Forum Olga Bończyk Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Radosna twórczość :) cz.2
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 18, 19, 20  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Mada
Gość






PostWysłany: Pon 19:31, 23 Cze 2008    Temat postu:

Super. Czekam na cd... i na Wasze dziewczyny cd też Wesoly
Powrót do góry
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:33, 23 Cze 2008    Temat postu:

ja przepisuje ale to troche potrwa... no wlasnei PaBia, ekhm nie chce stosowac grozb ani przemocy...
gwiazda cudo!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:23, 23 Cze 2008    Temat postu:

Nie stosuj!! Proszę! Bo ja się boje! Weebl Mój cd sie pisze... Już by był dawno, ale najwyraźniej czytanie książek mi szkodzi(prędkość-1 egzemplarz dziennie Wesoly) Ale przysięgam, że dam jutro a jak nie, to nie wiem co sobie zrobię W mur
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gwiazda0
fan



Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pokoju bez klamek ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:25, 23 Cze 2008    Temat postu:

ej ej ej Wesoly nie chcemy żeby coś Ci się stało Wesoly no to w takim razie czekam Wesoly

Dzięki dziewczyny ;*

"E&W " Wesoly

Stefan wyszedł.
Edyta: wstrząs mózgu??
Kuba: była nieprzytomna, no wiec tak przypuszczałem....
Edyta: dziękuje, że ze mną siedziałeś....
Kuba się uśmiechną. Stali i patrzyli sobie w oczy
Weronika: nie przeszkadzajcie sobie
Kuba popatrzył na Weronikęz nad ramienia Edyty, a ona odwróciła się
Weronika: mam nadal spać?
Edyta podeszła do niej i ją przytuliła
Edyta: jak się czujesz?
Weronika: lepiej niż rano.....mamo?
Edyta: tak?
Weronika: mogę porozmawiać z moim ojcem na ososności?
Edyta poatrzyła na Kubę,a potem na Weronikę.Edyta: no to ja się już zmywam.
Wyszła, a Weronika została z Kubą.....


Ostatnio zmieniony przez gwiazda0 dnia Pon 23:26, 23 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paglo90
przyjaciel forum



Dołączył: 22 Maj 2008
Posty: 781
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice Zielonej Góry
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:09, 27 Cze 2008    Temat postu:

Postanowiłam swoje wrzucić. Co mi szkodzi?

***

1. Niby nic

Kolejny dzień w leśnogórskim szpitalu zaczął się spokojnie - bez poważniejszych interwencji. Po korytarzach spacerowali pacjenci w szlafrokach, rozmawiając przez telefon czy między sobą, siedząc na ławkach, w bufecie czy z Martą i Bożenką, popijając kawę w dyżurce.

Mariolka, jak zwykle pełna energii, zderzyła się w drzwiach z Edytą Kuszyńską.

- O, przepraszam pani doktor...

- W porządku. W dobrym humorze dzisiaj jesteś, widzę?

- Tak, widzi pani, byłam...

W tym momencie w drzwiach pojawił się Kuba. Potrąciwszy Mariolę, burknął tylko "Dzień dobry".

- Dobry, panie dokto...

Nim skończyła, przez drzwi przebiegła Zosia, która sprawiała wrażenie, jakby w ogóle nie zauważyła dwóch brunetek częściowo blokujących przejście. Jej wzrok utkwiony był w plecach znikającego za rogiem Kuby. Kiedy, wołając go raz po raz, i ona zniknęła w bocznym korytarzu, Mariola odezwała się szeptem z plotkarską nutą w głosie.

- A tym dwojgu co? Pokłócili się pewno... Ostatnio coraz częściej przychodzą osobno i, jak babcię kocham, wyglądają wtedy tak, że aż się boję! Co nie, pani doktor?

- Myślę, że to nie nasza sprawa.

- No jak, pani doktor... przecież pani i doktor Burski byliście podobno na studiach...

- Na studiach. Nie należy nic zmieniać teraz, kiedy każdy ma swoje życie. Ty też, pamiętasz? A teraz wybacz, muszę przygotować się do dyżuru...

Kiedy Edyta zamyślona oddalała się w głąb korytarza, do jej uszu nie dotarł żaden komentarz Marioli. Co nie znaczy, że go nie było...



***



Edyta czuła się tego dnia bardzo dobrze. Dwie operacje poszły wyjątkowo gładko, pożartowała trochę ze swoimi ulubionymi pacjentami. Za oknem świeciło słońce, a ona, korzystając z chwili spokoju na oddziale ratunkowym, spacerowała w przyszpitalnym parku u boku pani Honoraty, energicznej staruszki, której sąsiadką była przez wiele lat jej dzieciństwa.

- Więc, Edytko? Tak sobie ostatnio dużo rozmawiamy, a o mężczyznach żadnych nie mówisz... A jak młodsza byłaś to ciągle gadałaś o swoim księciu na białym koniu.

Zaśmiała się w duchu. Pani Honorata zawsze traktowała ją tak, jak dwadzieścia lat temu. Ale była jej bliska, trochę jak babcia, której nigdy nie miała. Ona też rozmawiała z Honoratą trochę tak, jakby miała wciąż szesnaście lat.

- Książę zgubił drogę.

- W końcu się odnajdzie. A ten... ten doktór... to nie ten, co mu na studiach narzeczona byłaś?

- Na studiach tak. Ale jesteśmy przyjaciółmi, nic więcej. Poza tym jest żonaty.

- Żonaty? A, z tą anestyzjolog? Ale oni to jak nie małżeństwo.

- Wszyscy tak dramatyzują... po prostu mają trochę problemów, od dłuższego czasu. Ale pasują do siebie. Już raz próbowałam zdobyć Kubę, ale to było podłe. Pogodziłam się z tym, że on nie jest dla mnie i jestem szczęśliwa jako przyjaciółka ich obojga. Może po prostu się starzeję, ale doceniam teraz inne rzeczy. Wypatruję, może i mój książę znajdzie drogę...

- Wiesz, Edytko... zawsze byłaś romantyczką. Ale to dobrze. Ja byłam zawsze zbyt ostrożna... posłuchaj mojej rady i nie wzbraniaj się, kiedy los daje Ci szansę.

- Obiecuję...

Powoli doszły do szpitala. Edyta rozmyślała o słowach pani Honoraty. Wiedziała, że starsza pani ma swój specyficzny pogląd na świat, ludzi i ich uczucia i wyraża to w równie niecodziennych słowach. Ale za to właśnie tak bardzo ją lubiła.



Kilkanaście minut później, mijając pokój lekarski w drodze na salę operacyjną, usłyszała oschłą, pozbawioną pozytywnych emocji, zdawkową rozmowę Zosi i Kuby. Ostatnio miała wrażenie, że coraz trudniej im normalnie rozmawiać. Martwiła się o nich. Ktoś mógłby powiedzieć, że powinna się cieszyć i liczyć na rozpad tego małżeństwa, ale nie. W walce o Kubę poddała się już dawno. Jednak stara, niespełniona miłość do niego i szacunek do Zosi przerodziły się w jakąś dziwną potrzebę zobaczenia ich szczerego szczęścia. Dla ludzi, na których nam zależy, zawsze przecież chcemy tego, co najlepsze.

Oczywiście, nie było tak, że Edyta miała zupełnie altruistyczną postawę wobec otaczającego ją świata. Pewnie gdzieś w głębi umysłu błąkała jej się myśl, że ewentualny rozpad małżeństwa jej dawnej miłości oznaczałby szansę dla niej. Pewnie tym, co powstrzymywało ją od dopuszczenia tej nadziei do świadomości, było dawne upokorzenie i krzywda, zarówno ta, którą wyrządził jej Kuba kilkanaście lat wcześniej, jak i ta zupełnie świeża, kiedy Kuba zdecydował o pozostaniu z Zosią. Edyta sama nie wiedziała, czy chciałaby otrzymać trzecią szansę na szczęśliwe życie z Kubą. Cierpliwość do mężczyzny, który za każdym razem rani, kiedyś się kończy. Zostaje tylko poczucie krzywdy i okropnej niesprawiedliwości.

- Edyta. Edyta!

Ocknęła się z głębokiego zamyślenia, kiedy stojącą tuż obok drzwi pokoju lekarskiego zobaczył ją Latoszek.

- Dobrze się czujesz?

- Tak, tak. Zamyśliłam się, przepraszam - uśmiechnęła się. - Która godzina?

- Dochodzi czwarta. Tretter cię szukał, chyba macie operację?

- No tak, to ja lecę!

- Leć...



***



Wieczorem, z kubkiem gorącej herbaty w ręku, Edyta podjęła kolejne próby zrozumienia swoich uczuć związanych z przystojnym szatynem, którego przecież zdołała poznać jak nikt inny. I co do którego wiedziała, że nigdy z nim nie będzie. Pytanie, czy omylny człowiek może wiedzieć coś na pewno?




2. Coś nowego

- Sto lat, Edytko!

- Dziękuję!

Edyta właśnie zbierała swoje rzeczy po nocnym dyżurze. Obchodziła tego dnia 34 urodziny, o czym przypomniano jej już o północy, kiedy w pokoju lekarskim zjawili się wszyscy, którzy mieli tej nocy dyżur. Obecnie była ósma rano, a do pokoju lekarskiego weszli Lena i Latoszek z bombonierką. Szybkie życzenia, zwyczajowe "miłego dnia" i już szła korytarzem, dziękując raz po raz za życzenia od mijanych lekarzy i pielęgniarek.



Weszła do mieszkania. O nogi otarła się jej kotka Fela, zostawiając na jasnej nogawce burą sierść. Edyta położyła klucze na komodzie, przeszła w głąb korytarza i zawiesiła płaszcz w szafie. Torebkę rzuciła na fotel przechodząc przez salon do kuchni. Planowała wybrać się na zakupy, ale było na tyle wcześnie, że postanowiła najpierw zjeść śniadanie i przespać się. Włączyła radio. Spiker był czymś wyjątkowo podekscytowany, w przeciwieństwie do Edyty, która usiadła z talerzem płatków przy stole, stojącym przy oknie. To był maj, słońce świeciło, niebo bylo czyste i w parku widać było wiele spacerujących matek z dziećmi.

Obudziła się około dwunastej. Gorąca kąpiel z olejkami, balsam, kilka świeczek o tym samym zapachu - papai - sprawiły, że około drugiej wychodząc z domu ciągnęła za sobą słodki, owocowy aromat.



W galerii o trzeciej po południu dopiero zaczynało się robić tłoczno. W drzwiach, zagadana przez telefon z mężem siostry ("Dzięki, Piotr... miło, że pamiętacie, chociaż się starzeję... oj, przecież wiesz, że sobie żartuję, bardzo się cieszę, że dzwonicie! Co tam u mojej Siostrzyczki? Nie pisze ostatnio żadnych maili, mam się obrazić?... Odmigaj jej, że też ją bardzo kocham i okropnie tęsknię... tak... dobrze, to do zobaczenia... jeszcze raz dzięki za życzenia... tak... ja też całuję... papa!"), zderzyła się z jakimś blondynem.



Pobuszowała trochę po sklepach z przyjaciółką ze studiów - Karoliną.

- Ale Ci zazdroszczę. Ja bym w życiu nie wcisnęła się już w 38...

- Ale jeszcze nie masz 34 lat, Słońce.

- Za to mam rozmiar 42... Patrz!

Mijały właśnie jakiegoś przystojnego latynosa. Karolina zawiesiła na nim kokieteryjnie wzrok. On patrzył, wcale tego nie kryjąc, na Edytę. Gdy ją minął, odwrócił głowę - jakby oglądał ją z każdej strony.

- Idź ty. Czemu to na Ciebie się tak gapią?

- Widzisz, stara ale jara.

- Bardzo. Zwłaszcza z takimi tekstami...

- Idź ty małpo. Chodź na kawę... albo nie! Do kina. Na 'Seks w wielkim mieście'.

- A wiesz, że to nie głupie?

- Idealny film dla singielek.

- Tak! Bo to film o singielkach.

- Po czterdziestce. Ja mam dopiero 34!

- No, a ja 33, różnica, naprawdę. Obejrzymy jako motywację, żeby znaleźć sobie faceta.

<po jakimś czasie>

||scena w filmie| Jedna z bohaterek wpada na przystojnego latynosa pod prysznicem, stojącym na dworze. Zwolniona scena i zbliżenia na aktora||*

Kino wypełniło się gromkimi brawami pań i donośnymi "uuuu", "ooo", tudzież "ale ciacho!" i tym podobnymi.

- Karolina... <chichot>

- No? <czkawka>

- On wygląda jak tamten latynos w galerii...

Spojrzały na siebie i zaczęły śmiać się tak nieopanowanie, że ludzie zaczęli się odwracać.

- Ciszej, śmieszne było dwie sceny temu - odezwał się jakiś niski, łysy człowieczek dwa rzędy nad nimi.

- My tu świętujemy 34 urodziny!

Edyta spojrzała krzywo.

- To była głupia odpowiedź, wiesz?

- Wiem, bez sensu. Dlatego oryginalna.

Edyta parsknęła śmiechem.

Siedzący rząd niżej blondyn spojrzał najpierw na łysego pana, a potem na chichoczące nad jego głową kobiety. Uśmiechnął się szeroko i wrócił do oglądania filmu. Edyta zawiesiła na nim wzrok na chwilę.

- Co? - zapytała Karolina.

- Nie... nic... oglądaj.

Po kilku minutach (komentując zachowanie bohaterki).

- Ale ona jest dziwna. Ja bym się z nim przespała.

- Bo Ty, Karolinko, jesteś niewyżyta seksualnie.

- O nie, pani doktor. Ja jestem zupełnie zdrowa na ciele... na umyśle może trochę mniej...

- No, tego to nie musisz mi udowadniać, za długo Cię znam...



Po powrocie do galerii Edyta czekała na ławce na Karolinę, która wybrała się do toalety. Jubilatka wiedziała, że poczeka minimum dwadzieścia minut na pewno, bo jej towarzyszce od śmiechu (a potem ze wzruszenia) rozmazał się makijaż i musiała go zrobić od nowa, co zwykle jest całą, długą procedurą.

Siedząc na ławce odebrała jeszcze jeden telefon z życzeniami - od Roberta, swojego przyjaciela. Gdy skończyła rozmawiać, podszedł do niej ten sam blondyn, z którym zderzyła się rano i który uśmiechał się do niej w kinie. Teraz zauważyła, że oczy ma bladoniebieskie (zawsze najpierw patrzyła na oczy. Taki zwyczaj...). Swoje własne otworzyła szeroko ze zdziwienia. Blondyn trzymał w ręce bukiet bladoróżowych róż i uśmiechał się promiennie.

- Trzeci raz na Panią dziś wpadam, i trzeci raz słyszę, że ma Pani dziś święto. Pomyślałem, że nie będzie to niestosowne, jeśli również dołożę swoje życzenia.

Kiedy wstała, wręczył jej kwiaty.

- Dziękuję - powiedziała po chwili milczenia.

- Zastanawiam się, czy dałaby się Pani zaprosić na kawę?

Edyta przez chwilę nic nie odpowiadała, ale doszła do wniosku, że właściwie, co jej szkodzi?

- Szczerze mówiąc, dziś jestem już umówiona, a jutro mam dyżur w szpitalu...

- W takim razie, może piątek? O 16 w kawiarni Buffo?

- Czemu nie... w porządku - uśmiechnęła się.

- No... to jesteśmy umówieni - kiwnął głową i odwzajemnił uśmiech, po czym oddalił się.



Dwie godziny później, pijąc japońskie wino śliwkowe, jedząc maki i sushi w japońskiej restauracji, Edyta i Karolina plotkowały krytycznie o facetach, jak na singielki po trzydziestce przystało. Wyjątkiem od krytyki był tylko dobrze zapowiadający się blondyn i przystojny latynos spod prysznica.



"Kobiety wciąż marzą o bukietach kwiatów

rzucajcie kwiaty nam do stóp..."





*Aut. scena z filmu "Seks w wielkim mieście"


Ostatnio zmieniony przez paglo90 dnia Pią 19:47, 27 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Motylek
Moderator



Dołączył: 18 Paź 2006
Posty: 274
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:30, 27 Cze 2008    Temat postu:

Zosia to jest cudowne :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gwiazda0
fan



Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pokoju bez klamek ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 19:44, 27 Cze 2008    Temat postu:

czytałam przed chwila na blogu....jest piękne ;*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madeline
fan



Dołączył: 13 Kwi 2008
Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WhiTe rOOm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 13:44, 28 Cze 2008    Temat postu:

ha tez juz czytałam, ale normalnie "jak babcie kocham" przeczytałam z checia drugi raz Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:55, 28 Cze 2008    Temat postu:

super!! i wkoncu ja po malych perypetiach technicznych....

"Ula"

Jeden ze słonecznych, lipcowych wieczorów. Ruch na trasie Kraków – Tarnów bardzo duży. Ula z dużym, wypchanym plecakiem zdecydowała się na podróż pociągiem, nie ma korków, trudniej o wypadek. Pociąg miał odjazd o 19.Wsiadła do niego. Była to jednostka, ta nowa. Fotele wyłożone miłym, miękkim, czerwonym materiałem. Samo wnętrze czyste, jeszcze nie zniszczone. Licealistka dość często korzystała z usług PKP i znała ich możliwości punktualności. Tym razem wszystko dobrze poszło. Punkt 19 wyjechali z dworca. Szesnastolatka zasnęła, w pewnym momencie poczuła szarpnięcie, a do jej uszu dobiegł wrzask ludzi i huk tłuczonego szkła. Ona sama poleciała na fotel przed nią. W jej przedziale nikogo oprócz niej nie było. Po tym szarpnięciu urwał się jej film. Gdy się ocknęła było już ciemno, słychać było tylko warkot sprzętu budowlanego. W oddali widziała blask kogutów policyjnych radiowozów. Licealistka spróbowała poruszyć nogami i rękami, po chwili usiadła, jednak nie miała sły się podnieść. Całe ciało ją bolało, drżała z zimna. Jak na złość jej telefon rozładował się. Zaczęła płakać i sama ze soba rozmawiać:
- I co teraz ze mną będzie? Ciekawe czy ktoś mnie tu znjadzie? A może zamarznę? Może wreszcie będę mieć świety spokój od niego??
Usłyszała jakieś szmery, poczuła jakby wagon zaczął się unosić w górę. Zaczęła krzyczeć.
- Ratunku! Na pomoc! Opuście to!
Warkot maszyny ustał. Wagon został opuszczony na tory. Jakiś mężczyzna wszedł do wagonu. Zaczął wołać:
- Jest tu ktoś?
- Tu – Ula jeszcze stosunkowo mocnym głosem
- Starszy posterunkowy Czereśnia, pilnie potrzebna karetka na miejsce dzisiejszej katastrofy kolejowej. Znalazłem jeszcze jedną ofiarę. Nastolatka. – zameldował przez radio
Tyle usłyszała po czym znów straciła przytomność. Trzy dni później, szpitalna sala OIOM. Nastolatka pomału zaczęła dochodzić do siebie.
- Otwórz oczy – miły kobiecy głos
- Gdzie jestem? Pociąg, dom.
- W szpitalu. Jak masz na imię?
- Ula. Głowa mnie boli.
- Wierze, prześpij się, przyjdę później.
Rok później. Poprawczak.
- Pani Kasiu przywiozłem nowy towar. Nazywa się Urszula... – jakiś mało sympatyczny policjant, przez domofon przy wejściu do nowego „domu” nastolatki
- Ula – wtrąciła się dziewczyna
- Urszula Drozd. Siedemnaście lat.
- A tak, tak. Nowa. Wprowadź ją.
Brzęk domofonu. Krata się otworzyła. Nastolatka popychana przez tego mężczyznę znalazła się w środku tego okropnego miejsca. Wstępne formalności: imię, nazwisko, wiek, adres i to co najbardziej wkurzało dziewczynę kara za to, że słusznie postąpiła. Po dziesięciu minutach zaczęło się jej nudzić, rozglądała się wnętrze budynku było takie sobie. Zamyśliła się, nagle ktoś wyrwał ją z tego stanu.
- Do lekarza! Raz, dwa. On też nie będzie na Ciebie w nieskończoność czekał.
- Jezu, po co?
- Po co, to się nogi noco.
Idąc – za jak się jej wydawało dyrektorką – myślała i z każdą chwilą była coraz bardziej przerażona perspektywą spędzenia tu kilkunastu najbliższych miesięcy. Gdy się zatrzymały pod pokojem lekarskim dziewczyna przeczytała z karteczki nazwisko. Skądeś je znała, tylko nie wiedział skąd.
- Proszę – rozległ się zz zadrzwi miły kobiecy głos
- Nowa, niech pani na nią zerknie.
- Wejdź – do przerażonej już Uli – dobrze, proszę nas zostawić same, pani dyrektor – do kobiety, która ja przyprowadziła – siadaj – znów do Uli
Nastolatka cały czas główkowała skąd zna ta lekarkę. Ten głos, te oczy i ta twarz, wiedziała, że gdzieś się już kiedyś spotkały, ale nie pamiętała gdzie i kiedy.
Drzwi się zamknęły. Zostały same. Chwila rozmowy, fachowe oględziny i znów niezręczna cisza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
paglo90
przyjaciel forum



Dołączył: 22 Maj 2008
Posty: 781
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Okolice Zielonej Góry
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:51, 28 Cze 2008    Temat postu:

Ładne i wciągające. Czekam, co dalej Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
PaBia
fan



Dołączył: 02 Maj 2007
Posty: 462
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Dzióra zwana Konin
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:33, 30 Cze 2008    Temat postu:

Andzia no po po prostu...Może ja to tak określę: Padam W ogóle to tyle się piszących naroiło, że już nie nadążam...Super dziewczęta Very Happy A jesli ktoś jeszcze te moje wymęczone mydliny czyta to...:
VII. Powrót i...pies
Edyta zajrzała do lodówki. Nic, poza przeterminowanym jogurtem i lampką. Kiepsko. Nawet nie ma co zjeść na kolację. Ostatnio za dużo czasu spędzała w szpitalu. Ale ta dziewczyna...Do tej pory gnębiła ją myśl, jak się ułożyły sprawy z jej ojcem. Skończyło się na tym, że policja znalazła go ciężko pobitego w jakimś zaułku. To było w ten sam dzień, kiedy Paulina i jej matka wychodziły ze szpitala. Nie miała żadnego kontaktu z dziewczyną od tej pory. Była tylko jej pacjentką ale...przez ten cały czas strasznie się do niej przywiązała.
Usiadła bezradnie przy stole gapiąc się w okno. Sklepy zamknięte. Trudno, przeboleje to, że nie zje kolacji. Ale żeby nawet nie zrobić zakupów? Praktycznie, to przez ostatni tydzień jadła głównie w szpitalnym bufecie. Z kuchennego radia sączyły się jakieś odgrzewane przeboje typu Krzysztof Krawczyk czy Maryla Rodowicz...Jutro będzie musiała jakoś przeżyć dzień bez pracy. Samochód w naprawie (w końcu), i z powodu, że nie miała możliwości dojazdu wzięła trzydniowy urlop. Banalny powód, ale rzeczywiście nie miała jak dojechać do szpitala. Może ten urlop rzeczywiście był jej potrzebny...? Nagle jej wzrok powędrował w kierunku ogródka. Od dobrych kilkunastu dni nie padało i kwiaty wyglądały jakby nie było w nich już ani odrobiny życia. Edyta poczuła, że musi iść je podlać. Natychmiast. Jakby od tych kilkunastu godzin zależało czyjeś życie. Właściwie to można to tak określić (kwiaty to też organizmy żywe), ale w końcu to tylko kwiaty...Ale mimo tego, że ogródek mógł poczekać do jutra Edyta narzuciła na siebie sweter, wzięła konewkę i wyszła.
Dzisiejszy wieczór był naprawdę piękny. Ciepło, zero wiatru. Słychać było koncert świerszczy. Edyta spojrzała na krzaki róż, wokół których było pełno chwastów. Schyliła się i próbowała je wyrwać, ale po kilku pociągnięciach zdała sobie sprawę z tego, że gołymi rękoma nic tu nie zdziała i odwróciła się z zamiarem wrócenia po sekator. Usłyszała szelest za sobą. Gdyby wiało nie zdziwiło by jej to, ale przecież żadne z krzaków róż wokoło się nie poruszyło. Obróciła się i spojrzała na krzaki po drugiej stronie ulicy. Znów się ruszyły. Wpatrywał się w nie przez chwilę. Nic. Wzruszyła ramionami, sądząc, że jej się przywidziało. Ale po jakiejś niecałej minucie usłyszała czyjś szloch, wyraźnie dochodził zza krzaków. Podeszła do furtki, złapała za klamkę i stanęła. Znowu to samo. Zdecydowanym ruchem otworzyła furtkę i wyszła na drogę. Podeszła do krzaków i teraz była pewna, że to nie są złudzenia. Rzeczywiście ktoś tam siedział i płakał. Przedarła się przez gęstwinę- dawno już nie przycinaną- i stanęła z otwartymi ustami. Dziewczyna siedząca na ziemi podniosła głowę i spojrzała na Edytę. I przez dobra minutę wpatrywały się tak w siebie- Edyta stojąca w kompletnym bezruchu, z konewką w dłoni- i skulona za krzakami, zapłakana...Paulina. Wreszcie Edyta zdecydowała się na powiedzenie czegoś.
- Ale...Jak...? Co...Co ty tu robisz?- wydukała najbardziej stosowne w tej sytuacji pytanie. Z resztą, nic innego nie przychodziło jej do głowy.
- Siedzę i beczę. Nie widać?- usłyszała w odpowiedzi. No tak, standardowe i specyficzne ,,poczucie humoru’’ Pauliny w takich sytuacjach.
- Co się stało?- następne proste, banalne i oczywiste pytanie ze strony Edyty. Postawiła konewkę na ziemi i kucnęła przy dziewczynie.
- Nic, poza tym, że pies mi zwiał. Nie mogłam go dogonić. Darłam się chyba przez pół godziny i nic. Głupoty piszą w tych książkach- dodała podnosząc się z trawy.- Nawet praktycznie nie wiem co mam teraz robić. I po co ja go spuściłam?- zadawała pytanie właściwie do nikogo, wymachując grubą, czarną smyczą w ręce.- Po co?
- Cóż, czasu już nie cofniesz. Choć, usiądziemy u mnie w domu i zastanowimy się co dalej. Czekaj...Ile czasu tu już siedzisz?
- A która jest teraz?
Edyta spojrzała na zegarek na nadgarstku.
- Dwudziesta trzydzieści.
- No to dwie godziny...
- Dwie godziny?
Paulina pokiwała głową. Edyta westchnęła.
- No dobrze już, nie ważne. Chodź. Trzeba będzie pewnie zadzwonić na policję...
- Cholera jasna! – krzyknęła dziewczyna i cisnęła smyczą na ziemię, po czym z powrotem usiadła na trawie, złapała się za głowę. – Przecież on nie jest zarejestrowany! Ani nawet zaszczepiony! Nie znajdą go! Nie daj Boże, trzeba będzie jeszcze płacić grzywnę. Mówiłam: Psa trzeba zarejestrować i zaszczepić! Mówiłam sto razy! Ale oczywiście mnie nigdy nikt nie słucha!
Kobieta znów westchnęła. No tak, to rzeczywiście był problem.
- No nie wiem...A przeszłaś się po okolicy? Może gdzieś jest.
- Nie. – Paulina znów się rozpłakała.
- Nie ma czego płakać. – stwierdziła Edyta otrząsając się.- Przejdę się z tobą . Może on się po prostu zgubił. Dwie godziny...Dlaczego od razu nie szukałaś wszędzie?
- Nie wiem. Może jestem po prostu tak durna, że umiem tylko usiąść w krzakach i...
- Cicho już! Nie mam zamiaru słuchać twojej kolejnej dawki użalania się nad sobą. Pamiętasz co ja ci ostatnio mówiłam? Kiedy rozmawiałyśmy po tym, jak się pocięłaś?
- No. Powiedziała pani, że mam się wziąć w garść i że zawsze może być gorzej. Ale teraz...
- Teraz ci powiem to samo: Bierz się w garść i idziemy go szukać. Może być...
Paulina gwałtownie jej przerwała;
- Gorzej to już być nie może!- podniosłą się przy tym i przy ,,może’’ spojrzała Edycie w oczy i rozłożyła ręce. Lekarka już otworzyła usta, ale Paulina nie dopuściła jej do głosu brnąc dalej i podając uzasadnienie- Zgubiłam psa który jest nie szczepiony, nie zarejestrowany, nie zna terenu, i zdążył już odbiec wystarczająco daleko.
- Gdyby mnie tu nie było, to siedziałabyś tak jeszcze dobre cztery godziny, a może i nawet do rana...
- Bez przesady.- znowu przerwała jej Paulina przewracając oczami, ale Edyta udała, że jej nie słyszy.
- ...i to by ci nic nie dało, wierz mi.
- A co to ma do rzeczy?- Paulina gapiła się w górę.
- A pomyśl. Nie byłoby gorzej?
- E tam...A to, że będziemy dobre pół godziny latać po okolicy i go szukać to nam coś da, tak?
- Da. Możemy go znaleźć. Ej!...ty masz przy sobie telefon?
- Mam.
- A...mama?- Już chciała powiedzieć rodzice, ale przypomniała sobie o sytuacji dziewczyny.- Nie martwi się o ciebie? Nie wierzę.
- Już dzwoniłam. Kazała mi wracać do domu.- skwitowała krótko nastolatka.
- No to czemu nie poszłaś.
- Bo nie. Myślałam, że go jeszcze znajdę.
- Siedząc zapłakana w krzakach. Na pewno.
- Jezu!...Czemu zawszę panią muszę spotykać jak mam jakiś kłopot?
- O, przepraszam! Ostatni raz sama do mnie dzwoniłaś.
- No może. I co z tego?
- Nie może, tylko na pewno. Do tej pory mnie zastanawia, czemu nie zadzwoniłaś na ogólny?
- Długa historia. I tysiąc powodów.
- Mamy dużo czasu. Zaniosę tą konewkę i chodźmy wreszcie, bo jak się całkowicie ściemni to sobie możemy szukać.
- Tym bardziej, że on jest w większości czarny. A pani w ogóle chce mnie słuchać?
- Chcę.


Ostatnio zmieniony przez PaBia dnia Pon 19:34, 30 Cze 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gwiazda0
fan



Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pokoju bez klamek ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:47, 30 Cze 2008    Temat postu:

wkońńńńcu Wesoly Wesoly Wesoly pięknie ;*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:38, 30 Cze 2008    Temat postu:

popieram w koncu i jak cudnie, czekam na cd, mam nadzieje ze szybciej niz ten... ja moze dam po pierwszym
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madeline
fan



Dołączył: 13 Kwi 2008
Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WhiTe rOOm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 1:15, 01 Lip 2008    Temat postu:

Mruga łaah cuda tworzycie Wesoly
hmm no wiec pora na mnie...moze, już zapomniałyscie co było w ostatniej czesci ( wiem ! moja wina !...ale jakos zabrać się do pisania nie mogłam....). z racji późnej pory sama nie wiem co nabazgrałam xD ale jak widać pisanie lekiem na bezsenne noce Mruga
SPOTKANIE PO LATACH
PART II


Po skończonym dyżurze Edyta poszła się przebrać. Nagle poczuła, że ktoś za nią stoi. Objął ją i szepnął do ucha.
-Kocham cię
-Kuba ?!- zapytała Edyta odkręcając się gwałtownie – co ty tutaj robisz?
-Nie mogłem wytrzymać bez ciebie – powiedział szybko, po czym ją pocałował
-Kubuś nie tutaj !- zaprotestowała- ktoś może nas zobaczyć
-Nie dbam o to – dodał i zaczął całować jej szyję
Edyta ‘wyrwała’ się z jego objęć i podeszła do drzwi.
-Dopóki masz żonę to się nie może powtórzyć- powiedziała i wyszła
Kuba stał jak wryty. Wziął głęboki oddech... czuł jej zapach. Postanowił jak najszybciej zakończyć związek z Zosią.

Edyta wróciła do domu. Wzięła szybki prysznic i postanowiła odespać ostatnią noc, ale nie mogła zasnąć. Wydawało jej się, że pościel, powietrze i wszystko dookoła pachnie jak Kuba. Leżała wspominając ostatnią noc...nagle dostała smsa. „ Tęsknie za tobą. Twój K :*” odpisała niezwłocznie, czekała na odpowiedz, ale tym razem telefon zadzwonił.
-Tak?
-Co słychać?
-Ehh- westchnęła Edyta- nic właśnie, się położyłam, w końcu muszę odespać tą ostatnią noc- ostatnie słowa powiedziała z uśmiechem
-Kochanie...może przyjadę do ciebie? –zapytał Kuba
-Ale Zosia...
-Zosia ma dyżur – dokończył za nią
-Co nie zmienia faktu, że jest twoją żoną...
-Tęsknie za tobą- odpowiedział Kuba smutnym głosem
Nastała cisza...
-Ja tez tęsknie...ale nie potrafię tak żyć Kuba...ile można się ukrywać...-nagle usłyszała pukanie do drzwi
-Otwórz-powiedział Kuba
Edyta nie rozumiała o co chodzi. Podeszła do drzwi, otworzyła iii...
-Kuba?!- zapytała spoglądając to na niego, to na telefon- ale...jak, przecież mówiłam ci, że...- wydukała
-Wiem kochanie- powiedział wchodząc do środka- ale przyjechałem ci coś powiedzieć
Edyta spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
-Kocham cię- przerwał na chwile i dotknął jej dłoni- zrobię wszystko żebyś była szczęśliwa. Już nas nikt nie rozdzieli.
Edyta wtuliła się w jego ramiona...uśmiechnęła się sama do siebie. Tego właśnie teraz potrzebowała. Zapewnienia, że będzie dobrze, kiedy pojawiły się trudności, że jest o co walczyć, gdy miała wątpliwości. Stali tak dłuższą chwilę...
-Pójdę już- cisze przerwał Kuba
-Ale może...
-Bardzo chętnie- powiedział Kuba jakby czytał w jej myślach- ale sama kochanie powiedziałaś, że musimy to uporządkować, ja nie zamierzam naciskać
Edyta zbliżyła się do niego. Dotknęła jego policzków i uśmiechnęła się.
-O co ci chodzi?
-Kocham te twoje rumieńce- powiedziała cicho po czym pocałowała go.
-Pójdę już , dobranoc – powiedział, po czym pocałował ją

Po powrocie do domu Kuba zastał czekającą na niego Zosie...
-Kuba musimy porozmawiać- oznajmiła chłodnym tonem
Kuba nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę z Zosią....myślami był przy Edycie. Cała sytuacja wydawała mu się strasznie skomplikowana...ale wiedział już czego chce od życia i zamierzał o to zawalczyć. Wiedział ,że w miłości tak jak i na wojnie...nie obejdzie się bez ofiar...jedna z nich siedziała teraz naprzeciwko niego...
-O co chodzi? – zapytał jakby od niechcenia
-Kubuś....-powiedziała wolno wstając i podchodząc do niego- nie wiem co się dzieje, ale czuje, że się od siebie oddalamy – Kuba spojrzał jej w oczy ...musiał przyznać jej racje. Nie wiedział tylko jak powiedzieć jej, że to już koniec. Milczał.
-Jeśli to z mojej winy to proszę powiedz....-mówiła ze łzami w oczach.
Nie to nie była wina Zosi...wina leżała po jego stronie. Wiele lat temu popełnił błąd i odszedł od Edyty, nie przypuszczając, że gdy się ponownie spotkają zostawi dla niej żonę...
-Zosiu...myśle ,że po prostu się gdzieś mijamy...od dłuższego czasu nasze małżeństwo to fikcja. Ja nie mam dłużej siły na to – mówił wolno, tak aby każde jego słowo dokładnie zapamiętała – to nie ma już sensu- dodał po czym poszedł wziąć prysznic
-Kuba o czym ty mówisz? Jak to nie ma sensu? A nasz dom? Rodzina?- krzyczała za nim zrozpaczona Zosia
Kuba jeszcze tego samego wieczora spakował najpotrzebniejsze rzeczy i postanowił się wyprowadzić.
-Zosiu...to nie jest twoja wina-powiedział stojąc w drzwiach do zapłakanej żony- zrozum tak będzie lepiej dla nas obojga
-a dla naszych dzieci? Tak tez będzie lepiej?
-Dzieci nie ucierpią, zawsze będę je kochał i się nimi opiekował
- ale...my...
-Pamiętaj, że ty też możesz na mnie liczyć...



Kuba zatrzymał się w hotelu, znajdującym się w pobliżu mieszkania Edyty. On w przeciwieństwie do niej, nie mógł zasnąć tej nocy...dręczyły go wyrzuty sumienia, a myśli krążyły wokół Edyty...tak bardzo chciał poczuć ją znów blisko siebie...
Pierwsze promienie słońca obudziły Edytę. Miała dzień wolny, wiec postanowiła go wykorzystać w pełni dla siebie...poranny prysznic iii śniadanie...niestety jedyne co znajdowało się w lodówce do światło.
-a więc ze śniadania nici – powiedziała sama do siebie
Nagle ktoś zapukał do drzwi....
-Kuba ?!- zapytała ze zdziwieniem, widząc w drzwiach Kubę z zakupami
-Pomyślałem ,że może masz ochotę na ...pyszne śniadanie
Edyta tylko pokręciła głową i uśmiechnęła się.
-A więc co proponujesz?- zapytała, gdy byli już w kuchni
-Co tylko zechcesz – powiedział przyciągając ją do siebie i całując namiętnie
-hmm smaczne ...nie zaprzeczę- odpowiedziała z uśmiechem- ale nadal jestem głodna
-wiec skoro jeszcze ci mało, to zaraz cię nakarmię – mówiąc to wziął ją na ręce i zaniósł do sypialni
-Kubuś....ale ja mówiłam na poważnie jestem głodna- domagała się Edyta
Kuba nie zważał na to co mówi i zaczął ją całować...ramiona, szyje, aż natrafił na jej słodkie usta...Przerwał po chwili.
-Zaczekaj tutaj- powiedział i wyszedł do kuchni
Nie minęło 15 min i wrócił z tacą i śniadaniem
-Śniadanie do łóżka dla mojej najpiękniejszej kobiety- dodał stawiając tace na szafce obok łóżka.
Gdy Edyta właśnie zabierała się do jedzenia Kuba złapał ją za ręce..
-Nie tak szybko kochanie
Edyta spojrzała na niego pytającym wzrokiem
-Na wszystko trzeba zasłużyć
-Osz ty...- mruknęła Edyta zbliżając się do niego i całując go czule...Nie mogli oderwać się od siebie...
-mmm to już?- zapytał po chwili Kuba
-mhm- mruknęła z uśmiechem Edyta zabierając się za śniadanie- resztę zostawiam na potem...no chyba, że nie masz w planach kolacji – dodała
-Oczywiście, że mam – odpowiedział szybko Kuba- musze ci coś powiedzieć ważnego
-O co chodzi – zapytała jedząc
-Wyprowadziłem się z domu – Edyta słysząc to przerwała jedzenie...- w czwartek składam papiery rozwodowe- dodał Kuba
Edyta siedziała nie wiedząc co powiedzieć...nie była już nawet głodna...tylko zszokowana. Nie przypuszczała, że wszystko zacznie się tak szybko układać
-Nie cieszysz się?
-Kubuś....- powiedziała wolno – bardzo...tzn. wiem, że przed nami jeszcze długa droga i to w cale nie łatwa...- przerwała na chwile i dotknęła jego dłoni- ale kocham cię
Kuba odpowiedział pocałunkiem. Cały poranek i południe spędzili w sypialni...Było im ze sobą nieziemsko. Być może dlatego, że w końcu poczuli się wolni...wiedzieli, że już nie będą musieli się ukrywać.
Edyta otworzyła oczy...spojrzała prosto w oczy Kuby, który leżał tak blisko niej, że czuł jej oddech...Wpatrywali się tak w siebie dłuższą chwilę...
-A właściwie to gdzie teraz mieszkasz – zapytała w końcu Edyta
-w hotelu
Spojrzała na niego ze zdziwieniem...
-Wprowadź się –powiedziała krótko. Była pewna, że teraz już nie musi się niczego obawiać i chce z nim dzielić każdą najmniejszą chwile swojego życia
-Naprawdę tego chcesz?- upewnił się Kuba
-Jak niczego innego – odpowiedziała....
-A wiec postanowione

Resztę dnia spędzili razem w domu. Oboje wzięli wolny dzień...i choć w pracy plotkowano o ich romansie im to nie przeszkadzało. W końcu mieli wszystko, bo mieli siebie.
-Ehh mam dzisiaj dyżur- powiedział smutny Kuba pewnego wieczoru
-Oj nie marudź już tyle
-ehh skarbie wolałbym z tobą zostać w domu niżeli....- nie dokończył, bo Edyta przerwała mu pocałunkiem- będę na ciebie czekać, a teraz idź już bo się spóźnisz

W pracy jak zwykle kilka operacji oraz masa papierkowej roboty. Siedząc i wypełniając druczki ok. 4 nad ranem wpadła siostra do pokoju lekarskiego...
-panie doktorze wiozą nam ofiarę wypadku
-dobrze siostro już idę- powiedział niezwykle spokojnie
Weszli oboje szybkim krokiem do sali nr 1 ....
-poważne obrażenia głowy, złamana prawa ręka, żebra oraz wiele potłuczeń. Podejrzewamy stłuczenie narządów wewnętrznych- wyrecytował niemal ratownik – to cud, że jeszcze żyje- dodał powoli
Kuba podszedł do łóżka...widok ofiary go przeraził
-Zosia ?! – krzyknął ze zdziwienia
Nie mógł zebrać myśli, ani uwierzyć w to co zobaczył.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
oalka
fan



Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 341
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 6:30, 01 Lip 2008    Temat postu:

Maadeline.. jak zwykle super ;*
PaBia i Andzie też ;* pozdrawiam Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 18, 19, 20  Następny
Strona 3 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin