Forum Olga Bończyk Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Radosna twórczość
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 21, 22, 23  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Gość






PostWysłany: Śro 17:50, 12 Wrz 2007    Temat postu:

Andziu świetne! Dopiero teraz znalazłam chwilkę aby przeczytać... jest na prawdę SUPER! Czekam na kolejne cudeńka
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:20, 15 Wrz 2007    Temat postu:

wena mi wrocila, mam cos naskrobane, po niedzieli wrzuce. Jak mnie nie beda rece bolec po exami Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Nie 9:46, 16 Wrz 2007    Temat postu:

A ja przeczytam jak mnie nie zarzucą nauką =[
Powrót do góry
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:12, 16 Wrz 2007    Temat postu:

No i nareszcie moje:
Edyta ujęła zimną dłonią nadgarstek dziewczyny i poczuła ulgę. Sprawdziła oddech-dziewczyna oddychała ze znacznym trudem. W oczach kobiety znów stanęły łzy. Nigdy jeszcze nie czuła się tak bezbronna jak teraz. Nigdy tak się o nią nie bała. Trzęsącymi się ze zdenerwowania rękoma poczęła badać ciało dziewczyny w poszukiwaniu złamań. Nic nie znalazła. Cięte rany na rękach krwawiły z niepowstrzymaną siłą. Lekarka zarzucała sobie że nie wzięła apteczki.
- Gdzie oni są? Przecież już dawno powinni tu być!
I już po kilku sekundach od chwili, gdy drżącym głosem wypowiedziała te słowa w pobliżu dała się słyszeć syrena nadjeżdżającej karetki.
Bogdan wyszedł na drogę. Edyta podniosła się ze śniegu, po czym przykucnęła i obiema dłońmi ścisnęła rękę dziewczyny. Patrząc na jej twarz, szepnęła:
- Będzie dobrze, zobaczysz...
Mateusz nerwowo chodził po pokoju. Czemu ich tak długo nie ma? Co z Pauliną? I czy w ogóle już ją znaleźli. Nie mógł usiedzieć na miejscu. Wciąż kątem oka zerkał na schody. Jego ciekawość kusiła, a rozsądek, który, jak wiemy zawsze staje po stronie sprawiedliwości ganił za takie myśli. Przecież jeśli wejdzie do jej pokoju nic się nie stanie, no bo przecież nikomu o tym nie powie. Mimo to będzie miał wyrzuty sumienia. Ilekroć o niej pomyśli będzie się czuł winny i nie w porządku wobec niej. Ale lepsze to niż pytanie ją o jej uczucia! Usiadł i złapał się za głowę. Była tak pełna przeciwnych sobie myśli że jakby stałą się cięższa. Potem znów spojrzał na schody. Żeby być fair postanowił tylko zajrzeć do pokoju Pauliny i absolutnie niczego nie ruszać a tym bardziej czytać. W efekcie końcowym stwierdził, że wyszło na to, że i tak będzie ją musiał wypytywać. Więc po co właściwie chciał iść na górę? Coś go tam ciągnęło, czuł, że musi tam iść już, teraz, zaraz i nastąpi koniec świata jeżeli tego nie zrobi. Kiedy wstał i kierował się w stronę schodów stwierdził że jednak jeśli zajdzie w jego umyśle taka konieczność to pozwoli sobie czegoś tam dotknąć. Doszedł już na górę i był coraz bliżej pokoju. Drzwi były otwarte. Wchodząc do środka postanowił, że jeśli nawinie mu się coś warte przeczytania to to to coś, jak najzwyczajniejszy ciekawy człowiek przeczyta. Tak więc pozbył się wszelkiej nadziei, że czegokolwiek sobie zabroni...
Potem wszystko działo się w niesamowitym tempie. Jacek Mejer i dwoje sanitariuszy widząc zapłakaną i roztrzęsioną Edytę pochylającą się nad dziewczyną nie mięli bladego pojęcia o co chodzi. Po chwili Mejer podbiegł do Edyty:
- Co z nią?
- Źle.- odpowiedziała mu przez łzy- Słabe tętno, straciła dużo krwi. Kłopoty z oddychaniem.
- Nosze! -zwrócił się do sanitariuszy, po czym do Edyty- Uspokój się, wszystko będzie dobrze.
Ta w odpowiedzi tylko pokiwała głową i w dalszym ciągu szlochając, wstała. Bogdan podszedł do niej i objął ją ramieniem. Wiedział że na pewno pojedzie do szpitala. Położyła głowę na jego ramieniu i spojrzała na niego wymownie. Popatrzył jej przez chwilę prosto w oczy. Nie miał wyjścia.
- Dobrze jedź. Pójdę po Mateusza i jak najszybciej przyjadę.
Zimną trzęsącą się dłonią złapała go za rękę i szybkim krokiem ruszyła w stronę karetki.
Wsiadając zwróciła się do Jacka:
- Jadę z wami.
Po czym ,,erka'' odjechała zostawiając-oszołomionego po wszystkim co zobaczył-Bogdana samemu sobie. Powolnym krokiem wyszedł z parku w stronę domu Edyty.
Mateusz wchodził do pokoju Pauliny jak na skazanie. Bał się co czyha na niego za lekko uchylonymi drzwiami. Złapał za klamkę najostrożniej jak mógł. Ktoś kto by go obserwował pomyślał by że w środku zapewne jest jakaś ogromna pożerająca ludzi bestia. W rzeczywistości nie było tam żywego ducha. Pokój jak zawsze, czysty i zadbany. Na stoliku książka- ,,Dziecko Piątku'' Musierowicz. Według Mateusza była to książka zaliczająca się do literatury dziewczęcej, po którą on sięga ilekroć ma na to ochotę. Po kryjomu tak, żeby nikt czasem sobie nie pomyślał że on nie stara się być stuprocentowym mężczyzną(co jednak wychodziło mu tak samo jak gotowanie czegokolwiek nawet wody-nie najlepiej). Nawet Ona nie wiedziała że czyta tego typu książki. Co by na to powiedziała?
Ale na łóżku napotkał największą przeszkodę w całej jego tajnej misji-mianowicie długopis i pamiętnik. Skoro Jedno znajdowało się obok drugiego i jedno i drugie musiało być równocześnie niedawno używane. Mówiąc bardziej po polsku- Paulina przed wyjściem pisała notkę do pamiętnika. Tego się spodziewał. Spotkał by go zawód gdyby ten pamiętnik nie uraczył jego oczu. Przeczytać czy nie?
Wziął jedno z najcenniejszych dla niego rzeczy w tym pokoju do ręki i wpatrywał się w okładkę. Żadna rewelacja-zwykły zeszyt ze śpiącym kotkiem na okładce. Zdecydował się na otworzenie go na pierwszej stronie. Jakieś tam rysuneczki. U dziewczyna całkowita normalka. Nie, dla niego to nie do pojęcia. Po co sobie rękę nadwerężać i rysować takie cuda nie widy jak można przecież zrobić to jego sposobem-wyciąć sobie z gazety najnowszą zdobycz przemysłu samochodowego posmarować klejem i po prostu przykleić?! Wzruszył ramionami i otworzył na kolejnej stronie. Tutaj już były notatki. Przeczyta tylko tą ostatnią. Ale jeszcze nie teraz. Poczeka, pokusi ciekawość potrzyma jeszcze to cudeńko w ręce...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Nie 20:23, 16 Wrz 2007    Temat postu:

Jak by tak ktoś poczytał sobie mój pamiętnik to nie wiem co bym zrobiła... Ale na szczęście jest on dobrze schowany

PaBia to jest GENIALNE... czekam na kolejne cudeńka
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:02, 17 Wrz 2007    Temat postu:

czadowe!!! czekam na kolejny cedek, mama nadzieje ze nie za dlugo
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Pon 16:16, 17 Wrz 2007    Temat postu:

A ty Andziu kiedy dasz następny?
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 14:41, 18 Wrz 2007    Temat postu:

nie wykluczone ze jutro, najpozniej w czw
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:04, 19 Wrz 2007    Temat postu:

no i daje cedeka:
Rodzice dziewczyny nie byli zadowoleni tym faktem. Jednak przyjęli go z pokorą. Jako pierwszy odezwał się ojciec (Edyta czekała na korytarzu na rozwój wypadków)
-Majeczko, skoro nie możesz z nami wyjść, to co robimy z wakacjami?
-Jedzcie do tej Anglii sami. Mnie tu się nic nie stanie.
-Ale nie będziesz potem na nas za to zła? – dorzuciła matka
-Nie. To kiedy jedziecie?
-Jutro rano, a wrócimy na początku września. Masz tu swoje klucze i pieniądze jakbyś w miedzy czasie wyszła – ojciec
-Dobra. Dzięki. To lećcie się pakować.
-To pa córcia. Do zobaczenia.
-No to pa.
Gdy opuścili oddział Edyta weszła do jej sali. Ta rzuciła się jej na szyje i zaczęła ja całować.
-Dziękuję. Jest pani wielka.
-Wiesz, ze tak długo tu cię trzymać nie możemy.
-Wiem, wiem. A kiedy przyjdzie tu Asia?
-Jak nic się nie zmieni to pewnie po niedzieli.
-Super.
Aśka leżała sama w sali. Zaczynało się jej nudzić. Komisarze nic się nie dowiedziawszy opuścili szpital. Teraz dziewczyna zaczęła rozmyślać: „ A może jednak powinnam im powiedzieć prawdę? Nie, bo oni nie skierują ojca na leczenie tylko do wiezienia. Co to za życie? W sumie pogadałabym z kimś. Może z Bogiem?. Raz mi pomógł. No to zaczynam. Ty na górze wiesz co mi jest, pomóż mi. Chyba bym się wyspowiadała...”
Ktoś zapukał do drzwi. To przerwało jej rozważania. W nich stal kapłan. Był młody, nie miał jeszcze trzydziestki. Wysoki, szczupły, brunet o okrąglej buzi. Na nosie miał okulary. Ostrzyżony na jeża.
-Normalnie telepatia – głośno odezwała się
-To co mam zostać?
-Tak. I w zasadzie szczęść Boże. Aśka jestem.
-Szczęść Boże, a ja Paweł. Chcesz pogadać czy się wyspowiadać?
-Chyba jedno i drugie.
Uczynił znak krzyża i studentka zaczęła się spowiadać. Trwało to chwile, ale udało się. Aśka poczuła ogromna ulgę na duszy. Teraz leżała z lekkim zadowoleniem na twarzy. Mieli zacząć rozmowę, ale przerwała im Edyta, która przyszła sprawdzić czy wszystko w porządku.
-Szczęść Boże, możemy zostać same?
-Szczęść Boże, tak, oczywiście.- do Edyty- Asia to wpadnę później, albo jutro. Ok.? – do dziewczyny.
-Dobra. Dziękuję.
Teraz Edyta usiadła obok niej. Chciała pogadać o tym co się zdarzyło podczas zabiegu, ale ta ja ubiegła.
-Musze się do czegoś przyznać...
-No to zamieniam się w słuch.
-Bo to z wczoraj. Bo ja, bo mi czasem skacze ciśnienie. Powinnam zażywać leki, ale tego nie robię.
-Jakie leki?
-Betaloc ZOK 50.
-Przecież nie można przerywać tej kuracji – z oburzeniem w glosie.
-Wiem, ale się dobrze czułam. Nie kręciło mi się w głowie, ani w uszach nie dzwoniło, a zresztą nie miałam na to. Przepraszam.
Lekarka się zasępiła. Udawała, ze nie słyszy dziewczyny. Jednak nie dala rady dłużej udawać swojego gniewu i zdenerwowania na nią, bo pacjentka momentalnie zaczęła się śmiać rozpraszając i ja. Jeszcze przez dłuższą chwile się śmiały. Niestety obowiązki wzywały Edytę do dyżurki. Studentka została sama, ale nie była już taka przybita. Dostała jeszcze porcje leków i usiłowała zasnąć.
Była 23, zarówno Asia jak i Majka nie mogły spać. Ta druga miała jakąś książkę. Siedziała oparta o ścianę i wczytywała się w jej terść. Nim zdążyła ja skończyć spala na siedząco.
Koło północy Edyta nie budząc jej położyła ja i przykryła kołdrą i zgasiła światło. Aśka natomiast nie spala, zaczął ja męczyć kaszel. Suchy, płytki, męczący. Coraz trudniej się jej oddychało. W pobliżu nie było nikogo. Było z nią coraz gorzej. Edytę cos tknęło i poszła sprawdzić czy ona śpi. Już przy drzwiach sali usłyszała świszczące odgłosy z wnętrza pomieszczenia. W ułamku sekundy znalazła się przy dziewczynie. Podała jej tlen, chydrokortyzon i osłuchała oskrzela. Były czyste. To był zwykły atak duszności. Znów pojawiło się pytanie co jest tego przyczyna. Aśka pomału dochodziła do siebie. Słabym głosem odezwała się:
-To chyba po tym co dostałam wieczorem. Co to było?
-Antybiotyk. Oddychaj spokojnie.
-Ale jaki?
-Augmentin.
-Nie mogę go. Nic co ma penicylinę.
Edyta znów była zła, ale nie pokazała tego po sobie. Przekazała pielęgniarce i wyszła z sali nie odezwawszy się do dziewczyny.
5.08 rano Aśka obudziła się trochę bardziej osłabiona niż do tej pory. Pamiętała nocny napad duszności i rozmowę z ks. Pawłem. Teraz czekała aż znowu przyjdzie. Do dziewiątej nikt się nie pojawił, a potem zjawiła się Edyta, która miał dla niej dobra i zła wiadomość:
-I jak się czujesz?
-Już mi się dobrze oddycha. Co z mama?
-No właśnie musimy o tym pogadać. Powinnam była ci to powiedzieć już przedwczoraj. Przepraszam, ale byłaś zbyt słaba na ta wiadomość.
-Nie!! To nie prawda! Ona żyje! Ja to wiem!
-Przykro mi, ale nie udało się uratować twojej mamy. Było dla niej za późno.
-Wynos się! – krzyknęła
Lekarka nie odpuściła. Nie wyszła z sali. Czekała aż wiadomość dotrze do dziewczyny. Po chwili gdy ta zrozumiała co się stało znów zagadała:
-A chcesz usłyszeć ta dobra?
-A po co?
-Po to, ze jak nic się nie wydarzy to jutro będziesz razem z Majka w sali, a pod koniec tygodnia powinnyście obie wyjść ze szpitala.
-A co z ojcem? W domu jest prawda? – pytającym i pełnym niepokoju głosem
-Nie. Twój tata uciekł policji. Zabił jednego i teraz go szuka policja.
-Ta policjantka co tu była nic o tym nie mówiła. Pytała tylko o mamę.
-Bo ja ją o to prosiłam.
W drzwiach stanął kapłan, zapukał. Nie był to ten co dzień wcześniej. Ten był starszy, blondyn, tez obcięty na jeża, ale nie miał okularów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Śro 16:35, 19 Wrz 2007    Temat postu:

Ach... ciemny blondyn...jeszcze jak by miał niebieskie oczy... szkoda że ja nie mam takiego księdza <lol>
Opowiadanko super. Czekam na ciągi dalsze
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 15:37, 22 Wrz 2007    Temat postu:

I kolejny cedek
-Ks. Paweł przysłał mnie, bo zatrzymały go obowiązki na parafii. Ja jestem Krzysiek.
-No to ja was zostawiam. Jak cos to jestem u siebie.
-Dziękuję.
On usiadł obok niej. Zaczęli rozmawiać. Dobrze się im gawędziło. Jednak widział, ze cos ja trapi.
-Ej, co jest? Cos cię gryzie, może mi opowiesz?
-Wie ksiądz, nie wiem.
-Dasz rade.
-Bo to chodzi o moja mamę i ojca.
Opowiedziała wszystko co się stało. Ksiądz Krzysiek słuchał z uwaga, nie przerywał jej. Dopiero gdy powiedziała:
-To wszystko.
Zabrał glos.
-Powinnaś o wszystkim powiedzieć policji. Pomogą Ci.
-Nie wiem. Boje się, ze ojciec nie będzie się leczył, tylko się zapije na śmierć.
Zapanowała cisza. Było dobrze po południu. W drzwiach stanął Jędras.
-No moja droga, jedziemy na rentgen i do Majki.
-Serio – ze zdziwieniem – pani Edyta mówiła, ze jutro dopiero.
-A chcesz czeka?
-Nie – na jej twarzy pojawił się uśmiech
O 20 były już na jednej sali. Edyta z Krzyśkiem ukradkiem obserwowali przyjaciółki, którym nie zamykały się buzie i tylko gadały. Co jakiś czas wybuchała salwa śmiechu. Ta noc minęła szybciej niż te dotychczas.
W poniedziałkowy ranek Edyta przyszła z kolejna dobra wiadomością. Majka ma wrócić do domu, a Aśka pod koniec tygodnia. Po tym posmutniały, ale obiecały sobie, ze będą w stałym kontakcie. Na odchodne Edyta odezwała się do nich:
-Która z was ma komórkę?
-Jak na razie tylko ja – odezwała się podekscytowana Majka
-Ja pewnie będę mieć po niedzieli jak stad wyjdę.
-Dobra. Majka to zapisz sobie mój nr, tak na wszelki wypadek. Jakby cokolwiek niepokojącego się działo dzwon, albo przyjeżdżaj do szpitala.
-Oki.
Podała je ten numer. Jeszcze raz się z nią pożegnała i poszła do domu. Aśka została sama, ale przyjaciółka obiecała, ze jak będzie miała zmianę opatrunku to wpadnie do niej. Swojemu Łosiowi zostawiła książkę, która i tak znała.
Nieuchronnie zbliżał się czas wypisu studentki ze szpitala. Aśka miała na nodze zwykły, ciężki gips. Najbardziej bala się reakcji ojca. W dniu opuszczenia szpitala w drzwiach jej sali pojawiła się jak co dnia Edyta. W ręce trzymała jakieś papierki i jej torbę z którą była tego feralnego dnia na rowerze.
-Przyniosłam ci wypis i twoje rzeczy.
-Widzę. Dziękuję.
-Aśka masz tu leki na najbliższe dwa tygodnie, stosuje je według tej kartki – położyła ja na lekach – tak samo jak Majce daje ci namiary na siebie, dostajesz dodatkowo e- mail i adres. Nie musisz z tego korzystać, ale w razie W.
-Dziękuję, ale nie trzeba było, wystarczyłyby recepty.
-Żebyś znowu ich nie wykupiła?
-No w sumie może i masz, ma pani racje.
-I pamiętaj, ze za dwa tygodnie masz się tu zjawić – dorzucił Krzysiek – nie płacz.
-Ja nie płacze, tylko się cieszę, ze jesteście państwo tacy mili dla mnie i to już drugi raz.
-To dlatego, ze jesteś fajna dziewczyna – z zadziornym uśmiechem rzucił Krzysiek
Po tych słowach na jej policzkach pojawił się pas, a ona sama zaczęła się z tego śmiać.
-Dość tych żartów. Mam godzinę, wiec mogę cię odwieść.
-Nie trzeba, poradzę sobie jakoś.
-No właśnie jakoś. Nie masz co się buntować.
Chciała cos jeszcze powiedzieć, ale wzrok lekarki był na tyle wymownym, ze się powstrzymała.
Cala drogę milczały. Gdy dotarły na miejsce Aśka zbierała się do wysiadania, ale kobieta zatrzymała ja swoim pytaniem:
-A jak te poparzenia?
Studentka ze zdziwieniem patrzyła na nią, a przez umysł przebiegła kolejna myśl „Czemu ona se teraz o tym przypomniała??”
-Jak pani ich nie znalazła znaczy się, ze już jest ok. A teraz dziękuję. Idę do domu.
Wysiadła ze Skody Fabii, skierowała się do furtki, była zamknięta, oparła się na jednej kuli. Druga oparła o siatkę ogrodzenia, wygrzebała klucze. Edyta cały czas na wyłączonym silniku, czekała, aż dziewczyna zniknie w drzwiach domu. Aśka weszła na podwórko, pogoda była w kratkę. Trochę świeciło słońce, trochę padał deszcz. Kostka brukowa na obejściu domu była mokra. Dziewczyna szybkimi i sprawnymi ruchami pokonywała kolejne metry, lecz gdy zostało jej parę kroków zachwiała się, ale nie przystanęła. Ruszyła dalej. Po dwóch kolejnych krokach jedna z kul poślizgnęła się na mokrej nawierzchni. Dziewczyna nie utrzymała równowagi, przewróciła się. Wpadła w środek olbrzymiej kałuży. Na szczęście czujne oko Edyty dostrzegło to. Natychmiast wysiadła z pojazdu, pobiegła do niej. Ta klęczała na zdrowym kolanie, a kikut w gipsie twardo tkwił poza kałużą.
-Jesteś cala? – pomagając się jej podnieść
-Tak. Dziękuję. Poradzę sobie.
Ruszyła dalej. Tym razem lekarka szła za nią. Ta znów się zachwiała i upadla. Była doszczętnie mokra. Zaczęła płakać z powodu swojej bezsilności i nieporadności. Dotarłwszy do drzwi Edyta znów się odezwała:
-Który jest od drzwi?
-Niebieski.
Weszły do środka. Lekarka pomogła dotrzeć dziewczynie na wysoki parter domu. Usiadły w pokoju gościnnym.
Aśka była już sama. Wiedziała ze nie będzie łatwo. Będąc jeszcze w szpitalu i korzystając ze służbowego komputera Edyty umówiła się na zaliczenie z chemii organicznej przez która o mało nie strąciła życia w czerwcu.
Przez te dwa tygodnie siedziała i się uczyła. W piątek przed poniedziałkiem kiedy miała pisać kolosa w domu zjawił się kompletnie pijany ojciec. Początkowo udawała ze jej nie ma, ale gdy dotarł na gore do jej pokoju nie zdążyła zgasić światła. Wydała się.
-Ty pieprzona dziwko. Ja się oduczę ukrywania się przed ojcem!! – krzyczał wchodząc do jej pokoju
-Uspokój się! - krzyczała
-Jestem spokojny – wyciągnął rękę żeby ja uderzyć
-Przestań, bo zadzwonię po policje.
-A dzwoń se i tak ci nie uwierzą – roześmiał się pijackim śmiechem
Zanim dziewczyna zdążyła zrobić kolejny unik miała podbite oko i rozcięty luk brwiowy. Leżała na podłodze swojego pokoju, a ojciec na odchodne kopal ja po nerkach. Usiłowała krzyczeć, ale to nie miało sensu bo nikogo w pobliżu nie było.
Dochodziła 20. Aśka pomału zaczęła dochodzić do siebie. Poszła wziąść prysznic. Zanim udała się do łazienki napotkała rozwścieczony wzrok ojca. Tym razem chodziło o pieniądze i Edytę:
-Kto cię leczy?
-Nie ważne.
-Kto cię leczy? Jak ona się nazywa?
-Skąd wiesz ze to kobieta? – zdziwionym tonem
-Bo byłaś w Leśnej Górze, a tam takimi jak ty zajmuje się taka żelazna dama!
-Że kto?
-Nie p****ol. K***a no taka jedna, no Muszyńska czy jakoś tak! – bardzo wzburzonym głosem z pijacka chrypka
-Eeeee nie, nie ma tam takiej. Jest Kuszyńska jeśli już.
-O, o właśnie ona! Franca jedna!
-Teraz to ty p****olisz brednie! Ona jest doskonałym fachowcem i bardzo mila jest!
-P****olisz – wymierzył jej kolejny cios w twarz – o dziwko jedna daj dwa złote na wódeczkę, bo mi w gardle zaschło.
-Nie. Po moim trupie!
-Nie mów tak do mnie! – kolejny cios w twarz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Nie 10:03, 23 Wrz 2007    Temat postu:

Ja proponuje uśmiercić tego ojca
Wiem że sie powtórzę ale to jest genialne!
Powrót do góry
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:11, 23 Wrz 2007    Temat postu:

Andzia po prostu nie wiem co napisać, jak ja lubie czytać twoje opowiadania!! Mój cedeczek dziś wieczorem Jezyk
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mada
Gość






PostWysłany: Nie 12:17, 23 Wrz 2007    Temat postu:

Jak dożyje do wieczora to na pewno przeczytam
Powrót do góry
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:04, 23 Wrz 2007    Temat postu:

Mam nadzieję Mada, że jeszcze żyjesz Very Happy :

Właśnie teraz przypomniała mu się całą historia z Pauliną. Trzymał pamiętnik w ręce i wspominał. Pamiętał doskonale dzień w którym ta smutna, zapłakana i...śliczna istota pojawiła się w domu dziecka. On sam znany był w wiecznych jak to wszyscy określali ,,numerów’’ Miał za sobą dwie próby ucieczki, a jeszcze wcześniej przed wypadkiem i śmiercią rodziców ogromną liczbę negatywnych kontaktów z policją. Gdyby nie to że się nad nim ulitowano, trafiłby zapewne do poprawczaka. Gdy on pierwszy raz się tam pojawił był w znacznie gorszym tanie. Z licznymi siniakami(kilkoma z wypadku, reszta w większości była wynikiem szarpaniny z dwoma policjantami),gipsem na ręce, ale on nie był za to zalany łzami.. Ale do rzeczy. Pojawienie się jej nie było żadną sensacją. Mimo to właśnie ją biedną upatrzyli sobie starsi, jako kozła ofiarnego. Wyzwiska pod jej adresem były na porządku dziennym. Pierwszy raz w życiu poznał TO uczucie. On, dotąd nie użalający się nad nikim, bezwzględny oprawca bogatych kobiet, najbardziej znany kieszonkowiec na ulicy, złodziej, wieczne utrapienie rodziców, postrach młodszych, ten, przed którym czują respekt najwięksi chuligani- chciał jej jakoś pomóc. Tak bardzo pragnął, żeby to już się skończyło, żeby tej bezbronnej dziewczynie nikt już nie robił krzywdy. Okazja do pomocy przyszła sama.
Pewnego razu przesadzili. Zaciągnęli dziewczynę za budynek i zaczęli potwornie bić. Kiedy byłą już na tyle obolała żeby zbytnio się nie szarpać, związali ją i zaciągnęli do składziku woźnego, a że ten sprzątał tu tylko wieczorami, a było grubo po dziesiątej dziewczyna musiałaby spędzić tu noc. Poszedł za nimi. Zdawał sobie sprawę z tego, co się stanie jak go dorwą, jednak było coś, co kazało jego nogom czym prędzej podążać za szajką. Doszli, pchnęli drzwi i wepchnęli Paulinę do środka, coś tam jeszcze pogadali i kiedy padło dość wulgarne wyzwisko pod jej adresem, Mateusz nie wytrzymał. Drzwi skrzypnęły przeraźliwie i...oprawcy uciekli. Nie zastanawiał się zbytnio nad tym, co to ma wszystko znaczyć tylko podszedł do dziewczyny. Nie bardzo wiedząc, co zrobić spytał czy jest cała. Ledwo mówiąca odpowiedziała mu:
- Idź po kogoś...
Pobiegł. Wychowawczyni wcale nie wyglądała na przejętą sprawą. Nie pofatygowała się nawet po fachowca. Powiedział mu, żeby zaprowadził dziewczynę do pokoju a sama wróciła do siebie, bo akurat miała nocny dyżur. Mateusz bez chwili zastanowienia pokazał za nią środkowy palec, ale już sekundę późnej miał ochotę uderzyć się w czoło. Dziewczyna taka jak ona już na pewno się do niego zniechęci. Popatrzył na nią i ku swemu zdziwieniu dostrzegł uśmiech. A potem usłyszał słaby głos:
- Jak bym mogła ruszyć ręką, zrobiłabym to samo.
I od tych kilku zdań, jakie potem padły stworzyła się między nimi nić przyjaźni, wydawałoby się- dozgonnej. Ale stało się to, co się stało.
To co było, już nie wróci...
Mateusz zdecydowanym ruchem odłożył pamiętnik na łóżko.
Szedł wolno, przemyślając to, czego był świadkiem przed chwilą. Jeszcze nie widział Edyty takiej. Czy to możliwe, żeby w kilka miesięcy poczuła taką wieź do -bądź co bądź-obcej dziewczyny? Czuł się jakoś dziwnie. Od momentu kiedy ona się pojawiła Edyta miał dla niego mniej czasu, ale dopiero teraz to zauważył. Nie miał nic przeciwko. Chociaż teraz...czuł się trochę jakby...odrzucony...
I poza tym byłą jeszcze jedna sprawa- o Mateuszu nic kompletnie nie wiedział, poza tym ,że był z Pauliną w tym samym ośrodku opiekuńczym. Edyta i Paulina znały się dobrze. Jak na razie nawet nie było okazji do rozmowy z Mateuszem. Trzeba będzie ją przeprowadzić i to jak najszybciej. Ale nie teraz. Teraz były ważniejsze sprawy.
Dotarł do mieszkania ukochanej. Zadzwonił.
Potem siedział jeszcze chwilę na łóżku Pauliny, bardzo z siebie zadowolony. Zadowolony, z tego, że nie oparł się pokusie, co mu się raczej nie zdarzało. Nagle usłyszał dzwonek i zerwał się z miejsca, jakby został przyłapany na przestępstwie. Wrócili. Teraz już będzie coś wiadomo. Ocknął się i pobiegł na dół, zręcznie omijając wszelkie meble i przeszkody. Kiedy otworzył drzwi nie patrząc wcale na nic rzucił:
- I co?
Dopiero po chwili zorientował się, że za drzwiami stoi tylko Bogdan.
- Paulinę zabrała karetka. Edyta pojechała razem z nimi do szpitala.
- Co się właściwie stało?- chłopak nie krył zaskoczenia. Spodziewał się, że Paulina wróci razem z nimi. Wiedział, że może być inaczej, ale nie docierała do jego umysłu inna wersja wydarzeń.
- Nie mam czasu teraz wchodzić. Chodź, odprowadzę cię do domu i opowiem ci wszystko po drodze, bo obiecałem Edycie, że jak najszybciej przyjadę.
- No tak a mnie znowu zostawisz. Jeśli tak to ja nigdzie nie idę.
Bogdan bezradnie rozłożył ręce. Zaplanował sobie, że zostawi Mateusza i pojedzie sam. Ten jednak okazał się uparty. Po co chłopakowi niepotrzebny stres? Ale nie było teraz czasu na kłótnie, chciał być jak najszybciej w szpitalu.
- No dobrze już tylko pośpiesz się.
Ledwo co chłopiec usłyszał te słowa, jak z procy wystrzelił w stronę wieszaków i w po kilku sekundach był już gotowy do wyjścia. Bogdan otworzył drzwi i...
- Jezu! Nie mam klucza!
Karetka pędziła po drodze w stronę szpitala, jednak Edycie wydawało się ,że sekundy stawały się całymi godzinami. Dziewczyna byłą cały czas nie przytomna. Lekarka nie do końca miał świadomość tego co działo się wokoło. Nie pamiętała już że w jaki sposób udało jej się zaintubować Paulinę. Było lepiej, dziewczyna oddychała już z mniejszym trudem, tętno też było w porządku. Jednak miało się stać coś czego nikt by się nie domyślił.
Do szpitala było już całkiem nie daleko. Aż nagle...
- Cholera!- dał się słyszeć krzyk kierowcy.
- Co jest? – spytał jeden z sanitariuszy.
- Korek! Ciężarówka się wywaliła!
- No jeszcze tego brakowało- Edyta zakryła twarz dłonią
Czuła że to już koniec...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 21, 22, 23  Następny
Strona 5 z 23

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin