspana. Wobec tego sięgnęła po ,,Fakt'' z zamiarem doczytania opuszczonego przez nią artykułu o nowej aferze w PiS-ie. Nie ciekawiło ją to w ogóle, aczkolwiek lepszy pić niż nic. Jednak na tekście nie mogła się za nic skupić.
Kurcze kompletnie nie mam się czym zając! Za co bym się tylko nie wzięła to mi nie wychodzi! Ja mam po prostu talent do nudzenia się. Zaczyna mi chodzić po głowie pomysł na wiersz...Nie, nie będę dalej wymyślać, bez sensu wszystko zapomnę...Gdyby tylko mieć jakąś kartkę i długopis... Zaczęła się rozglądać po pokoju, chociaż z góry wiedziała, że niczego do pisania nie znajdzie. Zauważyła jednak więcej szczegółów: na stoliku stał wazon z trzema tulipanami w dwóch kolorach, na parapecie znajdowała się pokaźna kolekcja najrozmaitszych bibelotów. Wstała z łóżka i podeszła do okna. Widok był jakoś dziwnie znajomy. Dziewczyna oparł się o ścianę znowu popadając w zamyślenie
Gdzie ja ten ogródek widziałam...Znam małą ławkę, fontannę no i tą jabłoń! I nagle przypominała sobie sen z przed dwóch tygodni: spacerowała po identycznym ogrodzie jak tan za oknem! Przekonana, że to niebywale cud wróciła do łóżka
Jak to jest możliwe?! Czasem śniły mi się jakieś nazwijmy to ,,wizje'' ale nie aż coś takiego! Przez to co sobie uświadomiła afera z PiSu i kompletna niechęć do nicnierobienia stała się najmniej ważna.
Tymczasem Edyta szybko zmierzała przez szpitalny korytarz. W między czasie prowadziła zwięzłą rozmowę telefoniczną:
- Słuchaj muszę odwołać nasze spotkanie. Tak i to bardzo ważnego. Wiesz co, umówimy się jutro i wszystko ci wyjaśnię. No pa!
Kiedy skończyła dotarła już do samochodu, a w chwilę później pędziła ulicami smutnej jak zawsze jesienią Warszawy.
W domu Paulina cały czas zastanawiała się, jak to możliwe, że w śnie widziała ogród Edyty.
Teraz mam kompletny mętlik w głowie! Z tego co wiem muszę się mieć na baczności-ktoś chce mi coś przekazać... Kiedy tylko Edyta wróci wypytam ją o ten dom. To mi pachnie śledztwem para-detektywistycznym...Ech...Wzdychnęła i wróciła do politycznej afery. Kiedy skończyła, uznała, że niczego nowego ani zadziwiającego się nie dowiedziała.
Wszystko jest jakieś dziwne i monotonne ostatnio...
Znowu zaczęła się nudzić. Owszem, mogła przewertować czasopisma jeszcze raz, w poszukiwaniu nie przeczytanych artykułów, ale na to kompletnie nie miała ochoty. Jej wzrok nieświadomie zaprowadził jej myśli z powrotem do sprawy widoku za oknem. I nagle przypomniała sobie o ogłoszeniu z ,,Dziennika''.
A jak ktoś mnie tu widział?! Miejmy nadzieje że nie! Bo teraz wszystko zaczęło się jakoś kleić...a tak to klapa...
Wzięła gazetę do ręki i spojrzała na anons, który był w niej drukowany od czasu jej ucieczki czyli przez trzy dni, ten sam ze zdjęciem zrobionym rok temu. Na zdjęcie spłynęła jedna duża słona łza...
Z rozmowy z Edytą dziewczyna dowiedziała się tylko tyle, że dom kupiła kilka miesięcy temu, razem z ogródkiem. Mężczyzna sprzedający go bardzo się spieszył prawdopodobnie gdzieś wyjeżdżał. Nie dużo ale zawsze coś...
Ciekawa jestem jak to się wszystko skończy...Dni mijały a Paulina czuła się coraz lepiej. Przez cały czas Edyta była na urlopie. Przyszedł dzień który spędzał Paulinie sen z powiek-musiała się wytłumaczyć z tej całej plątaniny.
Edyta wolała żeby poszły na komisariat, Paulina z kolei wolała załatwić sprawę telefonicznie. Wybuchła kłótnia. Po kilku minutach wrzasków Paulina stwierdziła że skoro tak to ona już się woli błąkać po ulicy. Edyta chciała jej odpowiedzieć ,ale zadzwonił dzwonek u drzwi. Lekarka poszła otworzyć. W progu stał mężczyzna ledwo mieszczący się w drzwiach ubrany w strój przeciętnego, normalnego policjanta.
Jasna cholera!!! Już po mnie!!!! Koniec!!Paulina czym prędzej schowała się od ławę. Policjant ze znudzoną miną rozejrzał się po domu i-bez słowa- wszedł do środka. Na zdziwione spojrzenie Edyty odparł:
- Nie mam zamiaru niczego załatwiać w progu-po czym usiadł na fotelu który prawie że się pod nim złamał.
- Dostaliśmy zlecenie że w tym domu przebywa niejaka Paulina B. lat 13 poszukiwana, dnia szóstego września uciekła z domu dziecka przy ulicy...
- Może i tak-przerwała mu Edyta.
- Może? Znaczy tak czy nie? Konkretnie proszę-dorzucił
Co teraz?!
- Tak-padła odpowiedź
- A więc czemu dowiadujemy się o tym teraz?
- Kiedy ona znalazła się u mnie była chora-wyjaśniła krótko Edyta-Po za tym, dokładnie opowiedziała mi jak była traktowana w domu dziecka z którego uciekła.
Lodowaty, urzędowy ton...Musi być wkurzona. Wcale jej się nie dziwię .Nie znoszę takich ludzi
Policjant przewrócił oczami po czym rzucił:
-Na pewno nie lepiej ani nie gorzej niż tutaj. Była chora...-mruknął- To nie jest wystarczający powód-skwitował
Edyta była już na skraju wytrzymałości:
- Z rozmowy z nią wywnioskowałam, że w placówce w której była nie miała zapewnionej należytej opieki.
Policjanta najwyraźniej zdenerwowało tłumaczenie Edyty po wydarł się na całe gardło:
- To w takim razie kim pani jest do cholery, że tu miała lepszą opiekę??
- Lekarzem -rzuciła Edyta całkiem spokojnym tonem co całkiem rozbroiło mężczyznę. Spuścił wzrok zastanowił się i odparł:
- Może pani być nawet hrabiną, ale to dziecko musi wrócić do placówki przy ul...
- Niech mnie pan uważnie posłucha-znowu mu przerwała-Nie pozwolę-rozumie pan-nie pozwolę żeby ona tam wróciła!
Stanowczość i upór w głosie lekarki przyniósł skutek, policjant przez chwilę nic nie mówił. Po chwili, jednak już nieco spokojniej rzucił:
- Proszę bardzo co pani zrobi? Według mnie to może pani iść nawet do sądu.
- Oczywiście, nie mam nic przeciwko.
- Co za pewność!- wydarł się waląc pięścią w stół, na skutek czego Paulina aż podskoczyła.-No pewnie da pani na rękę komu trzeba i...
- Dość!!!- pod stołu wyskoczyła czerwona Paulina, zła do granic ostateczności
- Proszę, kogo moje oczy widzą!- wrzasnął i złapał ją od tyłu za obie ręce. Ta z kolei z dzikim wrzaskiem skoczyła mu na stopy. Musiała to zrobić z cała siłą bo facet wrzasnął, puścił ją i zanim się zorientował dziewczyna był już na schodach. Sapiąc ledwo co wszedł na górę. Edyta z lekkim przestrachem podążyła za nim. Dziewczyna siedziała na...ramie okna z drwiącym uśmieszkiem z nogami na zewnątrz.
- Albo zadzwoni pan po komendanta i załatwimy tą sprawę po ludzku albo skoczę.
Władzy z wrażenia otworzyły się usta
- Co?? Czy ty mnie próbujesz straszyć?!
- Całkiem możliwe- odparł dziewczyna-Ale ja to mówię całkiem na serio
- I co ?! Że niby jak nie wezwę komendanta to skoczysz tak?! Słuchaj smarkulo...
- Jeszcze jedno słowo w tym stylu i skaczę-przerwała mu
- Dostanie ci się za to-zagroził policjant
Na Paulinie to najwyraźniej nie zrobiło najmniejszego wrażenia bo wzruszyła tylko ramionami i z największym spokojem powiedziała
- Możesz mnie pan nawet wsadzić do pierdla ja mam czyste sumienie.
Władza tylko wzdychnął i popatrzył dziewczynie prosto w oczy, czym również się nie przejęła.
Uważaj bo ci te oczy z orbit wylecą!
Paulina wiedziała doskonale jak trzymać policjanta w szachu.
O nie, na pewno nie dopuści do tego żebym skoczyła. Z resztą ja też nie mam takiego zamiaru.
Na chwilę zapanowała cisza. Władza brał wszystko całkiem na serio, Edyta natomiast nie bardzo wiedziała co o tym myśleć. W końcu władza wyszedł na chwilę z pokoju, było słychać jak z kimś rozmawia.
- Ale ta smarkula nie odpuści...Jak to po prostu zabrać?! Przecież ona naprawdę może z tego okna skoczyć...Jasne poczekam....
- Zaraz tu będzie.-mruknął- Oj nieźle za to bekniesz...
I o to mi chodziło!!
W tej chwili popatrzyła władzy prosto w oczy i uśmiechnęła się drwiąco, po czym z kieszeni jeansów wyjęła MP3 na którym była włączona funkcja nagrywania. Tego facet się ani trochę nie spodziewał.
- Ale jak...?!
- Tak- odparła Paulina z drwiącą miną- Przypadkowo miałam MP3 w kieszeni i od momentu pana wejścia wszystko nagrałam. A pomysł z oknem to była tylko prowokacja-dorzuciła schodząc z ramy.
Ha! Mam cię!!
- Ty...!-władza chciał rzucić kolejne wyzwisko, czy też groźbę pod adresem dziewczyny, ale przerwał mu dzwonek u drzwi.
Edyta w błyskawicznym tempie zerwała się z miejsca i pobiegła otworzyć, a policjant ledwo co się ruszając poszedł za nią .
Kilka minut później w u progu pokoju stanął komendant. Wyglądał na wściekłego, ale wychodziło mu to o wiele przyjemniej niż opasłemu policjantowi.
-Młoda panno, czy możesz mi wyjaśnić co tu się dzieje??
Ooo przypunktował u mnie facet...- A owszem! Ale potrzebuje komputera.
- Jest w pokoju obok-mruknęła Edyta i zaprowadziła ich do pokoju który znajdował się po lewej stronie piętra. Ściany były tam pomalowane na bordowo. Dziewczyna od razu dorwała się do stolika z komputerem. Włączyła go, po czym odwróciła napęd w poszukiwaniu portu USB. Znalazła go dosyć szybko podłączyła MP3 i uruchomiła nagranie. Jakość nie była wyjątkowo dobra, ale komendantowi to w zupełności wystarczyło.
- Maliniak do auta. Porozmawiamy później- rzucił z wściekłością
Maliniak już całkowicie złagodniał i posłusznie opuścił pokój
- No cóż...Chyba pora już to wszystko wyjaśnić.
- Mhm- mruknęła dziewczyna.
Komendant zwrócił się do Edyty:
- W rozmowie z moim-tu na chwilę przystopował-byłym pracownikiem wspominała pani że w placówce w której przebywała ta oto panienka była źle traktowana.
- Ja wolałabym, żeby to ona się na ten temat wypowiedziała.
Twarz dziewczyny nabrała smutnego wyrazu, ale już po chwili zmieniła go na groźniejszy.
- Inni wychowankowie traktowali mnie jak wyrzutka, szczególnie ci starsi-machinalnie odparła Paulina
- Co przez to rozumiesz?- mężczyzna był wyjątkowo nachalny
- Czy ja naprawdę muszę panu wszystko opowiadać ze szczegółami?!- uniosła się dziewczyna- Niech pan tam lepiej jedzie i zapyta innych jak tam jest- dorzuciła już nieco spokojniejszym tonem
- Dobrze, będziemy tam prowadzić śledztwo.
- A ja?
Po komendancie było widać że to pytanie sprawiło mu kłopot, choć też widoczne było to, że się go spodziewał. Miał dwa wyjścia- albo zostawić dziewczynę tutaj do czasu kiedy sprawa się nie wyjaśni, albo zabrać ją stąd i przenieść gdzie indziej. Popatrzył na Paulinę-widać po niej było że spodziewa się nie korzystnej dla siebie odpowiedzi. No cóż-skoro tu ma dobrą opiekę, i najwyraźniej jest jej tu dobrze to po co ma się szlajać gdzie indziej? Komendant był człowiekiem dobrym i niezwykle wrażliwym, nie potrafiłby zrobić krzywdy dziewczynie.
- Na razie-zatrzymał się na chwilę- zostaniesz tutaj. Chyba że pani ma coś przeciwko- teraz zwrócił się do Edyty
- Nie, absolutnie nic.
Paulina rozpogodziła się.
Już myślałam że...Ech co za ulga!- No dobrze nic tu po mnie-wzdychnął policjant i odwrócił się w kierunku drzwi, po czym jeszcze raz spojrzał na Paulinę
Ta nic nie powiedziała ale popatrzyła na niego, w taki sposób i z taką serdecznością, że to było chyba najlepsze podziękowanie.
- Do widzenie młoda damo.- i mężczyzna wyszedł z pokoju.
Edyta poszła odprowadzić go do drzwi, a kiedy wróciła zamknęła za sobą drzwi.
- No to mi się dostanie-to miała być tylko myśl, ale Paulina nieświadomie wypowiedziała ją na głos.
- Słuchaj, zrobiłaś dzisiaj taki numer, że...-zaczęła Edyta ale przerwała zbierając myśli-Ja już naprawdę nie mam siły na ciebie nakrzyczeć. Powiem ci tylko tyle że nie chciałabym na pewno żebyś to kiedykolwiek powtórzyła
- Eche. Przepraszam i dziękuje.
- Za co mi dziękujesz?- głos Edyty miał w sobie nutę zdziwienia
- Że mnie nie wyrzuciłaś za próg.
- Nie mogłabym...
U Edyty było Paulinie dobrze, ale jednak czegoś jej brakowało. Czegoś do czego była przyzwyczajona- własnego domu i bliskich. Żeby o tym zapomnieć dziewczyna ciągle coś robiła, nigdy nie siedziała bezczynnie. Czasem pomagało, czasem jednak nie. Dalej gnębiła ją sprawa z ogrodem, ale teraz dogłębne jej zbadanie było nie możliwe, bo zima zaczęła się dosyć szybko i spadło już sporawo śniegu. A przecież ona widziała ogród wiosną. Ale było jeszcze coś co nie dawało jej spokoju-śledztwo w sprawie jej rodziców i domu dziecka. W tym drugim raczej dobrym znakiem był brak wiadomości od strony policji, w tym pierwszym zupełnie nie.
Edyta tym czasem wróciła do pracy, a czasem wieczorami gdzieś wychodziła. To Paulinie było nawet na rękę, bo lubiła zostawać sama, ale ciekawiło ją to co jej tymczasową opiekunkę tak często wyciąga z domu.
Ciekawość mnie pożera, ale to w końcu jej prywatna sprawa. Jestem strasznie samolubna. Przecież ja jej też wszystkiego nie mówię!!!
Ilekroć razy tak myślała, tym jej nieokrzesana ciekawość rosła.
Był już listopad. Zbliżały się kolejne święta. Pierwsze jakie dziewczyna miała spędzić inaczej i w innym zupełnie oddalonym o ponad trzysta kilometrów od jej rodzinnego domu, miasta , i w zupełnie innym towarzystwie. Przez te dwa miesiące Paulina przyzwyczaiła się do Edyty. Tak samo jak ona do niej, choć o tym dziewczyna nie miała pojęcia. Zwykle rano lekarki nie było w domu, całe przedpołudnie spędzała w pracy, czasem też noce. Wtedy dziewczyna zostawała sama. Od nowego roku to miał się zmienić- Edyta zamierzała posłać ją do szkoły. Był tylko jeden problem-nie mogła tego zrobić bez papierka świadczącego o tym że jest jej opiekunką. Czasem zastanawiała się nad tym, czy nie lepsza i dla dziewczyny i dla niej nie byłaby adopcja...
Pewnego wieczoru Paulina siedząc w ,,swoim'' pokoju natknęła się wzrokiem na kalendarz-24 listopada. I nagle ją olśniło-za miesiąc święta! A ona jest kompletnie bez jakichkolwiek pieniędzy! A kolejny dylemat-nie ma nawet co Edycie kupić. Cóż czekał ją spacerek po warszawskich centrach handlowych i sklepikach. Jeśli chodziło o pieniądze to nigdy nie prosiła o nie. Jeżeli już to zawsze razem wychodziły na zakupy. Jeszcze tego samego wieczoru Paulina zeszła na dół.
Edyta jak zawsze szykowała się do wyjścia. Kiedy zobaczyła dziewczynę na schodach od razu wypaliła:
- Nie masz nic przeciwko temu że wychodzę?
- Niee. Tylko mam do ciebie prośbę...
- Mów
- No bo...-zająknęła się Paulina a po chwili szybko jak karabin maszynowy dokończyła- Potrzebuję trochę gotówki. Ale nie mogę ci powiedzieć na co-dodała
Edyta popatrzyła się na nią z nieco zdziwionym wzrokiem. Po chwili powiedziała:
- Ile potrzebujesz?
- No nie wiem...Ze dwie dyszki...
- Dobra-odpowiedziała wyciągając z portfela pieniądze i podając je dziewczynie. Właściwie to ja też mam do ciebie sprawę.
- Jaką?
- Zrobiłabyś mi zakupy bo ja już dzisiaj nie zdążę?
Owszem całkiem mi to na rękę...- Nie ma sprawy.
- Tu masz listę-podała Paulinie kartkę.-Klucze są na stole. To do zobaczenia!
- Mhm. Na razie.
Kiedy Edyta wyszła dziewczyna usiadł na kanapie i wzdychnęła. Czekał ją długi wieczór. Wtem spojrzała na zegarek-wskazywał osiemnastą trzydzieści.
Trzeba się zbierać!...
Lista nie była zbyt długa. Dziewczynie było to na rękę-będzie miała więcej czasu na kupienie prezentu. Chciała poza tym wcześniej wrócić, żeby go zapakować i dobrze ukryć przed Edytą. Kiedy wychodziła z domu już powoli czuła się zmęczona.
Edyta tym czasem podążała w kierunku kawiarni w której była umówiona. Ostatnio poczuła, że jest naprawdę szczęśliwa. Głowę zaprzątała je tylko jedna myśl-będzie przecież musiała powiedzieć dziewczynie gdzie wychodzi. Miała nadzieję, że jej druga połowa nie będzie stanowić dla Pauliny żadnego problemu. Nie chciałaby tego. Planowała spotkanie ich dwojga i to jak najszybciej. W końcu dotarła na miejsce.
Istotnie kawiarnia- ,,Impresja'' była jak najbardziej odpowiednim miejscem na ich wieczorne spotkania. Wchodząc od razu czuło się miłą atmosferę. Nie był to duży lokal. Mieściło się w nim kilka okrągłych stolików a przy każdym trzy krzesła.
Przy jednym z nich, koło okna siedział jej ukochany. Punktualny jak zawsze. Umówili się na osiemnastą trzydzieści-teraz zegar wskazywał osiemnastą trzydzieści cztery. Od razu zauważyli się i uśmiechnęli do siebie. Edyta podążyła w kierunku stolika.
- Cześć
- Cześć
- Wiesz co głupio się z tym czuję.
- Z czym?
- Bogdan ja myślę że ona powinna cię poznać. Zrozumie to jestem pewna.
- Nie mam nic przeciwko. Dla ciebie wszystko.
- Co bierzemy?- spytała Edyta, bo jej wzrok powędrował w kierunku karty menu.- Może po kawie?
- Mhm.
Paulina zrobiła już zakupy dla Edyty. Lista owszem nie była długa, ale produkty w niej spisane były powiedzmy ,,wagi ciężkiej''. W tej sytuacji Paulina nie miała wyjścia-musiała wrócić do domu. Tak więc niosąc reklamówki o zawartości mąki, wody mineralnej, masła, proszku do pieczenia oraz czterech cytryn szła w kierunku ulicy. Reszty zostało jej zaledwie dziesięć złotych. Przymaławo. I nagle przypomniało jej się jak jeszcze dawno temu wkładała pieniądze od mamy do kieszeni kurtki. Może coś się tam ostało? Często brała pieniądze a potem, nie oddawała reszty. Zachęcona tą myślą przyśpieszyła kroku.
Tego roku zima była wprost przepiękna! Prawie przez cały czas prószył lekki śnieg, dzięki czemu wszystko było pokryte białą mgiełką. To była zdecydowanie ulubiona pogoda dziewczyny. Najchętniej spacerowałby bez końca, ale czas dosłownie biegł za nią kiedy ona szła coraz wolniej. Wreszcie dotarła na miejsce. Sięgając klucze spojrzała na zegarek-była za piętnaście siódma! Paulina była zadowolona że tak szybko się wyrobiła ,ale z drugiej strony było już późno. Wtargnęła do domu, zostawiła reklamówki w przedpokoju i -w butach- pobiegła na górę.
Edyta odstąpiła jej nieco miejsca w swojej szafie w sypialni, co jej się bardzo przydało. Po długiej grzebaninie odnalazła kurtkę i sięgnęła do kieszeni. Suma składająca się głównie z drobniaków o nominale poniżej dwóch złotych była zawrotna-15 złoty!
Boże! Zupełnie się nie spodziewałam że tyle mam w kieszeni! Wszystko przez to że jestem zapominalska! Teraz muszę pędzić jak najszybciej, żeby obejść chociaż kilka sklepów!
I w nadziei, że choć kilka jest otwarte do dwudziestej wyszła z mieszkania.
Edycie wydawało się, że jest tu tylko przez kilka sekund, jednak w rzeczywistości siedziała tu już dobre pół godziny. Przez ten czas prowadziła rozmowę ze swoim towarzyszem, a w myślach zastanawiała się, po co Paulina brała do niej pieniądze? Dotychczas było inaczej-kiedy czegoś potrzebowała po prostu mówiła i razem szły na zakupy. A może dziewczyna źle się z tym czuła? Może zapragnęła prywatności. Może...
- Zanudzam cię , czy coś cię gnębi?- usłyszała
- Raczej to drugie.
- Rozumiem, że nie chcesz mi powiedzieć co to takiego. W porządku nie będę dociekliwy.
- Nie o to chodzi, tylko ja też nie chcę cię zanudzić
Obydwoje uśmiechnęli się.
- A tak wracając do tej dziewczyny, to chciałem cię zapytać jak ty to sobie wyobrażasz?
- Dobre pytanie-Edyta wzdychnęła-No, porozmawiam z nią dzisiaj i zadzwonię do ciebie. Może jutro wieczorem u mnie?
- W porządku. A tak w ogóle...to myślisz że ona mnie polubi?
- Mam nadzieję...
W ten czas ,,ona'' już zupełnie zniechęcona wychodziła już chyba z dziesiątego sklepu i dalej nie miała prezentu. Dużo rzeczy można kupić za dwadzieścia pięć złoty, ale Paulina nie mogła się zdecydować.
Co tu mamy? Jubiler. Czy można kupić coś u jubilera za posiadaną przeze mnie sumę? Heh. Mam nadziej że można.
Za ladą znajdowały się istne cuda. Ale ceny były wysokie. Na złoto zdecydowanie nie ma co liczyć. Rozglądając się w gablotce ze srebrem dostrzegła coś co zdecydowanie się nadawało na prezent dla Edyty. Był to mały wisiorek w kształcie kwiatka z cyrkoniami. Cena też była zadowalająca- 20,90.
Kiedy Paulina wychodziła ze sklepu była podwójnie zadowolona- udało jej się kupić najlepszy prezent jaki spotkała i zostało jej też trochę pieniędzy a na zegarku była dziewiętnasta dwadzieścia osiem. Poza tym było jeszcze jedno-od sprzedającej dowiedziała się ze nie ma już drugiego takiego wzoru. Podobno.
Było już grubo po ósmej kiedy Edyta wychodziła z kawiarni. Jej samej wydawało się, że spędziła tam zaledwie godzinę. W rzeczywistości chciała być tam jak najdłużej między innymi dlatego, że powrót do domu nie kojarzył jej się zbyt przyjemnie. Jeszcze dzisiaj będzie musiała rozmawiać z Pauliną. Jak jej to wytłumaczyć? Kiedy nasunęła jej się ta myśl dopiero teraz uznała, że przesadziła i przekroczyła granicę czasu. Jej tymczasowa podopieczna pewnie siedzi głodna i nie dość tego jeszcze się o nią martwi. Przez te kilka miesięcy zdążyła ją poznać z każdej strony. Owszem była kłótliwa i zadziorna, obrażalska. Ale była dla niej przede wszystkim kimś pełnym ciepła. Tego ciepła, którego Edyta nigdy wcześniej nie znała. Prawdę mówiąc dzień w którym Paulina zamieszkała w jej domu całkiem przewrócił jej życie, była przekonana że wyszło jej to na dobre.
Dziewczyna wbrew temu co przewidywała Edyta nie była ani głodna ani się o nią zbytnio nie martwiła. Kiedy tylko przyszła do domu, przebrała się zrobiła sobie kolację i jak by tego było mało zrobiła ją również dla Edyty. W jej skład wchodziły: grzanki z serem i pomidorem i herbata z cytryną.
Nie są to żadne wyrafinowane specjały ale to już jest i tak maksimum moich możliwości. Już po dwudziestej. Pewnie zaraz wróci.
Wobec tego zaczęła nakrywać do stołu. Wisiorek spoczywał tymczasem po jej łóżkiem. Paulina uznała to miejsce za najlepsze do tego celu. Miała rację.
W tym momencie Paulina usłyszała dźwięk otwierających się drzwi. Do mieszkania weszła Edyta. Jeszcze w płaszczu, kilkoma zgrabnymi susami przekroczyła przedpokój.
Jej reakcja była taka jak się spodziewała Paulina-zdziwienie i zaskoczenie.
- A co to?
- No... kolacja
I obydwie wybuchnęły śmiechem. Po czym zasiadły do stołu i zabrały się za jedzenie. Edyt już po pierwszym kęsie stwierdziła:
- Pyszne!!
- Mhm. Ja sama jestem pod wrażeniem swojego geniuszu gastronomicznego!!
Znowu zaczęły się śmiać. Po kilku minutach ciszy Edyta odezwała się:
- Jeżeli mogę widzieć, po co byłaś dzisiaj w sklepie?
Dziewczyna zastanowiła się chwilę przeżuwając tost, i odpowiedziała:
- Nie w sklepie, tylko w sklepach. No naprawdę nie mogę ci powiedzieć...-popatrzyła na Edytę wzrokiem mówiącym: ,,Nie pytaj to ma być niespodzianka''
- No dobrze, skoro nie chcesz mi powiedzieć...
- Oj...Nie to, że nie chcę, ale...No Edyta to jest dla twojego dobra no!
- A więc to ma związek ze mną.
- Ma i to duży.-usłyszała. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Aha. Nie będę cię dręczyć
Uśmiechnęły się do siebie porozumiewawczo. Dopiero teraz lekarka przypomniała sobie o zakupach. Mogłoby się wydawać że Paulina czyta w jej myślach bo zaraz powiedziała:
- Aha. Bym zapomniała. Zakupy ci oczywiście zrobiłam, już rozpakowałam.
- Właśnie miałam zapytać. Nie wiem jak to przyjmiesz, ale mam ci coś do powiedzenia...
- Słucham.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 14:52, 17 Sie 2007    Temat postu:

- Słucham.
- Wiesz, te moje wieczorne wyjścia...
No, no ciekawie się tu robi. Zaraz się dowiem.
Po krótkie pauzie znowu się odezwała:
- Przepraszam że ci wcześniej nie powiedziałam, mam kogoś...I chciałabym, żebyście się poznali. Nie jesteś zła?
- Nie, skąd!- odparła Paulina pożerając ostatni już kawałek tosta.- Nie mam kompletnie nic przeciwko!
Ba! Czy mogłabym mieć?!
- To może zaproszę go jutro wieczorem do nas?
Jak to ,,do nas'' zabrzmiało...
- Do nas?!- powtórzyła dziewczyna okazując zdziwienie pomieszane z jakąś dziwną radością
- No, tutaj.
- Wiem, że tutaj tylko...a, z resztą nie ważne. Dobrze, nie ma sprawy.
Edytę ta rozmowa całkiem uspokoiła.
Tego wieczoru Paulina sięgnęła po długopis i kartkę papieru. Wróciła jej chęć na pisanie opowiadań. Porzucone przez nią ostatnio zajęcie nie dawało o sobie zapomnieć. Pomysły nigdy nie przychodziły jej same. Kiedy miała chęć na pisanie sięgała po papier i coś do pisania, i zawsze znajdowała dobry temat. W jej byłym pokoju dosłownie wszędzie można było się natknąć na kartki zapisane równym pismem. Czasem były to wiersze, ale najczęściej opowiadania obyczajowe, zawsze nieskończone. Kiedy przychodziły różne pomysły, przelane na papier wędrowały do szuflady, a na ich miejsce pojawiały się inne i tak właściwie bez końca.
Dzisiaj poczuła, że jej zdolność wymyślania, zdarzeń i ludzi, miejsc bezpowrotnie zniknęła.
Siedziała już kilkanaście minut nad kartką, a nic, co stworzyła w myślach nie wydawało jej się tak dobre, aby można było to zapisać.
Mam nadzieję, że to tylko chwilowy brak weny. Niewiarygodne. Po raz pierwszy zdarza mi się coś takiego. Nie ma tematu, nie ma dobrego pomysłu. A może ja naprawdę straciłam talent...Jeśli go kiedykolwiek miałam. Pisanie-to jedyna rzecz, która mi dobrze wychodziła. Zawsze od dziecka. Wypracowania pisałam zawsze na piątki. Na koniec roku z polskiego zawsze miałam bardzo dobry. Może coś w tym jest?Szkoła-zupełnie o niej zapomniałam!
Miała masę telefonów do kumpel z podstawówki, ale nie dzwoniła do żadnych.
Nie chcę z całego serca im wszystkiego opowiadać! Poza tym nie chce żeby mi cokolwiek opowiadały. Na pewno rozbeczałabym się do słuchawki. Nie będę im zawracać głowy...
Dalej usilnie próbowała coś wyskrobać przez kilka minut, ale bezskutecznie. Zrobiła się bardziej nazwijmy to ,,ostrożna'' nie pisała początku, jeśli nie miała już gotowego zakończenia i kilku wątków. Teraz chciała napisać coś idealnego, coś co mogła by skończyć, a nie zostawić na dnie szuflady. Zawsze planowała długie wręcz powieści, ale zawsze też miała tylko początki. Bezradnie odłożyła kartkę i długopis na stół.
Po krótkiej chwili zastanowienia co ze sobą zrobić, Paulina zeszła na dół. Było po dwudziestej pierwszej. Edyta siedziała przed telewizorem i przerzucała programy, jak wywnioskowała dziewczyna nie mogąc znaleźć nic wartego uwagi.
Kiedy zauważyła że Paulina wchodzi do pokoju zwróciła ku niej wzrok.
- Hej, a co ty taka smutna? Coś się stało?
- Można tak powiedzieć. Wydaje mi się, że straciłam talent do pisania opowiadań.
- To ty piszesz opowiadania? Czemu nic nie mówiłaś?
- Pisałam. Jakoś nie było okazji żeby ci powiedzieć. Nie napisałam nic od czasu ...sama wiesz.
Edyta tylko kiwnęła głową. Po czym spytała:
- A czemu myślisz, że straciłaś talent?
- Bo już od ponad pół godziny siedziałam nad kartką z długopisem w ręku nic nie napisałam. A dawniej wystarczyło kilka minut a już miałam pomysł. Zawsze pisałam początek i chciałam napisać powieść, ale nigdy nic z tego nie wyszło.
Edyta robiła się coraz bardziej ciekawa.
- Dlaczego?
- Właśnie. Dobre pytanie. Najczęściej kiedy zapisałam dwie, trzy, czasem cztery strony, wpadałam na następny jeszcze lepszy pomysł i tak w kółko. A teraz to już nic nie mogę wymyślić.
- To przejdzie. Na pewno niedługo coś wymyślisz.
Paulina wzdychnęła.
- Mam nadzieję...
Po chwili krótkiego milczenia Edyta stwierdziła:
- Późno już. Pora do łóżka
- Mhm
- No dalej dalej. Ja też się zaraz kładę. Idę na szóstą do pracy!
- No dobra już idę.
Tej nocy Paulina nie mogła zasnąć. Dręczyła ją myśl o pisaniu. Poza tym jutro czekał ją ciężki wieczór.
Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia jaki on jest. Nie mam nic przeciwko emu, żeby Edyta się z nim spotykała, ale...Ok jutro wieczorem się wszystkiego dowiem...
W końcu zasnęła.
Nazajutrz wstała z nie najlepszym humorem. Bolała ją szyja.
Kurde, znowu źle spałam!!
Poza tym miała dziwny sen. Znowu była w ogrodzie wiosną. Ale ktoś ją gonił. Kiedy złapał ją-za szyję właśnie-obudziła się.
To chyba tylko przypadek że mnie właśnie szyja boli... Boże...
Szybko zrezygnowała z dalszego rozwodzenia się nad sprawą. W mgnieniu oka, o wiele szybciej niż zwykle wstała i poszła do łazienki. Po drodze natknęła się na zegarek 6:30. Edyta już wyszła.
Paulina była przyzwyczajona do samotnych śniadań. W ogóle do samotnych posiłków. Nie przeszkadzało jej to, że jej opiekunka spędzała pół dnia w pracy.
Na stole leżała torebka ze świeżymi bułkami. To już raczej była niecodzienność.
Choć dziewczynę to zdziwiło, bez zbędnych sentymentów zabrała się do szykowania śniadania. Usiadła przy blacie. I wtedy jej uwagę przykuł widok za oknem.
Chodnikiem nieopodal ogródka spacerowała chłopak. To by bynajmniej nie zdziwiło Pauliny. Ale nie widziała go u wcześniej, a musiał być z okolicy. Wysoki szatyn trzymał na smyczy labradora.
Jezu...przecież on...Przecież to Mateusz!
Patrzyła i niedowierzała. To razem z nim planowali ucieczkę, ale jego złapali.
Co on tu robi? I skąd ten pies?
Miała ochotę wybiec przed dom. Ale czy będzie chciał z nią gadać.
Może to jednak nie jest dobry pomysł. Poczekam na rozwój wypadków.
Istotnie śniadanie było pyszne. Najchętniej Paulina zadzwoniłaby do Edyty i podziękowała jej. Zastanawiał się chwile i stwierdziła, że nie powinna może jej przeszkadzać.
Wróciła do myśli o Mateuszu. Był to chyba jeden z najfajniejszych chłopaków jakich znała...Spokojny, miły. W jej typie. Zamiast sportu, którego nie cierpiała wolał składanie modeli. Robił to z niebywałą precyzją. Lubiła patrzeć kiedy to robił. Zawsze mięli o czym gadać. Lubili się. Dzisiaj, kiedy go zobaczyła coś się w niej strasznie ucieszyło. Nie znała tego uczucia do tej pory...
Tymczasem Edyta przez cały czas nie mogła się skupić na pracy. Reszta zespołu miała jej to za złe, ale ci którzy wiedzieli o jej położeniu starali się mimowolnie ją zrozumieć. Na szczęście w szpitalu tego dnia nie było wyjątkowo trudnych przypadków. Na szczęście, bo Edyta martwiła się tym, że w którymś momencie popełni błąd. Burza myśli sprawiała, że lekarka ciągle popadała w zamyślenie. Pod koniec pracy zagadnęła do niej Lena która, jako jedna z nielicznych o wszystkim wiedziała.
- Edyta, słuchaj co się właściwie z tobą dzieje.
- Sama już nie wiem. Mam wrażenie że ja sobie z tym wszystkim nie poradzę.
- No co ty gadasz?! A stało się coś? Chodzi o Paulinę tak?
- Nic tylko dzisiaj wieczorem przychodzi Bogdan i chcę ich sobie przedstawić.
- To chyba dobrze. A któreś ma coś przeciwko?
- Nie. Ale nie wiem jak to spotkanie wypadnie.
- Oj nie martw się. Nie pogryzą się przecież.
-Oby nie...
Kiedy Edyta przekroczyła próg szpitala, odezwała się jej komórka. Wyjęła ją i odczytała wiadomość:
,, Dzieki za bulki. Pyszne byly! Wracaj szybko bo się stęskniłam ''
Ten SMS nieco poprawił jej humor. Już od dawna każde miłe słówko od Pauliny wprawiało ją w dobry nastrój.
Ta z kolei siedziała w Internecie. Po kilkunastu minutach odezwało się jej Gadu-Gadu- ,,nieznajomy przesyła wiadomość''
Jak to będzie kolejny ćwok, debil, czy Bóg wie, co jeszcze to tym razem mu dam popalić. Boże jak mnie wkurzają ci co po dwóch minutach się pytają czy chce z nimi chodzić, albo blokują mnie jak im przesyłam foto!!
,,Cześć''- przeczytała
- Hejka. Kim jesteś?
- Mateusz. Możliwe ze mnie nie pamiętasz, albo nie chcesz ze mną gadać, ale jak coś to mi tylko powiedz to się odczepie
Matko!! Niemożliwe!! Cuda jakieś się dzisiaj dzieją!! A jak ja umieram abo co?!
- TEN Mateusz?!!- wiedziała, ale wolała się upewnić
- To zależy co rozumiesz przez słowo ten...
Jego sposób mówienia!! To ON!!!
- Po pierwsze-skąd masz mój nr. Po drugie- WIDZIAŁAŁAM CIĘ DZISIAJ PRZEZ OKNO!!
- Znalazłem cię po nicku internetowym. Nikt nie ma takiego. A gdzie mieszkasz? W ogóle to co się z tobą działo?
- I nawzajem z tym pytaniem!!
- Ja uciekłem drugi raz i miałem takie szczęście że wczoraj mnie poratowano.
- To samo.
- Jak to ,,to samo''
- Normalnie. Mieszkam...
Ale zanim cokolwiek napisała przyszła kolejna odpowiedź.
- Moje nazwijmy to miejsce pobytu: Leśna Góra 55
- 14
- Co za 14??
- No LG 14!!
- Nie wierze.
- No dawnej kumpeli nie wierzysz?!
- E nie o to mi chodziło!
- Wiem już o co . Zw.
Po czym pognała na dół.
Kiedyś rzuciła jej się w oczy kartka z napisanym adresem: Bogdan Hajdukiewicz LG55. Po chwili znalazła ją. Czy to możliwe, żeby Mateusz mieszkał teraz u ukochanego Edyty?!
Kiedy wróciła napisała tylko:
- Przed moimi drzwiami, jak najszybciej!!
Długo nie czekała. Mateusz zjawił się po kilku sekundach. Był co prawda zdyszany i to porządnie, ale BYŁ.
- Słuchaj u kogo ty mieszkasz?!- prawie krzyknęła Paulina, bo emocje nie pozwalały jej mówić inaczej.
Chłopak trochę się przestraszył, ale szybko wydyszał:
- Bo-Bogdan imię a nazwisko jakieś-takie-dziwne-sorka-ale-nie-pamiętam.
- Nie mów, że Hajdukiewicz!
- No tak to leciało. Skąd ty to właściwie wiesz ?!
- Wpakowaliśmy się w niezłe bagno, Mati.-Paulina usiadła na schodach i złapała się za głowe.
- A i jeszcze w jego notesie był zapisany ten adres i podpisany
Edyta..
- Kuszyńska- przerwała mu
- No.
- Od kiedy u niego jesteś?
- Bo ja wiem, od wczoraj wieczora.
- To mamy całą układankę. Jeśli chcesz wiedzieć to oni się spotykają!
- Wiem. Dzisiaj zdaje on przychodzi do was, ale on mi nic nie wspominał o tobie
- Edyta tez mi nic nie mówiła!
- O co tu właściwie chodzi bo nie kapie!?!
- Wiem! Bogdan ci po prostu nie powiedział, a Edyta nic nie wiedziała!!!!
- Ja jestem teraz sam
- Ja też. Mam kolejny pomysł. Dzisiaj wieczorem po prostu wyjdziemy, spotkamy się z dala od osiedla, przejdziemy się kawałek i zjawimy się u mnie!
- Dobra.
- A tak w ogóle to twój Bogdan, przychodzi, żeby nie poznać, bo ja jestem u Edyty już od dawna!
- Już kumam!
Po czym rozstali się i z podnieceniem poszli każdy w swoją stronę.
Kiedy przyszła Edyta, Paulina powiedziała jej, że wieczorem wychodzi, ale postara się wrócić jak najszybciej. Jej opiekunka zbytnio o nic nie wypytywała.
Bogdan tez nie miał nic przeciwko wyjściu Mateusza.
Paulina cały czas nie mogła uwierzyć, w zaistniałą sytuację. Jak to jest możliwe? Takie rzeczy się przecież nie zdarzają...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 15:03, 17 Sie 2007    Temat postu:

Nazajutrz wstała w jak najlepszym humorze. Edyta jak zawsze była w pracy. Paulina zjadła śniadanie, które dzisiaj smakowało wyjątkowo pysznie. Po czym nie bardzo wiedząc co ze sobą zrobić włączyła telewizor. Kiedy już znalazła interesujący program na Discovery usłyszała ciche pukanie do drzwi. Zdziwiona poszła otworzyć. W drzwiach stał...Mateusz najwyraźniej bardzo z czegoś zadowolony.
- Stało się coś?
- Oj dużo.
- Tzn?
- Zgadnij na co właśnie dobyłem bilety?
- Może byś mi powiedział bo nie mam pojęcia?!
- Najnowsza część Harrego Pottera!!! Dzisiaj grają ostatni seans!
- What?! Przecież biletów nie ma już chyba od tygodnia!- dziewczyna nie mogła zebrać myśli
- Allle ja dostałem bo kumpel nie mógł iść!
- Fajnie. A czemu przychodzisz mi się pochwalić?- Paulina domyślała się co wisi w powietrzu
- Bo nie mam z kim iść a bilety są dwa a...-zastopował na chwile- a ja ciebie bardzo lubię i chce żebyś ze mną poszła.-wypalił
- Godzina?
- Osiemnasta zero zero.
- Ok. Fajnie
- Fajnie. To przyjdę w pół do.
- Dobra.
- No to pa.
- Pa!
Paulina zamknęła drzwi, nie do końca uświadamiając sobie, że umówiła się z Mateuszem do kina.
Boże! W co ja mam się ubrać?!
I już chciała pobiec do szafy, ale postanowiła się uspokoić i dokończyć oglądanie telewizji. Zanim jednak zdążyła cokolwiek zrobić przez okno zobaczyła Kaśkę wraz z jej stałą bandą, słynną na całe osiedle. Spora grupa dewastował co popadnie i wkurzała wszystkich dookoła. Wszyscy pozostali ich nie znosili, a razem z tym również się ich bali. Niby nic takiego trzy dziewczyny po trzynastce i przed 15-stką i czterech chłopaków zdecydowanie koło piętnastki. Przypadkowy obserwator nie posądziłby ich o nic złego. Ten kto usłyszał o tym, co wyrabiają przeżywał ogromny szok. Z tego co wiedziała Paulina chłopacy z bandy siedzieli jakiś czas w poprawczaku. Nie raz widziano ich wszystkich palących dragi, czy pijących piwo. Na koncie mieli między innymi: dwa włamania do kiosków, kilka kradzieży w centrach handlowych, i tysiące bijatyk z młodszymi, czy też kimkolwiek, kto choćby spojrzeniem im podpadł. W paczce panowały jasne zasady: albo robisz to co my albo wylatujesz. Paulina omijał ich szerokim łukiem, z reszta tak jak każdy. Choć w głębi duszy chętnie by im dowaliła-tylko problem w tym jak. Pociesznie było jedno- w zdaniu które zawsze powtarzała w tym temacie- Jak nie w tym życiu to w następnym.
Kiedy po południu wszyscy (czytaj: Edyta i Bogdan) byli poinformowani i wszystko szło w jak najlepszym porządku nagle stało się coś o czym nikt nie myślał. A więc:
Koło godziny siedemnastej zadzwonił telefon Pauliny.
- Słucham.
- No cześć to ja.-głos Mateusza brzmiał niezbyt ciekawie.-Musze ci coś powiedzieć ,ale bankowo się wkurzysz.
- Nie mów ze cos z kinem.
No nie tylko nie to!! Tak bardzo chciałam zobaczyć ten film...Z nim...
- No...-zapanowała krótka chwila ciszy i chłopak znowu podjął:
- Paulina ja cię bardzo przepraszam ale my raczej nie pójdziemy do tego kina. Wyjaśnię ci wszystko, tylko na mnie nie krzycz.
Mateusz odczekał chwilę, i stwierdzając że jęgo przyjaciółka nie ma zamiaru na niego nakrzyczeć mówiła dalej:
- Znasz Kaśkę-Wariatkę- tak mówiono na nią na osiedlu
- Ba! Jeszcze się pytaj!
- No i my nie pójdziemy do tego kina...-chłopak mówił w taki sposób, jak by się bał, ze Paulina wsadzi rękę w słuchawkę i go udusi.- bo oni wszyscy też tam będą. No i ja pytam teraz co robić?!
W Paulinie wszystko się gotowało.
Zabiję, ugotuję, wyssam mózgi przez nosy!!!!!!!! Debile!!!
- E, żyjesz tam?!
- Da!
- To co robimy.
- Możesz czasem myśleć trochę szybciej?- Paulina podniosła ton-NIE IDZIEMY!
Jej rozmówca najwyraźniej się spłoszył, bo nastała kolejna chwila ciszy.
- Idziemy do parku, połazimy i zastanowimy się jak ich pozabijać.
- Oki. Ale co do tego ostatniego to jesteś pewna?
- NO.
I oboje się rozłączyli. Paulina była zdenerwowana i wyprowadzona z równowagi jak nigdy dotąd.
Że też nie mogli sobie debile iść kiedy indziej tylko akurat teraz! Ostatni seans biletów nie ma! Tylko szukać okazji do zemsty!!
I owszem zamierzała się zemścić. Jak nie w tym życiu to w następnym...
Na spacerze-chociaż trwał on ponad godzinę-nic nie wymyślili. Oboje zauważyli tylko jak fajnie im się ze sobą gada. Kiedy musieli już wracać Mateusz zaproponował:
- Ej a może jutro też sobie zrobimy taki spacerek? Tak jakoś mi się nudzi...
- Możemy.-Paulina była zadowolona z tego pomysłu- O której?
- Czwarta? Albo później.
- Koło czwartej. A i będziesz jutro koło 12 na gg?
- A bo ja wiem. Możliwe, że tak, ale nie powiem ci na 100 procent.
- Oks, pa!
- No pa!
Droga z parku do domu nr 14 była dosyć długa, powoli robiło się ciemno, jak zawsze zimą. Listopad powoli się kończył-był już dwudziesty siódmy. Paulinie nie śpieszyło się zbytnio do domu. Wolała raczyć się powolnym spacerkiem, bo park o tej porze roku wydawał się istnym Edenem, jak zawsze z resztą. Gdzie niegdzie wróble i kruki szukały najmniejszego okruszka do jedzenia, a duża fontanna znajdująca się w samym środku parku była już ,,przystrojona'' lodem i sopelkami, i przykryta śnieżną pierzynką. Dziewczyna szła zamyślona i pochłaniał oczyma wszystko, co było najpiękniejsze, gdy nagle usłyszała cichą rozmowę:
- Masz?
- Tak 20 sztuk. A ty masz szmal?
Głosy dobiegały zza krzaków. Paulina z ciekawości przystanęła za nimi i kątem oka zobaczyła dwie dosyć barczyste postaci.
- Ale resztę doniosę ci jutro.
Po czym mężczyźni wymienili się tym co mięli- pieniędzmi i jeszcze czymś-jak Paulina wywnioskowała narkotykami. Sumienie kazało jej uciekać jak najdalej, rozsądek z kolei podpowiadał, że ucieczka jest nie możliwa-jeden fałszywy ruch i już po niej. Przyglądał się postaciom dalej, i w jeden z nich rozpoznała jednego z członków osiedlowego gangu. Był nim najstarszy 17-latek.
To on kupuje wszystkim narkotyki! Co ja mam teraz zrobić?!
- Miałeś mi dostarczyć cały towar!-
- Mhm. Myślisz że ja nie mam co robić tylko latać po parku z taką porcją koksu?!
- K***a!! Albo następnym razem dasz cały towar albo sobie nieźle nagrabisz!
- Dobra dobra. Jutro o tej samej porze.
I w tym momencie stało się coś strasznego-mianowicie Paulinie ścierpła noga i kiedy próbowała ułożyć ją inaczej straciła równowagę i próbując przytrzymać się krzaków narobiła strasznego rabanu.
- K***a!!
To było ostatnie słowo jakie usłyszała. Oprzytomniała w jednej sekundzie i rzuciła się do ucieczki. Przez głowę przemknęła jej tylko jedna myśl:
Nie dam rady im uciec! Zabiją mnie!!!
Dziewczyna ledwie oddychając ze strachu pędziła przez park, a wielka ilość śniegu na chodniku jeszcze utrudniała jej ucieczkę. Gnała przed siebie, mając nadzieję że spotka kogokolwiek. Jej nadzieje były jednak płonne- szanse że ktoś poza nią był w parku wynosiły zaledwie 1%. Kiedy była już koło bramy, niestety któryś ją dogonił i poczuła uderzenie w głowę czymś twardym...
Cofnijmy się jednak w czasie. Edyta również przypomniała sobie o świątecznym prezencie. Postanowiła zrobić wypad do sklepu za osiedlem. Ta jednak nie miała najmniejszego problemu z wyborem prezentu. Wiedziała że kiedyś kiedy przechodziły koło wystawy Paulinie bardzo podobał się pamiętnik w grubej okładce zamykany na kluczyk i zestaw z wiecznym piórem i automatycznym ołówek. Ceny jednak były kosmiczne- pamiętnik kosztował 14,99zł z kolei pióro i ołówek-50. Jednak kiedy obserwowała dziewczynę i jej zachwyt nad nimi Edycie było jej trochę żal. Już dawno obiecała sobie że poczeka do świąt. Teraz wychodząc miała tylko nadzieję że cały czas tam są. Były.
Wróciła do domu schowała zapakowany już prezent i po kilku minutach zaczynała się martwić. Kiedy było już koło dwudziestej zadzwoniła do Bogdana:
- Cześć Boguś słuchaj Mateusz już wrócił do domu?
- Taak. Dwie godziny temu... A czemu o to pytasz?
- Bo Pauliny nie widać jak do tej pory. A gdzie oni byli w ogóle?
- W parku i nigdzie więcej z tego co wiem. Daję ci go
- Dzień dobry. No bo my tak niedaleko fontanny się rozeszliśmy. Ja poszłem w inną stronę ona w inną. Pewnie wychodziła drugą bramą.
W ty momencie Edyta znów usłyszała w słuchawce głos Bogdana:
- Słuchaj Edytko my się zbieramy i najszybciej jak możemy będziemy u ciebie.
- Dobrze czekam.
I trzęsącą się ręką odłożyła słuchawkę. Coś musiało się stać. Przecież ona zawsze wracała do domu, nigdzie więcej nigdy nie chodziła. Kobieta podejrzewała najgorsze...
Kilka minut później zjawili się Bogdan i Mateusz.
- Ja już nie wiem co mam myśleć. Jestem w stu procentach pewna, że ona nie mogła nigdzie indziej pójść.
- Dobra to ja idę jej szukać-ukochany Edyty wyglądał na wyjątkowo zdenerwowanego.
- Idę z tobą.
- Mateusz a ty tu zostaniesz.
- A po co niby?
- A jak wróci? Z resztą Edyta ty też powinnaś zostać...
- Nie-zaprzeczyła ostro
- Idziemy bo nie ma czasu na sprzeczki.
Wyszli z mieszkania informując Mateusza że ma przekluczyć zamek.
Po czym prawie biegnąc udali się w stronę parku.
Nieco wcześniej pod bramą trwała zażarta dyskusja:
- I co, k***a teraz?! Nie przywaliłem mocno, smarkula się jeszcze może ocknąć!
- Mówiłem, mówiłem! Ze sto razy powtarzałem że to nie jest dobre miejsce!
- Zamknij się lepiej!
- Słuchaj! Ostatni raz ci sprzedałem prochy rozumiesz ostatni!! Zmywam się radź sobie sam.
Jedyne co przyszło 17-latkowi do głowy to zadać dziewczynie jeszcze kilka draśnięć nożem i zwiać. Zrobił to...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Pią 21:13, 17 Sie 2007    Temat postu:

Ech... śliczne!!! Będzie ciąg dalszy? (Mateusz to ładne imię )
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, ... 21, 22, 23  Następny
Strona 2 z 23

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin