|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
pieluszek
nowy
Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Pon 17:42, 14 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Andzia pięknie......
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Ag@
fan
Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 16:45, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
1. Wakacje ( opowiadanie inspirowane moim obozem – niektóre wydarzenia naprawdę się wydarzyły jak mi się uda to dodam do nich zdjęcia ) :
Edyta miała męczący dyżur. Dużo wypadków i operacji. Nie mogła się doczekać 14:30. O tej godzinie miał po nią przyjechać Kuba. Do końca dyżuru zostały jej 3 godziny. Gdy patrzyła na zegarek miała wrażenie jakby wskazówki zamiast obracać się w prawo, cofały się.
Z zamyślenia wyrwał ja Pawica.
- Edyta jesteś potrzeb na izbie.
- Dobra już idę.
Wybiegła z pokoju lekarskiego i ruszyła w stronę Izby Przyjęć.
Po zbadaniu pacjenta i wynikach badan okazało się, ze trzeba operować. Mężczyzna był po siedemdziesiątce i miał liczne obrażenia wewnętrzne. Liczyła się każda sekunda... Zbliżał się koniec dyżuru Edyty ale musiała zostać w szpitalu. Była jedynym wolnym anestezjologiem. Operacja przedłużała się. Pacjent miał problemy z oddychaniem i ciśnieniem.
Po kilku godzinach starań lekarzy zabieg dobiegł końca. Edyta jak najszybciej przebrała się i wybiegła ze szpitala. Gdy zobaczyła na zegarek przeraziła się. Była 17!!!!
Zadzwoniła do Kuby
- Tak słucham – odezwał się męski głos po drugiej stronie słuchawki
- Cześć Kubuś! Przepraszam, że tak długo ale...
- Skarbie nie musisz się tłumaczyć. Wiem jak to jest. Przecież też jestem lekarzem....
Edyta uśmiechnęła się
- Za pół godziny będę w domu.
- Dobrze. Nie musisz się spieszyć...
- A co ty tam takiego robisz?
- Tego to już się dowiesz jak wrócisz...
- Już pędzę!! - roześmiała się i wsiadła do samochodu.
W tym samym czasie Kuba przygotowywał niespodziankę dla Edyty. Bał się, że nie zdarzy dojechać do domu przed nią. Na szczęście się udało... Wpadł do mieszkania i pozapalał świeczki. Chwilę później usłyszał dźwięk kluczy w zamku i skrzypnięcie drzwi
„ Muszę w końcu nasmarować te drzwi! Edyta chyba z tydzień mnie o to prosiła.... „ - skarcił się w duchu Kuba.
- Cześć kochanie! Gdzie jesteś??? - Edyta wołała go z korytarza
- W kuchni ale już idę. Nie rozbieraj się bo zaraz wychodzimy...
- Tak? Gdzie?
- To jest niespodzianka. Powiem ci tylko tyle, że mamy 2 tygodnie urlopu i jedziemy nad morze.
- Naprawdę?! AAAA!!!! KUBUŚ!!!
Spakowali się i wyjechali. Jechali, jechali i jechali. Łącznie w podróży spędzili 7 godzin. Kuba zabrał Edytę do małej wioski Wisełki. Ośrodek wypoczynkowy, w którym się zatrzymali leżał nad jeziorem.
Kierownik ośrodka pokazał im co gdzie jest i zaprowadził ich do ich domku. Był mały ale przestrzenny. Pachniało tam drewnem i olejkiem aloesowym. Edytę zdziwił trochę ten zapach. Poszła za jego aromatem. Doprowadził ją do łazienki. Gdy otworzyła drzwi zobaczyła pięknie udekorowaną różami wannę. Na stoliku obok stał schłodzony szampan.
Kuba podszedł do niej od tyłu, objął ją w pasie i przytulił
- Podoba ci się?
- Yhym... Bardzo!! - pociągnęła go za rękę i zamknęła za sobą drzwi – Chodź!
Rozebrali się i wskoczyli do wanny. Siedzieli chwilkę w ciszy po czym Edyta zapytała
- To jest ta twoja niespodzianka??
- Chodzi ci o tą kąpiel?
- Też ale również o ten wypad nad morze.
- Nie to jeszcze nie wszystko. To jest tylko mała cząstka tego co zaplanowałem... Jak chcesz zobaczyć co naprawdę dla ciebie mam to musisz mnie pościć!
- Nie Kubuś zostań!! Prooooszeeeee!!!!!
- No dobrze ale tylko 10 min bo nie zdarzę...
- A o co chodzi?
- Pozwól mi iść a się dowiesz
- Dobrze idź. A ile ci to zajmie?
- Góra 3 godziny...
- 3 godziny??? co tak długo?
- Zobaczysz, że się opłaci. Poleżysz sobie w wannie... odpoczniesz ode mnie
- Ale ja nie muszę od ciebie odpoczywać! No dobrze idź ale się pospiesz!
- Obiecuję
Pocałował ją i wyszedł
W czasie kiedy Kuba załatwiał „pilną sprawę” Edyta moczyła się w wannie, sączyła szampana i słuchała muzyki. Nawet się nie zorientowała kiedy minęły 2 godziny. Wyszła z łazienki, ubrała się i umalowała. Zostało jej trochę czasu do powrotu Kuby więc poszła do salonu poczytać swoją ulubioną książkę - „Pod słońcem Toskanii” . Nie przejmowała się,że zna ją na pamięć...
Natomiast Kuba kończył już swoją niespodziankę. Był właśnie w drodze do ośrodka kiedy zadzwonił jego telefon. Odebrał:
- Tak słucham?
- Kuba? Jesteś potrzebny w szpitalu. Przyjedziesz?
- Stefan sory ale nie mogę. Nie ma mnie w mieście...
- Dobra zadzwonię do Sambora – odparł zdenerwowany Treter.
- No hej.
Kuba zaparkował. Wysiadał z samochodu i szedł w stronę ich domku kiedy zaczepił go szef ośrodka:
- Dzień dobry!
- Witam panie Waldku! Coś się stało?
- Nie nic. Chciałem tylko się zapytać jak się Państwu tutaj podoba.
- Bardzo. Jesteśmy zadowoleni ale tylko na razie – roześmiał się
- To nie zatrzymuję już Pana. Widziałem, że Pańska narzeczona czeka na Pana.
- Jeszcze nie narzeczona ale dzisiaj to się zmieni...
- Ooo.... to tym bardziej niech Pan do niej idzie. Aha i wszystkiego najlepszego.
- Dziękuję. Do zobaczenia.
Kuba odwrócił się i poszedł do domku numer 201. Po mału otworzył drzwi i wszedł do środka. Od progu poczuł piękny zapach perfum i olejku. Usłyszał głos Edyty:
- Kubuś to ty?
- Tak. Gotowa?
Wszedł do salonu. Zobaczył postać przy oknie. Jak się odwróciła Kubie z wrażenia opadł szczęka... Nie mógł od niej oderwać wzroku. Była piękna!! Miała na sobie śliczną czerwoną sukienkę ciasno opinającą się na talii i biodrach. A te oczy... Nie mógł wydobyć żadnego dźwięku.
- Coś nie tak??? - spytała Edyta
Cisza...
- Yyy... NIE! Wręcz przeciwnie! Wyglądasz.. ślicznie... - wydukał Kuba
- Dziękuję – roześmiała się Edyta
- Chodźmy bo jak będę jeszcze chwilę na ciebie patrzył to nie ręczę za siebie i nici z naszego wieczoru
- OK. A gdzie mnie zabierasz?
- Dowiesz się za chwilę.
- Jaki ty tajemniczy...
CDN.... ( może jutro dodam zobacze czy zdarze przepisac )
|
|
Powrót do góry |
|
|
joan0205
Gość
|
Wysłany: Wto 17:17, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Aguś, fajnie, bardzo fajnie. Z niecierpliwością czekam na cd.;*
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ag@
fan
Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 17:58, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
DZIĘKUJĘ ;*;*
nudzi mi sie ... brzudka pogoda na dworze wiec przepisze jeszcze troche i moze cos dopisze ...
najpozniej wieczorem bedzie CD ;*
Ostatnio zmieniony przez Ag@ dnia Wto 17:59, 15 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
gwiazda0
fan
Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pokoju bez klamek ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 18:48, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
pięknie no to czekam ;*
|
|
Powrót do góry |
|
|
joan0205
Gość
|
Wysłany: Wto 19:44, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
A oto jedno z moich opowiadań:
DRUGA SZANSA
Oto jak krótka chwila może odmienić całe ludzkie życie. Michał miał
23 lata. Był szczęśliwym chłopakiem, w szkole radził sobie doskonale.
Miał wielu przyjaciół oraz kochających rodziców, którzy spełniali wszystkie jego zachcianki. Zaplanowana przyszłość, świetne studia, zapewniona praca, spełnione marzenia…. Można powiedzieć, że miał wszystko, jednak... jednak czegoś mu brakowało. Brakowało mu miłości. Miał wiele dziewczyn,
jednak nadal nie mógł odnaleźć tej właściwej. Długo szukał wymarzonej ukochanej… aż nagle….
Podczas jednej z samotnych wypraw w góry, gdy wydawało mu się,
że nikt poza nim na świecie nie istnieje, zobaczył ją. Ciemnowłosą dziewczynę wspinającą się na wierzchołek góry. Oczarowany jej urodą, zdał sobie sprawę, że wszystkie jego wcześniejsze namiętności były tylko zwykłymi „miłostkami”. A teraz to chyba naprawdę było to, czego od dawna szukał…. Dziewczyną tą była Magda. Szybko zaprzyjaźnili się, stali się parą.
- Czy ty naprawdę mnie kochasz?
- Nie wiem, nigdy wcześniej nic takiego nie czułem. Ale tak, ja cię kocham.
A ty?
- Ja… tak… czuję…. tak mówi mi moje serce…. Chcę zostać przy tobie
na zawsze……..
- Już teraz wiem, czego wcześniej brakowało w moim życiu – twojego uśmiechu, twojego ciepła, radości, którą zarażasz wszystkich ludzi!
Jednak ich miłość pozostawała w ukryciu, z nikim nie podzielili się swoim szczęściem, postanowili zachować ją jak najdłużej w tajemnicy. Spędzali ze sobą całe dnie, spacerując, rozmawiając, poznając się. Po kilku dniach wiedzieli już o sobie wszystko.
Minął rok. W dniu pierwszej rocznicy ich poznania Michał miał się udać do rodziców Magdy, aby poprosić o jej rękę. I właśnie dzień wcześniej
okazało się, że rodzice Magdy wyjeżdżają z kraju, a dziewczyna musi zamieszkać z nimi w Kalifornii, ponieważ tam ma ukończyć studia. Michał
i Magda byli zrozpaczeni. Ich wspólna przyszłość legła w gruzach. Wiedzieli,
że nic nie mogą na to poradzić. Muszą pogodzić się z rozłąką. Mieli jednak nadzieję, że ich związek przetrwa. Podzieli ich tysiące kilometrów, ale nie zwątpili w to, że ich miłość okaże się silniejsza, że zwycięży wszystko. Michał nie pojechał z Magdą na lotnisko. Wiedział, że jego serce nie wytrzymałoby rozstania.
Mijały miesiące, Magda i Michał w dalszym ciągu byli zakochani. Codziennie wysyłali do siebie maile, dzwonili…. Mieli nadzieję, że za rok już będą razem. Michał starał się normalnie żyć, zaczął ponownie spotykać się z przyjaciółmi, kończył studia. Jego życie wróciło do normy.
Aż pewnego dnia do Michała dotarła tragiczna wiadomość. Magda zginęła w wypadku samochodowym. Chłopak nie wierzył w to, co usłyszał. Czuł, że jego życie się skończyło. Nie miał już dla kogo i po co żyć. Wiedział, że wydarzyło się coś strasznego i nie można było już tego cofnąć. Czuł, że to koniec.
I wtedy w jego życiu pojawił się Maciek. Michał wiedział, że jest dilerem. Zaczął sięgać po narkotyki. To pomagało, ale na krótko. Michał zdawał sobie sprawę, że nic nie zapełni pustki po stracie ukochanej. Idąc na kolejne spotkanie z Maćkiem, w duchu podjął już decyzję.
- Witaj! Wiedziałem doskonale, że znowu przyjdziesz. W dzisiejszych czasach większość przychodzi, a ja im pomagam. Czego pragniesz? Nie, nie mów! Wystarczy, że spojrzę w oczy, a już wiem, czego wam potrzeba…. W twoich oczach widzę tylko bezdenną otchłań, pustą studnię.
- I nic poza tym w nich nie zobaczysz!
- Człowieku, ja tu mam interes. Nie zależy mi na nieżywych. Na martwych klientach nie zarobię.
- Ale ja mam pieniądze. Zapłacę ci!
- Zbrzydło ci życie? Idź, możesz się utopić, ale mnie w to nie mieszaj. Oprócz tego, mam wiele własnych problemów.
- Ale zapłacę ci! – krzyknął Michał i wyciągnął z kieszeni scyzoryk.
- Stary, spokojnie, nasz klient, nasz pan. Skoro tak bardzo tego pragniesz,
to masz! Ale naraz to ty raczej nie bierz tego wszystkiego!
- Masz tu pieniądze – rzucił chłopak i zostawił mój zwój banknotów.
- Żegnaj! – wykrzyknął z szyderstwem diler.
Michał z buteleczką narkotyku udał się do domu. Był już całkowicie pewny swojego czynu. Wypił zawartość fiolki i upadł. Przestał czuć, w jego głowie snuły się szare smugi. Czuł, że umiera, ale nie bał się. Wiedział, że już niedługo spotka się ze swoją ukochaną. Zasnął. Z ciemności wyłoniła się jaśniejąca postać ukochanej. Uśmiechnęła się do niego, ale nie podeszła bliżej. Wyszeptała tylko:
- Nie chcę, żebyś umierał z mojego powodu! Kocham cię nadal. Nic, nawet śmierć, nigdy nie zniszczy tego, co nas łączy. Chcę, żebyś żył i cieszył się każdym dniem. Wykorzystaj swoje życie najlepiej jak potrafisz!
i… odeszła.
Chłopak spotkał się z ukochaną Magdą, ale nie pozostał przy niej.
Nie odszedł. Żył dalej. Długo nie odzyskiwał świadomości. Nagle obudził się na szpitalnym łóżku, nie mogąc uwierzyć, że żyje. Wiedział, że cudem uniknął śmierci. Zobaczył rodziców siedzących przy jego łóżku. I po raz pierwszy
od śmierci ukochanej, uśmiechnął się. Wypełnił go jakiś dziwny spokój. Mimo że nadal tęsknił za ukochaną, cieszył się, że żyje. Teraz już wiedział, jak bardzo Magda pragnęła, by żył. Był przekonany, że dziewczyna, choć nie żyje,
nadal go kocha. Był spokojny. Postanowił normalnie żyć.
Michał wrócił na uczelnię, kontynuował studia. Znalazł nowych przyjaciół, często przebywał w ich towarzystwie. Miał nowe zainteresowania, zaczął uprawiać sport. Odkrył w sobie talent, zaczął pisać piosenki i układać
do nich muzykę. Odnosił sukcesy. Był szczęśliwy. I choć nigdy
nie zapomniał o Magdzie, pogodził się z myślą, że nie żyje. Wciąż ją kochał
i był przekonany, że ona to uczucie odwzajemnia. Zaczął żyć normalnie.
Jego traumatyczne doświadczenie pozostawiło przesłanie dla niego i dla wszystkich ludzi, szczególnie młodzieży: Nawet w najgorszych momentach naszego życia narkotyki nie są rozwiązaniem. Używki nie rozwiążą naszych problemów, nie pomogą,….
KONIEC
Ostatnio zmieniony przez joan0205 dnia Wto 19:45, 15 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
gwiazda0
fan
Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pokoju bez klamek ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 19:47, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
super
ja też napisałam coś o narkotykach,ale moje sie przy Twoim po prostu chowa
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ag@
fan
Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:04, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Kuba złapał Edytę za rękę. Wsiedli do samochodu – ruszyli. Jechali przez pola, łąki i wioski.
W końcu dojechali do jakiegoś dziwnego miejsca. Pośrodku był beton, a na około wysokie trawy. Dopiero po dokładnym przyjrzeniu się Edyta zorientowała się, że to jest lotnisko. Przeraziła się trochę. Nie mówiła nigdy Kubie, że boi się latać. „Może czas najwyższy... „ - pomyślała
- Kubuś... Ja... ja... boje się latać... - wydukała zmieszana Edyta
- Nie masz się czego bać! Ze mną jesteś bezpieczna i nic ci się nie stanie!
- Wiem wiem... ale strach jest czasem silniejszy... Dobrze spróbuje..
Jakieś 10 minut później przyleciał helikopter. Kuba wszedł pierwszy i podał Edycie rękę. Założyli słuchawki przeciwdźwiękowe i wystartowali. Na początku Edyta trochę drżała ale gdy Kuba ją przytulił i wziął jej rękę w swoją, trochę się uspokoiła. Czuła się naprawdę bezpieczna. Wiedziała, że Kuba nie kłamał. Przy nim nic nie mogło jej się stać. Ufała mu w 100 %.
Lecieli nad lasami i łąkami. Podobały jej się pola uprawne- różnokolorowe kwadraty i prostokąty. W końcu wylądowali. Złapali się za ręce i poszli w kierunku szumu fal. Gdy podeszli bliżej Edyta zorientowała się, że stoją na klifie. Spojrzała w dół i zobaczyła coś pięknego. Łzy szczęścia napłynęły jej do oczu, nie mogła się powstrzymać.
Na plaży był napis:
„Dla twojej miłości – NA ZAWSZE RAZEM”
Kuba
A pod spodem był znak mężczyzny...
[link widoczny dla zalogowanych]
... pośrodku oko proroka...
[link widoczny dla zalogowanych]
... a po prawej stronie znak kobiety.
[link widoczny dla zalogowanych]
Edyta nie wiedziała co powiedzieć. Rzuciła się Kubie na szyję i namiętnie pocałowała
- To najpiękniejszy prezent jaki w życiu dostałam. Dziękuję!
- Proszę. Ale to jeszcze nie wszystko! Mam dla ciebie coś jeszcze!
- Jeszcze coś? Dałeś mi dzisiaj tyle prezentów, że starczyłoby mi do końca życia.
Kuba włożył rękę do kieszeni i wyciągnął małe czerwone pudełeczko u kształcie serca. Wziął Edytę za rękę, uklęknął i powiedział:
- Edytko! Jesteś najważniejszą osoba w moim życiu. Żałuję swojej decyzji przed laty... Nie wiem jak mogłem cię wtedy zostawić... Ale nie wracajmy do przeszłości. Żyjmy tym co jest tu i teraz. Jak zobaczyłem cię w szpitalu nie mogłem w to uwierzyć. Bałem się, że cię już nigdy nie zobaczę. A tu taka niespodzianka. Marzyłem żebyśmy znowu byli przyjaciółmi a co dopiero parą. Chcę ci obiecać, że nigdy więcej nie nie popełnię błędu sprzed lat! Będę cię wspierał i kochał, w każdej chwili twego życia. Dlatego mam do ciebie małe pytanie – otworzył wieczko – WYJDZIESZ ZA MNIE?
Edyta pociągnęła Kubę za rękę. Mocno przytuliła i pocałowała.
- Głuptasku no pewnie, że za ciebie wyjdę!
Kuba namiętnie ją pocałował. Nie mógł się się powstrzymać i rozpiął zamek znajdujący się na jej plecach. Potem po mału zsunął ramiączka. Sukienka opadła na ziemię, a Edyta została w samej bieliźnie. Teraz to ona wyciągnęła ręce w jego stronę i rozpięła mu koszulę.
- Wiesz, że nie powinniśmy... - urwała bo Kuba ją pocałował – może przecież ktoś tu przyjść
- Nikt... tutaj... nie... przychodzi...
Ściągnął spodnie i wziął Edytę na ręce. Położył ją na ziemi kawałek dalej. Ściągnął resztę swojej garderoby i zrobił swoje... Było im cudownie!!!!
- To był najbardziej szalony pomysł jaki mógł ci przyjść do głowy!
- Nie najbardziej Mam ich jeszcze kilka...
- Czekam na realizacje!
Przytuliła się do niego i zasnęła na jego torsie...
Śniła jej się plaża, palmy i ocean... Była w podróży poślubnej z Kubą na Wyspach Bora-Bora. Leżeli na plaży i sączyli drinki...
Gdy się obudziła zobaczyła na twarzy uśmiech. Patrzyła na niego chyba z godzinę. Zastanawiała się co się jemu śni... Ciekawe czy mają podobne marzenia, pewnie tak... Często mają podobne zdanie i poglądy.
Była tak szczęśliwa, że poprosił ją o rękę! Za kilka miesięcy nie będzie już się nazywać Kuszyńska tylko Burska! Kuba otworzył oczy. Pierwsze co zobaczył to była twarz Edyty.
- Cześć skarbie! Co tak na mnie patrzysz?
- Tak słodko spałeś, że nie mogłam się oprzeć!
Przytulił ją do siebie... Leżeli tak chwilkę po czym ubrali się i wrócili do ośrodka. Gdy tylko przeszli bramę zauważyli, że ludzie dziwnie się na nich patrzą. Nie wiedzieli o co chodzi.... szli dalej w stronę domku. Weszli na taras, Kuba otworzył drzwi i wpuścił ją do środka. Wykąpali się i przebrali. Poszli na stołówkę zjeść śniadanie...
Godzinkę później leżeli w salonie oglądając telewizję. Leciał jakiś nudny film... Znudzona Edyta zapytała się Kuby:
- Chodźmy nad morze. Jest tak ciepło a my siedzimy przed telewizorem. Opalimy się trochę...
- OK. To ja będę pierwszy w łazience!!!
- Nie prawda bo ja...
Wyrwali w stronę łazienki. Edycie zabrakło jednej sekundy, żeby Kubę wyprzedzić...
Chwilę później byli już w drodze nad morze...
|
|
Powrót do góry |
|
|
gwiazda0
fan
Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pokoju bez klamek ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:08, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
pięknie :* czekam na CD :*
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ag@
fan
Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Wto 20:14, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
na razie mam brak weny... ale do konca tygodnia napewno sie pojawi
Ostatnio zmieniony przez Ag@ dnia Wto 20:23, 15 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
joan0205
Gość
|
Wysłany: Wto 20:18, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Aguś czekam;* opowiadanie świetne...
|
|
Powrót do góry |
|
|
pieluszek
nowy
Dołączył: 04 Lip 2008
Posty: 43
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Wto 20:21, 15 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
super :* :*
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nusia714
bywalec
Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 21:45, 16 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Zgodnie z poleceniem Smerfetki przenosimy opowiadanie /glina417 & Nusia714/
cz1. "zaufaj swojemu lekarzowi..." /glina
Obudziłam się w jakimś nieznanym miejscu i z okropnym bólem gardła. Zanim otworzyłam oczy uświadomiłam sobie, że leżę w łóżku, musiało być bardzo wcześnie rano, w pomieszczeniu było dość chłodno, mimo, że był środek wakacji i słychać było świergot ptaków za oknem. Nie był to z pewnością pokój w domu wujka Witka, u którego spędzałyśmy wakacje, tam wszystko pachniało inaczej i nie słyszałam porannego ujadania psów jak to zwykle bywało przez ostatnie trzy tygodnie. Teraz czułam zupełnie inny zapach, podobny do tego jaki czuć w przychodniach lub gabinetach lekarskich pomieszany z zapachem perfum, swoją drogą całkiem ładnych. Poza tym kiedy skrzywiłam się z bólu po próbie przełknięcia śliny, usłyszałam nad sobą jakiś łagodny, wzbudzający zaufanie głos:
- spokojnie, boli Cię gardło bo byłaś zaintubowana, otwórz oczy...
Zabrzmiało bardzo miło więc posłusznie otworzyłam oczy i ujrzałam nad sobą twarz lekarki, uśmiechała się przyjaźnie, a widząc moje całkowite zdezorientowanie i przerażenie w moich oczach, powiedziała:
- Spokojnie, spokojnie, jestem lekarzem, nazywam się Edyta Kuszyńska, nie bój się, aż taka groźna nie jestem
- gdzie jestem? - zapytałam ledwie słyszalnym, z powodu bólu gardła, głosem, patrząc w sufit
- w szpitalu, pamiętasz co się stało? - z tym samym ujmującym spokojem w głosie powiedziała lekarka
Pokręciłam tylko przecząco głową.
Chyba zauważyła, że nadal jestem przestraszona bo usiadła przy moim łóżku i powiedziała łagodnie ale stanowczo:
- Gosiu, spójrz na mnie...
W odpowiedzi odwróciłam głowę i spojrzałam jej prosto w oczy, nie potrafiłam ukryć łez, widząc to wzieła moją dłoń w swoją i mówiła dalej:
- Nie bój się, już dobrze, nic Ci nie grozi, wierz mi tu nikt nikomu krzywdy nie robi, to tylko szpital, wiem że nie jest to zbyt przyjazne miejsce ale naprawdę musimy Cię tu troche potrzymać... - uśmiechnęła się - obiecuję, że nie będzie tak źle - mówiąc to ścisnęła moją dłoń odrobinę mocniej - no nie płacz już, bo powiedzą że dr Kuszyńska to tylko pacjentów straszy, zamiast leczyć...
Zaczełam się powoli uspokajać, podała mi jakiś kubek z rurką żebym mogła sie napić, kiwnełam tylko głową na znak, że dziękuje i upiłam dwa łyki i troszke się zakrztusiłam. Lekarka wzieła ode mnie kubek i odłożyła go na szafkę koło łóżka. Kiedy przestałam kaszleć, podniosła się:
- odpoczywaj, a ja zajrzę do Ciebie później, w razie czego zawołaj, bedę w pobliżu - chciała odejść ale kiedy się odwróciła złapałam delikatnie jej rękę, spojrzała na mnie i spowrotem usiadła
- przepraszam - powiedziałam cicho a w moich oczach znów pojawił się strach i łzy - nie chciałam żeby tak wyszło...
- ale kochanie nic złego nie zrobiłaś - pogłaskała mnie i otarła mi łzy - to nie Twoja wina, że się źle poczułaś
- Pani doktor, mogę o coś zapytać... - zaczełam niepewnie, widząc jej przyjazne spojrzenie i uśmiech, dokończyłam - czy może Pani jeszcze chwilkę ze mną zostać? Boję się tego miejsca - spuściłam wzrok
- oczywiście, że mogę z Tobą chwilę posiedzieć - swoją dłonią uniosła lekko moją głowę tak, że znów popatrzyłam jej prosto w oczy - zobaczysz będzie dobrze, no nie martw się już...
- co z moją siostrą? - zapytałam - chcę się zobaczyć z Magdą....
- na pewno zaraz przyjdzie - odparła - wiesz tu prawie cały czas przy Tobie ktoś czuwał jak byłaś nieprzytomna, wszyscy się śmiali, że jak w Policji, warty mają...
- Pamiętam tylko że pojechałyśmy do Parku z psami a potem... chyba mówiąc kolokwialnie "film mi sie urwał" - powiedziałam z trudem - ile czasu byłam nieprzytomna?
- trzy dni - widząc, że posmutniałam chciała zmienić temat - ale nie myśl teraz o tym
- dobrze - spojrzałam na nią i uśmiechnełam się blado - dziękuję
- za co? - zdziwiła się
- za wszystko... - zaczęłam - za takie podejście, za uspokojenie mnie i za uśmiech...
- oj Gosia, Gosia - uśmiechnęła się - odpocznij teraz, ja musze iść teraz... obiecuję, że wrócę za moment, dobrze?
- dobrze, postaram się wytrzymać - uśmiechnęłam się do niej - ale na pewno Pani wróci?
- na pewno, na pewno - śmiejąc się - zaufaj swojemu lekarzowi...
- będzie trudno ale postaram się...
Śmiejąc się, wyszła z sali pomachała do mnie a ja do niej.
cz1. "zaufaj swojemu lekarzowi..." /Nusia
Wstawał nowy dzień. Było około 5 rano. Wracałam z parku przed szpitalem na ojom do siostry. W drodze spotkałam Panią dr. Edytę:
-Gosia się już wybudziła. –oświadczyła.
-Nareszcie, właśnie do niej idę. A jak się czuje?
-Stan jest stabilny ale jeszcze jest bardzo słaba.
-Dziękuje za informacje-powiedziałam i ruszyłam w stronę sali.
-Czekaj! Możemy pogadać? -zapytała.
-Nie ma sprawy a o co chodzi?
-Może przejdźmy do mojego gabinetu-wskazała ręką na jasno brązowe drzwi.
Weszłyśmy do pokoju. Był bardzo przyjemny. Kremowe ściany i brązowe meble stwarzały dość miłą atmosferę. Dr. Edyta usiadła przy biurku a ja naprzeciwko.
-Magda powiedz mi jak to się właściwie stało? –zaczeła
-No więc…jak Pani wie byłyśmy u Wujka Witka w Pruszkowie- zaprosił nas na wakacje. A właściwie poprosił żebyśmy przyjechały. Otóż on ma duży dom z ogrodem i masę zwierzaków –trzy psy i dwa koty. Wiedział, że uwielbiamy zwierzaki a on ma dużo pracy i zaproponował nam pobyt w Pruszkowie i auto /w razie jakbyśmy chciały pojechać do stolicy/ w zamian za opiekę nad zwierzakami. Dom w sumie też miałyśmy dla siebie bo raczej w nim nie bywał, czasami tylko dzwonił żeby sprawdzić czy wszystko w porządku lub uprzedzić że nie wróci na noc.
- Byłyście zdane na siebie? –wtrąciła Edyta.
-Nie do końca. Mogłyśmy na niego liczyć. Zawsze robił zakupy i w ogóle. Przez całe 3 tygodnie wszystko było w jak najlepszym porządku.
-Rozumiem. A co robiłyście tego feralnego dnia?
-Mogę opisać cały dzień aż do TEGO zdarzenia?
-Oczywiście. Tak chyba będzie najlepiej. –odpowiedziała uśmiechając się.
-Tego dnia obudziłam się tak około 8.15. Gosia jeszcze spała wraz z Nutką –seterkiem, jednym z psów. Wstałam i zeszłam na dół, do kuchni. Zrobiłam śniadanie i nakarmiłam Albinę -6 miesięcznego szczeniaczka rasy West. Później wypuściłam Albinę oraz Aspiranta-2 letniego psa Border Collie, do ogródka. Siostra obudziła się około 9. Zjadłyśmy śniadanie, dopilnowałam, aby wzięła leki. Następnie postanowiłyśmy, że zrobimy sobie taki dzień „filmowca”. Oglądnęłyśmy oczywiście nasze dwa kultowe filmy: „Anioł w Krakowie” oraz „Zakochany Anioł”.- Edyta słuchała uważnie. Po zakończeniu oglądania filmów dałyśmy jeść psom i kotom i wzięłyśmy się za robienie obiadu. Gosia wymyśliła, że przyrządzimy jej ulubiona potrawę- pomidory z mozallerą i zamówimy jeszcze do tego pizze. Po posiłku ustaliłyśmy, że zabierzemy psy do takiego dużego parku w Warszawie, żeby mogły się wyszaleć. Akurat miałyśmy do dyspozycji duże auto –Hyundai’a Terracan. Gosia prowadziła. Gdy dojechałyśmy na miejsce była 15.Wziełyśmy psy i poszłyśmy się przejść. Siostra narzekała, że robi jej się słabo więc najpierw wziełam od niej Aspiranta żeby jej było lżej. A następnie usiadłyśmy na ławce. Po 15 min powiedziała, że już jej lepiej i wstałyśmy. Powoli szłyśmy alejką, która w końcowym efekcie miała nas doprowadzić do auta. W połowie drogi w oddali zobaczyłyśmy znajomą twarz-Anię. Na pewno znacie się…chodziłyście razem do klasy w LO.
-A tak przypominam sobie. Co ona tam robiła? –zapytała zdziwiona Edyta.
-Była na wakacjach.
-W Warszawie?!
-No tak…miała do załatwienia kilka spraw. –odpowiedziałam niepewnie.
- A Wy skąd się w ogóle znacie? Skąd wiesz, że chodziłyśmy razem do LO?
Jakby to powiedzieć? –pomyślałam
-Tak jakoś się poznałyśmy…długa historia. A o Pani dużo nam mówiła –palnęłam –będzie Pani miała okazje aby z nią porozmawiać…na pewno tu przyjdzie-powiedziałam niechętnym głosem.
-A wtedy w szpitalu to ona nad Gosią czuwała?
-Zgadza się…-powiedziałam z niechęcią
-Nie poznałam jej-oznajmiła zdziwionym głosem lekarka.
Edyta widząc po mojej minie, że nie bardzo mam ochotę na rozmowę o niej odpuściła.
-Z resztą nie ważne, kontynuuj. –odrzekła
-No więc -ciągnęłam dalej- Ania nas zauważyła i zaczęła powoli zmierzać w naszą stronę, tak żebyśmy się spotkały z nią na końcu alejki. Spojrzałam na Gosię, była bardzo blada nie wiedziałam co zrobić. Usiadłyśmy więc na ławce i dałam jej do zażycia leki…
-Jakie leki? -przerwała Edyta.
-Magnez i Apap, to jej pomagało.-oznajmiłam
-Dobrze, co było dalej?
-Wstałyśmy i poszłyśmy dalej w stronę Ani i auta. Gdy już dochodziłyśmy siostra nagle zemdlała. Ania szybko do niej podbiegła sprawdziła chyba puls i zadzwoniła po karetkę. Ja nie miałam jak przez psy. No a później już sama Pani wie.
-Tak…-Edyta się zastanawiała nad czymś- a Gosia skarżyła się na coś wcześniej?-dodała
-Gdzieś od tygodnia mówiła, że jej jest słabo, że głowa ją boli, w mostku ją ściska.
-To czemu nie zgłosiła się do lekarza?
-Wie Pani jak to jest z nią. Panicznie się boi lekarzy i całego tego „Szpitalnego klimatu”. Aaa i mam coś dla Pani.-odparłam.
-Co takiego? -zdziwiła się Edyta
- To jest jej notatnik, coś w formie pamiętnika. Znajdzie tam Pani wyniki badań, jakie leki brała no i opis prawie każdego dnia.
-O bardzo dziękuje!- Ucieszyła się Pani doktor.
-Nie ma za co.
-Gosia nie będzie miała nic przeciwko że mi to dajesz?
-Myślę, że nie. Pani przecierz można zaufać.
-Dziękuje. –odparła uśmiechnięta Edyta.
-Mogę już iść? Chciałabym się w końcu z nią zobaczyć.
- Tak, tylko jeszcze pozwolisz, że zadam Ci ostatnie pytanie.
-Słucham?
-Ma się kto Tobą zająć? A później Gosią jak wyjdzie ze szpitala? Sama sobie nie dasz rady.
Uśmiechnęłam się i odrzekłam:
Mamy jeszcze Ciocie Marzenkę.
-To dobrze. Wolę być o Ciebie, o Was spokojna. A teraz możesz iść do siostry- uśmiechnęła się
-Do widzenia. -uśmiechnęłam się na pożegnanie.
-Do widzenia i dziękuje..za notatnik! -odparła radośnie Pani Doktor.
cz.2 "Sytuacja opanowana?" /glina
Leżałam już w trochę lepszym nastroju, nie zauważyłam, że do sali ktoś wszedł
-Witaj śpiochu! - usłyszałam radosny znajomy głos - witamy z powrotem po 3 dniach
- Nusia!!! -również krzyknęłam na ile pozwoliły mi na to gardło i ogólne osłabienie, podniosłam się jakoś i usiadłam na łóżku.
Uściskałyśmy się na powitanie, szczęśliwe, że się wreszcie widzimy. Zakręciło mi się w głowie, może dlatego, że tak gwałtownie usiadłam, położyłam się więc z powrotem, a Magda usiadła przy moim łóżku
- Jak się czujesz? - standardowe pytanie
- Bywało gorzej - odpowiedziałam wymijająco, nie chciałam martwić siostry - a co u Ciebie? dopilnowałaś zwierzaki?
- Jakoś leci, tak dopilnowałam, dałam Nutce witaminy, a Aspirant dostał swoją porcję przysmaków, koty też, a Albiną zajął się sąsiad, zostawiłam mu klucze, wiesz ten który zawsze zajmował się domem jak wujek wyjeżdżał służbowo, ma wypuścić psy na wybieg w południe.
- Dobrze, ale co u Ciebie?
- A ja sobie radzę, ta Pani doktor z którą rozmawiałaś przed chwilą i bufetowa mnie pilnują, całkiem dobre jedzonko mają w tym bufecie, jak Ci się polepszy i ta lekarka się zgodzi to Ci coś przyniosę słodkiego, są nawet te Twoje ulubione kruche ciastka z budyniem i karpatkę. Pani Burczykowa powiedziała, że specjalnie dla Ciebie przyrządzi sałatkę owocową, podobno dr Edyta też bardzo lubi... - Magda rozmową starała się odwrócić moją uwagę od szpitala i badań
- to ta co u mnie była jak się obudziłam? - zapytałam
- tak - odpowiedziała
- chyba jest w porządku - powiedziałam - rozmawiałaś z nią?
- tak, zanim przyszłam, dopiero teraz miałyśmy okazje pogadać o tym co się działo - spojrzała na mnie z niepokojem, widząc grymas bólu na mojej twarzy - Co się dzieje?
Nie zdążyłam odpowiedzieć bo nagle poczułam znów kłucie w okolicy serca i ten ból w mostku połączony z uczuciem jakby mnie ktoś z całej siły ścisnął i nie chciał puścic, do tego pojawił się kaszel, bardzo nasilony tak, że w konsekwencji nie mogłam złapać tchu
- biegnę po lekarza - reakcja Magdy była natychmiastowa
- ale... po nią - zdążyłam wykrztusić z siebie między kolejnymi napadami kaszlu - tylko po nią
- ok, trzymaj się - krzyknęła wybiegając z sali - zaraz wrócimy
Nie musiałam długo czekać, lekarka wbiegła do sali, tym razem na jej twarzy malowało się skupienie, spojrzałam na nią nadal "dusząc się" z powodu kaszlu. Natychmiast nałożyła mi jakąś maseczkę, prawdopodobnie z tlenem, odpięła na moment kroplówkę w celu podania mi jakiegoś leku, potem kolejnego, odczekała chwilę, przypięła inną przyniesioną przez pielęgniarkę kroplówkę. Jej ruchy były szybkie i opanowane, widać było że doskonale wie co robi. Zdaje się, że któryś z leków zaczął działać bo chwilę później przestałam kaszleć i ból zaczął powoli ustępować. Leżałam wyczerpana tym nagłym atakiem, przed oczami miałam trochę zamazany obraz ale widziałam koło łóżka postać dr Edyty, biały kształt w rogu pomieszczenia musiał być jedną z pielęgniarek. Zamrugałam i zrobiło się trochę wyraźniej, pielęgniarka wyszła a lekarka coś ustawiała w aparaturze, do której byłam podłączona. Spojrzałam na nią, nadal była skupiona, wpatrzona w monitor od tej aparatury. Chciałam ją jakoś zawołać ale nie byłam w stanie, do tego miałam cały czas tą maskę tlenową więc nie mogłam się odezwać. Uniosłam więc z trudem rękę i lekko złapałam ją w nadgarstku, poskutkowało, oderwała wzrok od monitora i spojrzała na mnie, tak samo jak po tym jak się obudziłam, delikatnie wzięła moją dłoń i usiadła przy łóżku. Ostrożnie zdjęła mi maskę z tlenem i powiedziała:
- już lepiej? - zapytała tym łagodnym tonem widząc, że patrzę na nią "przepraszającym" wzrokiem
- tak... trochę - powiedziałam cicho słabym głosem - tylko ja... nie mam siły...
- to normalnie po takim ataku - uspokajała mnie
- przepraszam, znów same problemy przeze mnie - spojrzałam na nią smutno
-ej już dobrze - delikatnie pogłaskała mnie po policzku, skądś musiała wiedzieć, że ktoś mnie już tak uspokajał i zawsze skutkowało - opanowaliśmy sytuację, wyciągniemy Cię z tego - zauważyła pielęgniarkę, która pojawiła się w drzwiach - muszę iść bo mam jakieś wezwanie, przyjdę później to pogadamy
- dobrze - odparłam, mierząc niezbyt przyjaznym spojrzeniem stojącą w drzwiach pielęgniarkę - Gdzie moja siostra?
- przed salą - powiedziała dr Edyta wstając i kierując się do wyjścia - zaraz powiem żeby do Ciebie przyszła, ale pod warunkiem, że się do mnie uśmiechniesz - uśmiechając się odwróciła się do mnie stojąc w drzwiach
- ostatecznie... - powiedziałam żartobliwie i uśmiechnęłam się do niej. Wyszła.
cz.2 "Sytuacja opanowana?" /Nusia
Krążyłam niespokojnie przed salą. Nie miałam co ze sobą zrobić. Pielęgniarki i lekarka kręciły się koło łóżka siostry. Nie wiedziałam co się dzieje. Naglę zadzwonił mój telefon:
-Tak? –odebrałam
- No wreszcie! Czemu się nie odzywasz?! Coś się stało?! –usłyszałam znajomy głos w słuchawce.
-„Motylek”?! –ucieszyłam się.
-Tak to ja, powiesz mi wreszcie to się dzieje?
-Gosia jest w szpitalu, w Leśnej Górze –posmutniałam
-Jak to? Co się stało? –odpowiedziała natychmiast
-Zemdlała jak byłyśmy na spacerze z psami.
-No i tak jest z Wami jak gdzieś same pojedziecie….
-Nie narzekaj, przecierz przez te trzy tygodnie było wszystko w jak najlepszym porządku! –od razu zaprzeczyłam.
-Nie krzycz, to niczego nie zmieni.
-Przepraszam, to przez te nerwy. Gosi się naglę pogorszyło i nie wiem co się z nią aktualnie dzieje. –wytłumaczyłam się.
-Rozumiem, nic się nie stało. –pocieszyła mnie- Mamy teraz dużo roboty ale postaram się wyrwać, będę najpóźniej jutro. –oznajmiała.
-Naprawdę przyjedziesz?! –moja twarz się trochę rozpromieniła-Dziękuje. Gosia się na pewno ucieszy jak Cię zobaczy.
Naglę z sali wyszła dr. Kuszyńska.
-Muszę kończyć, do zobaczenia.-zakończyłam rozmowę.
-Pani doktor i co z nią?
-Opanowaliśmy sytuację.
-Ale czemu tak się dzieje? Co jej dokładnie jest? –dociekałam
-Wiesz, na co przewlekle choruje Twoja siostra?
-Tak wiem. –przerwałam- w końcu to siostra prawda?
-No właśnie….-przerwała a jej twarz była bardzo poważna- podejrzewamy zaostrzenie- dokończyła.
-Możecie temu jakoś zapobiec? Tym atakom? Jakoś jej pomóc?
-Na razie musimy jeszcze porobić różne badania i wtedy stwierdzimy jak działać.
-Rozumiem. –odpowiedziałam pokornie.
-Możesz teraz wejść do siostry, sytuacja jest opanowana.-oznajmiała i lekko się uśmiechnęła-Tylko jak się coś będzie działo to od razu mnie wołaj. –ostrzegła.
-Dobrze.
Lekarka ruszyła w stronę wyjścia z oddziału a ja w stronę wejścia do sali.
-Cześć siostra! –od progu zaczęłam rozmowę.
Siostra się tylko uśmiechnęła.
-Już lepiej? -kontynuowałam rozmowę.
Gosia kiwnęła głową, że tak. Usiadłam koło niej.
-Możesz mi opowiedzieć jak to się wszystko stało? Ja nic nie pamiętam.- w oczach siostry pojawiły się łzy.
-Spokojnie zaraz Ci wszystko opowiem.-uspokoiłam ją.
Pamiętasz jak byłyśmy w parku? –zaczęłam.
To pamiętam, park i psy Wujka Witka, ale co dalej niestety nie.
Najpierw pogorszyło Cię się po raz pierwszy, wzięłam od Ciebie Aspiranta i usiadłyśmy na ławce. Po 15 minutach –ciągnęłam dalej- wstałyśmy i ruszyłyśmy alejką która miała nas zaprowadzić do auta. W połowie drogi zobaczyłyśmy Anię i ona nas również. Szła tak żebyśmy się spotkały przy aucie. Naglę pogorszyło Ci się po raz drugi. Więc znów usiadłyśmy na ławce ale tym razem podałam Ci leki, te co zawsze. Kiedy zażyłaś ponownie ruszyłyśmy do auta. Pod koniec trasy nagle zemdlałaś. Ania podbiegła do Ciebie, sprawdziła Ci puls i zadzwoniła po karetkę. Następnie przywieźli Cię tu, do szpitala.
-Dlaczego Ania zadzwoniła po karetkę? Przecierz nie układa się nam z nią dobrze?
-Nie wiem ale myślę, że będziesz miała okazje ją jeszcze zapytać
Jak to? -zdziwiła się siostra.
-Przychodziła do Ciebie kiedy byłaś przez te trzy dni nieprzytomna. Siedziała po kilka, kilkanaście godzin przy Tobie. Na pewno jeszcze przyjdzie….
cz.3.1 "rodzinny zawód" /glina
- Ktoś z naszych wie? - zapytałam niepewnie, sama nie wiedziałam czy chciałam znać odpowiedź, doskonale wiedziałam, nie powinnam ukrywać tego, że się gorzej czułam ostatnio, a poza siostrą nikt o tym nie wiedział
- Tak - usłyszałam odpowiedź - Motylek dzwoniła
- Bardzo się wkurzyli? - kolejne pytanie z mojej strony
- Żartujesz? Motylek na Ciebie? - nie ukrywała zdziwienia i rozbawienia - Jak jej powiem to zobaczysz jak Ci się oberwie za takie teksty... Tylko nie była zadowolona, że jej wcześniej nie zawiadomiłam, że jesteś w szpitalu
- Boję się, że będą źli, że nic im nie powiedziałam jak zaczęło być gorzej - wiedziałam, że Magda doskonale wie o co mi chodzi - dlatego nie dzwoniłam do nich tylko odpisywałam na SMSy, a jak dzwonili to wolałam żebyś Ty rozmawiała
- Wiem - odpowiedziała z przekonaniem - za dobrze Cię znam żeby nie zauważyć, w końcu jesteśmy siostrami tak czy nie?
- Pewnie, że tak - uśmiechnęłam się i przybiłyśmy piątkę
Nasze dyskusje trwały jeszcze jakiś czas, zjadłyśmy razem u mnie w sali obiad i kolację. Wspominałyśmy różne zabawne i te mniej zabawne wydarzenia sprzed wakacji i tak nam minął czas do wieczora. Nagle w drzwiach sali pojawiła się dr Kuszyńska, nie zauważyłyśmy jej zajęte rozmową
- Kochane moje wiecie która jest godzina? - powiedziała wchodząc i uśmiechając się - wiem, że najchętniej byście tak całą noc przegadały ale naprawdę się późno zrobiło...
- A dopilnuje mi Pani siostry? - Magda zrobiła proszącą minkę, z trudem opanowując śmiech
- Oczywiście! - lekarka wyprostowała się, zrobiła gest jakby chciała zasalutować i zaśmiała się - komisarz Edyta Kuszyńska melduje gotowość do wykonania zadania
- Chyba inspektor generalny - powiedziała Magda ledwo opanowując śmiech
- że jak? - zapytała dr Edyta, nadal stojąc "na baczność" i się uśmiechając
- najwyższy stopień w Policji - odparłam, patrząc na nią i podobnie jak siostra nie mogąc powstrzymać śmiechu - tylko dla najlepszych...
- ooooo więc aż tak awansowałam - odpowiedziała robiąc zabawną minę, zwróciła się do Magdy - odmaszerować mi stąd w tej chwili do domu...- jej ton był żartobliwy ale nie uznający sprzeciwu
- tak jest Pani inspektor! - ton Magdy również był żartobliwy ale posłusznie wstała, uściskała mnie i po krótkim zawahaniu również dr Edytę, pożegnała się i wyszła z sali – będe jutro, trzymaj się siostra
- no przecież się nie puszczę - zripostowałam patrząc za oddalającą się sylwetką siostry póki całkiem nie zniknęła z mojego pola widzenia.
- Masz siłę pogadać? - nieoczekiwanie zapytała mnie dr Edyta, siadając przy moim łóżku
- z Tobą zawsze... - spuściłam wzrok uświadamiając sobie swoją pomyłkę - To znaczy z Panią zawsze... Przepraszam, chyba poczułam się zbyt bezpiecznie... zawsze tak odpowiadałam przyjaciołom lub po prostu ważnym dla mnie osobom, zapomniałam na chwilę gdzie jestem...
- Cieszę się, że się czujesz bezpiecznie i że zapomniałaś na moment o szpitalu - powiedziała bez cienia gniewu czy zdenerwowania - jestem lekarzem, moja praca polega na tym żeby pomagać, dużo łatwiej jest leczyć jak pacjent czuje się bezpiecznie i zaufa lekarzowi
- Ale mi już nie wolno ufać... - powiedziałam smutno odwracając wzrok i patrząc w dół, przypomniałam sobie nie tak dawne wydarzenia, w moich oczach pojawiły się łzy - boję się...
- Wiem, co się działo ostatnio - rzekła unosząc moją głowę dłonią i patrząc mi prosto w oczy - od Twojej siostry otrzymałam Twój notatnik, wiem też wszystko o Twojej chorobie - mówiła ujmująco łagodnie cały czas trzymając dłoń na moim policzku
- Dobrze, że go przyniosła - spojrzałam na nią z wdzięcznością, że nie bedę musiała jej wszystkiego tłumaczyć - że go Pani dała, nie miałabym siły opowiadać
- Rozumiem - jej ton był pełen spokoju i czegoś czego nie umiałam określić ale wzbudzał zaufanie - tym bardziej się cieszę, że udało mi się sprawić, że nie traktujesz mnie tylko jako lekarza... że się mnie nie boisz... Twoja siostra mówiła jak zwykle reagujesz na pracowników służby medycznej
- Widać zawsze musi być jakiś wyjątek potwierdzający regułę - rozchmurzyłam się troszkę - ale tylko jeden...
- Tym bardziej mi miło - uśmiechnęła się, widząc że udało jej się mnie przekonać - postarasz się zasnąć?
- A zostaniesz... Zostanie Pani przy mnie? - tym razem w porę się poprawiłam - to mimo wszystko nadal szpital...
- Oczywiście, nie zostawia się pacjentów samych kiedy się jest im potrzebnym - powiedziała - ale musisz mi coś obiecać
- Co takiego? - zapytałam, bez strachu, wiedziałam że nic mi z jej strony nie "grozi"
- Że jak tylko się poczujesz gorzej, albo cokolwiek się będzie działo lub jak po prostu będziesz potrzebowała pogadać tak jak z kimś z Twoich przyjaciół to natychmiast mi się zgłosisz
- Obiecuję - powiedziałam i przytuliłam się do niej
Resztę wieczoru upłynęło w milczeniu, powoli usypiałam, a przy moim łózku czuwała dr Kuszyńska. Kiedy zasnęłam, odczekała chwilę, po czym otuliła mnie kołdrą i cicho wyszła z sali.
cz.3.2 "rodzinny zawód"/Nusia
Następnego dnia, wcześnie rano, weszłam do sali siostry. Było w niej dość chłodno więc zamknęłam okno. Usiadłam przy jej łóżku. Jeszcze spała, nic dziwnego była dopiero 6 rano. Jakoś godzinę później przyszła Pani doktor Edyta. Uśmiechnęła się do mnie i wzięła do ręki tabliczkę z wynikami mierzenia ciśnienia, temperatury itp.
-Wszystko w porządku? –zapytałam szeptem
-Tak –odpowiedziała równie cicho Edyta i odłożyła tabliczkę.-Może idź do bufetu po herbatę albo kawę ona jeszcze będzie spać, jest bardzo słaba a Ty też nie najlepiej wyglądasz.-kontynuowała szepcąc.
-Nie, zostanę przy niej.
-To może Ci coś przynieść? -nalegała lekarka.
-Nie, naprawdę dziękuję.- odparłam stanowczo.
-No chodź, pójdę z Tobą. -zachęcała.
-Niech będzie. –uległam w końcu.
Wyszłyśmy z sali, następnie z oddziału. Zeszłyśmy schodami na sam dół /bufet znajdował się w podziemiach a ojom był na pierwszym piętrze/.Gdy już byłyśmy przed bufetem, nagle Pani doktor zadzwonił telefon:
-Tak? –odebrała
-Nie rozumiem Cię, zasięg zanika. Spotkajmy się na izbie przyjęć –powiedziała do słuchawki i zakończyła rozmowę.
-Muszę iść, ale obiecaj mi, że coś zjesz .-oznajmiła zachęcająco lekarka.
-Obiecuje.- uśmiechnęłam się do niej.
-Później do Was wpadnę. Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę schodów.
Weszłam do bufetu. Było w nim pusto, wszystkie krzesła i stoliki były odpowiednio złożone. Oficjalnie był jeszcze zamknięty ale zawszę można było porosić, lub zrobić jak nikogo nie było, filiżankę kawy czy herbaty. Akurat do otwarcia zostało jakieś pół godziny więc Pani Burczykowa była już w bufecie i wykładała na ladę różne ciasta itp.
-Dzień dobry, mogę poprosić o drożdżówkę i może…kawę?
-O drożdżówkę owszem, ale kawa nie dla Ciebie, dziecko. Może być herbata?
-Niech będzie. -odparłam
Po chwili dostałam drożdżówkę i herbatę.
-Mogę wziąć to do sali?
-Oczywiście tylko później odnieś naczynia, a i nie dawaj siostrze –uśmiechnęła się bo znała mnie już trochę i wiedziała jaka jest sytuacja.
Podziękowałam i wyszłam z bufetu. Wróciłam tą samą drogą jaką szłam z Panią doktor Edytą. Szpitalne korytarze były jeszcze dość puste. Weszłam do sali siostry, było już znacznie cieplej. Zjadłam drożdżówkę, wypiłam herbatę, Gosia dalej spała. Postanowiłam więc odnieść naczynia do bufetu. Gdy wróciłam szpitalny zegar w sali wskazywał 7.10. Usiadłam przy łóżku i zaczęłam czytać książkę, co chwilę zerkając na siostrę. W ten sposób minęło 1,5 godziny. Naglę za sobą usłyszałam znajomy głos:
-Co czytasz? –była to dr. Edyta
-A nic takiego –urwałam –takie policyjne nudy.
-Aaa rozumiem –odpowiedziała lekarka zabawnie –szykuję się nam „Pani komisarz” –zaśmiała się.
-Czasami trzeba kontynuować rodzinny zawód. –wyjaśniłam
-Coś o tym wiem –dr. Kuszyńska odpowiedziała ze zrozumieniem –dlatego właśnie jestem lekarzem.
-Ale za to jakim dobrym. –szczerze się do niej uśmiechnęłam.
Gosia się zaczęła budzić. Lekarka sprawdziła ponownie wyniki mierzenia ciśnienia i wychodząc powiedziała:
-Zostawiam Was same.
cz 4.1 "poprawa nie może być tak od zaraz" /glina
Obudziłam się i zobaczyłam siedzącą przy moim łóżku Magdę, z książką w ręku, wpartywała się przez moment w drzwi wejściowe do sali, a potem obróciła się do mnie
- no witam śpiocha - powedziała na powitanie - nie wiem jak ona to zrobiła ale z tego co wiem to przespałaś spokojnie całą noc i nie obudziłaś sie o świcie, wyspałaś się? - zakończyła pytaniem
- o cześć - ucieszyłam się - tak wyspałam, uspokoiła mnie i chyba te leki zadziałały bo nie obudził mnie ból w mostku tylko Wasze głosy
- no bo Pani doktor ma swoje tajne sposoby na takie skomplikowane przypadki jak Ty - siostra była w wyraźnie dobrym humorze - była przed chwilą ale poszła
- Mówiła coś? - zapytałam siostrę
- Ze jest ok i że jeszcze przyjdzie - usłyszałam w odpowiedzi
- Ona na bezsenność cierpi czy jak? - zdziwiłam się - wczoraj dyżur do późna, dziś już od świtu w robocie... - zamyśliłam się
- Wiesz jak jest... - uspokajała mnie siostra - w końcu lekarz z powołania, nie?
- Tak - przyznałam jej rację - ale każdy musi kiedyś odpoczywać...
Rozmawiałyśmy tak jeszcze przez chwilę, póki moja siostra nie oblała sobie bluzy sokiem, który przyniosła. Wyszła do łazienki by jakoś zwalczyć plamę, a ja zostałam na moment sama w sali. Nie na długo bo nagle do mojej sali wszedł jakiś lekarz. Na pierwszy rzut oka wyglądał dość groźnie, niedogolony, sprawiał wrażenie niedelikatego gbura. Zmierzyłam go pełnym przerażenia i niemiłego zaskoczenia spojrzeniem i usiadłam łóżku.
- dzień dobry - zaczął oficjalnym tonem - nazywam się Michał Sambor
Nie odpowiedziałam tylko przysunełam się w stronę przeciwległego skraju łóżka, jak najdalej od niego, nie zwrócił na to uwagi, podszedł i spojrzał na tabelę wyników z ciśnienia i temperatury
- Co my tu mamy? - usiłował zacząć jakoś rozmowę, nie zważając na to, że siedzę skulona i usilnie wpatrując się w wejście do sali z nadzieją, że zaraz ktoś wejdzie i go stąd wywali - Jak się czujesz?
... - brak odpowiedzi z mojej strony wprawił go w lekkie zakłopotanie
- O widzę, że lubisz Policję - rzekł patrząc na pozostawioną przez moją siostrę książkę - ciekawe, dość nietypowe hobby...
"pamiętaj, nie daj się sprowokować" - przypomniałam sobie w myślach wpojoną mi zasadę i opanowałam się, żeby nie powiedzieć mu żeby sie odwalił i że sam jest nietypowy, milczałam dalej wpatrzona w drzwi
- ja kiedyś chciałem byc strażakiem - nie poddawał się - ale zostałem lekarzem - podszedł o krok w moją stronę
... - w odpowiedzi skuliłam się jeszcze bardziej, nagle w drzwiach gabinetu pojawiła się jakaś lekarka, niestety, nie była to dr Edyta
- Panie doktorze co tu się dzieje!? - wrzeszczała od progu nie kryjąc zdenerwowania - Co Pan tu robi??
- Chciałem sprawdzić co z pacjentką - odparł podniesionym głosem - przecież jestem lekarzem pani ordynator
- Chirurgiem!!! - wrzasnęła, co wywołało u mnie jeszcze większe przerażenie, próbowała do mnie podejść ale widząc moją reakcję cofneła się zaskoczona - Wiem o tym doskonale i niech mnie pan nie poucza!
- Ja pani nie pouczam! - krzyknął w odpowiedzi - Dr Kuszyńska prosiła o konsultację któregoś z lekarzy, ale nikt inny nie mógł akurat
W tym momencie strach i silny stres, spotęgowany kłótnią lekarzy zrobiły swoje - poczułam, że ból w mostku się nasilił, miałam trudności z oddychaniem i nie mogłam się poruszyć bo zaczeło mnie wszystko boleć i pojawiło się drętwienie w okolicy kręgosłupa, stopniowo rozchodzące się po całym ciele. Ich krzyki chyba usłyszała dr Edyta bo wpadła z prędkością światła do sali i nie zwracając uwagi na bedących w sali pozostałych lekarzy natychmniast do mnie podbiegła, nałożyła mi szybko maskę tlenową i przytuliła. Usiadła na brzegu łóżka i cały czas mnie trzymając, oparła moją głowę na swoim ramieniu i cały czas delikatnie głaskała i ocierała z moich oczu łzy.
- już dobrze, jesteś bezpieczna - powtarzała cicho i jak zawsze ujmująco łagodnie - już jestem przy Tobie
Sambor i ordynator, która jak sie okazało miala na nazwisko Orlicka, stali jak skamieniali i wpatrywali się w nią w milczeniu jakby nagle zobaczyli co najmniej anioła przy łóżku szpitalnym, a nie lekarkę.
- to ona... zaczeła Orlicka - pozwala się tknąć?
- my nie byliśmy w stanie nawet do niej podejść... - dokończył dr Sambor z jeszcze większym zdumieniem
- nic dziwnego, słychać Was było na drugim końcu szpitala - powiedziała patrząc na nich z nieukrywaną dezaprobatą dr Edyta - udało się Wam tylko pogorszyć stan pacjentki - zwróciła się do nich cały czas mnie uspokajając
Orlicka próbowała do mnie podejść ale dr Kuszyńska widząc, że zaczełam się trząść gdy tylko się skierowała w moją stronę powstrzymała ją ruchem ręki - lepiej nie, pozwólcie jej się uspokoić.
Do sali weszła Magda, słyszała w oddali krzyki i obserwowała z korytarza koncówkę całej akcji, widząc, że w mojej sali jest dwóch obcych lekarzy, zmierzyła ich tylko wzrokiem pełnym pogardy, spojrzała na dr Edytę pytająco i widząc w jakim jestem stanie zwróciła się do Orlickiej i Sambora
- co zrobiliście mojej siostrze! - spojrzała z wściekłością na Orlicką - niech się Pani do niej nie zbliża bo...
- Magda spokojnie - usłyszała dr Kuszyńską - Gosia się już uspokaja
- Uspokaja się bo na szczęście była Pani w pobliżu i w porę zainterweniowała - Magda ściszyła głos - i umie Pani ją uspokoić...
Orlicka i Sambor wyszli z sali, Magda poszła do bufetu po wodę dla mnie, za chwilę wróciła. Ja siedziałam jeszcze długo, wtulona w siedzącą przy mnie lekarkę, cały czas jeszcze się trzęsąc i nie mogąc się całkiem uspokoić. Po kilku godzinach, choć bardzo słaba byłam już w lepszym humorze, leżałam na łóżku i słuchałam jak dr Edyta opowiada nam różne historie, które jej się przydarzyły.
Nagle spojrzałam w okno /to koło drzwi do sali/ i rozpromieniłam się na widok stojącej tam i obserwującej nas postaci. Lekarka i Magda jej nie zauważyły bo siedziały tyłem do drzwi naprzeciwko mnie.
- Motylek - powiedziałam słabo ale radośnie - tak się cieszę, że jesteś...
- Jestem - odpowiedziaławchodząc do sali i uśmiechając się - przyjechałam, jak mogłam najszybciej, masz pozdrowienia od Taty i całej reszty
- Dziękuje - uśmiechnełam się - A to jest dr Kuszyńska - powiedziałam wskazując na siedzącą przy mnie lekarkę - Pani doktor to jest "Motylek" - zwróciłam się do dr Edyty.
- Miło mi - powiedziała lekarka, uśmiechając się - mogę Panią na moment prosić na zewnątrz?
- Mnie również jest bardzo miło - Motylek odwzajemniła uśmiech - widzę, że Gosia jest w dobrych rękach
Po oficjalnym powitaniu wyszły na moment przed salę, przyglądały się nam cały czas przez szybę
- Widzę że Panią zaakceptowały, cieszę się bo wbrew pozorom bardzo trudno zdobyć ich zaufanie... - zaczęła Motylek - szybko wyczuwają ludzi i "wybierają" sobie osoby, którym moga zaufać... rzadko się w tym mylą... Musi byc Pani dobrym człowiekiem skoro tak szybko zdobyła ich zaufanie
- Dziękuję... - odpowiedziała dr Edyta i zamyśliła się nad tym co usłyszała
- Są bardzo ze sobą żżyte - rzekła Motylek nie odrywając wzroku od szyby - mimo wszystko
- Zauważyłam - lekarka również patrzyła na nas - są siostrami...
cz 4.2 "poprawa nie może być tak od zaraz" /Nusia
Możemy chwile porozmawiać o jej stanie? -zapytała martwiąca się Motylek.
Jest jeden problem-powiedziała poważnie dr. Kuszyńska –otóż…-nie zdążyła dokończyć gdyż Motylek jej przerwała:
-Ja mam uprawnienie do otrzymania informacji o stanie Gosi od ich taty, on akurat nie mógł przyjechać. A Ja jestem jego partnerką z pracy. –wytłumaczyła natychmiast.
-No dobrze. To może usiądźmy –zaproponowała lekarka i wskazała na krzesła które stały pod ścianą.
-Nie –Motylek natychmiast zaprzeczyła –wole dziewczyny mieć na oku.
-Rozumiem.
-To w końcu co jest Gosi?
-Nastąpiło gwałtowne pogorszenie jej choroby. Przez to wtedy zemdlała.
-A ten atak?
-Prawdopodobnie też jest związany z pogorszeniem. Jak na razie musimy jeszcze zrobić specjalistyczne badania i wtedy będziemy wszystko wiedzieć.
-Rozumiem.
W tym samym czasie wyszłam z siostry sali i podeszłam do Motylka i lekarki. Obie popatrzyły na mnie pytającym wzrokiem.
-Gosia powiedziała, że się zdrzemnie bo znów robiło się jej słabo.
-Nie możecie jakoś jej pomóc żeby choćby nie była aż tak słaba? –Motylek zapytała się lekarki z lekką pretensją w głosie.
-Robimy co możemy. –oświadczyła dr. Edyta
-Daj lekarzom trochę czasu, przecież wiesz, że poprawa nie może być tak od zaraz. To jest tak jak w policji, sprawcy nie ujmiesz od razu, potrzeba czasu. –wyjaśniłam Motylkowi.
-Dobrze powiedziane –pochwaliła mnie Edyta.
-Magda ja to rozumiem ale ja chcę Gosi jakoś pomóc. Widzisz jaka ona jest blada i słaba?
-Motylku Ty pomagasz jej tym, że jesteś. Sama Twoja obecność daje jej siłę. –powiedziawszy to uśmiechnęłam się do niej.
-No dobrze…to kiedy planujecie robić te badania?
-Jak wszystko dobrze pójdzie to jutro.
Nagle przez szybę do sali Gosi zobaczyłam, że coś jej się dzieje.
-Pani doktor coś się z siostrą dzieje! –powiedziałam natychmiast.
Edyta natychmiast się odwróciła w stronę Gosi.
-Magda zostań z Panią. –powiedziała lekarka i pognała do sali.
-Glinaaa…-powiedziałam przejętym głosem –nie rób mi tego…-cichutko dokończyłam
Szybko podbiegłam do szyby przez którą było wszystko widać co się dzieje. Nie mogłam wzroku oderwać od szyby. Siostra bardzo kaszlała, jakby nie mogła złapać tchu.. Patrzyłam jak pielęgniarka zmienia jej kroplówkę, jak dr. Kuszyńska zakłada maseczkę z tlenem, jak ją osłuchuje. Nagle spostrzegłam krew na Gosi dłoniach ale pielęgniarka szybko wytarła jej ręce i buzie a dr. Edyta odłączyła na chwile kroplówkę i wstrzyknęła jej cos a później ponownie przyłączyła kroplówkę. Po chwili kaszel Gosi ustał i widziałam tylko jej leżącą sylwetkę z maseczką tlenową. Miała zamknięte oczy. Lekarka najprawdopodobniej wstrzyknęła jej cos na uspokojenie. Sytuacja wydała się opanowana. Dr. Kuszyńska rozmawiała jeszcze przed chwilę z pielęgniarką od czasu do czasu zerkając na moją siostrę. Pewnie zlecała jakieś leki czy badania. W końcu wyszła z sali. Od razu do niej podbiegłam.
- I co z nią? Czemu kaszlała krwią? –powiedziałam prawię płacząc a Motylek położyła mi rękę na ramieniu.
-Znów jej się pogorszyło. I to bardzo. –Do rana będzie spać a potem zobaczymy co dalej. Czy się będzie nadawała na badania.
-Ale przeżyje? Prawda? –łza popłynęła mi po policzku.
-Magda, co Ci do głowy przychodzi? –lekarka próbowała powiedzieć to przyjaźnie lekko żartując ale przy poważnej minie nie bardzo jej się to udało.
-Przecież widzę co się dzieje. –Motylek stanęła koło mnie.
-Oczywiście stan jest poważny i nie ukrywam istnieje taka możliwość, że… ale staramy się ją wykluczyć.
-Motylku…przecież nie może tak być…co ja bez niej zrobię?! –powiedziałam już płacząc i wtuliłam się w Motylka.
-Spokojnie, będzie dobrze. –Motylek mnie uspokoiła a dr. Kuszyńska tylko „pogłaskała” mnie po ramieniu.
-Niech Pani zabierze Magdę do domu. Niech odpocznie. –powiedziała proszącym głosem lekarka.
-Nie! –od razu zaprzeczyłam przez łzy. –ja chce tu zostać! Nie zostawię jej! –puściłam Motylka i podbiegłam do szyby. Spojrzałam na siostrę i łzy same potoczyły się po policzkach.
-Magda spójrz na mnie –usłyszałam Motylkowy głos za sobą. Posłusznie odwróciłam się i spojrzałam jej prosto w oczy. Jej niebieskie oczy świeciły się jak świeczki. Widziałam że też jest jej trudno.
-Tak będzie lepiej wiesz mi. –usłyszałam głos lekarki –ja przy niej zostanę bo skończyłam już dyżur.
-A jutro tu przyjedziemy, zgoda?. –dodała Motylek zanim zdążyłam coś powiedzieć.
-Zgoda. A mogę jej tylko powiedzieć „dobranoc”. Proszę…-spojrzałam proszącym wzrokiem na Panią doktor.
-Dobrze ale tylko chwileczkę.
Otarłam łzy i ruszyłam w stronę sali. Dr. Kuszyńska została wraz z Motylkiem. W oddali usłyszałam głos lekarki: „Prawdziwe z nich siostry..”
Weszłam do sali. Usiadłam przy łóżku siostry. Wzięłam jej dłoń, była bardzo zimna. Zaczęłam do niej mówić:
-Wiesz, muszę Cię teraz zostawić na noc. Motylek i ta miła lekarka każą mi jechać do domu. Pozwoliły mi tylko pożegnać z Tobą. Motylek obiecała, że jutro do Ciebie przyjedziemy, więc nigdzie mi stąd nie uciekaj-lekko się uśmiechnęłam. Dobranoc siostrzyczko. Puściłam jej dłoń i powoli wyszłam z sali.
-Możemy jechać? –zapytała niepewnie Motylek, jak by się bała że zabrzmi to zbyt nalegająco.
-Tak. –odpowiedziałam bezinteresownie.
-Odprowadzę Was –zaproponowała Pani doktor.
-To chodźmy –powiedziałam dość niechętnie.
Ruszyłyśmy. Szłyśmy przez puste, słabo oświetlone korytarze. Było około 21. Wyszłyśmy z oddziału i pokierowałyśmy się w stronę pokoju lekarskiego, ponieważ dalej znajdowało się wyjście. Naglę usłyszałam, że ktoś się z kimś kłóci. Poznałam te głosy natychmiast – dr. Orlicka i dr. Sambor.
Przepraszam –powiedziałam do Motylka i lekarki. Podbiegłam do drzwi pokoju lekarskiego. Nie myliłam się. Lekarze stali naprzeciwko siebie i kłócili się o coś. Dr. Orlicka powiedziała coś o profesjonaliźmie.
-Właśnie. Pani go nie ma –wtrąciłam- Pan też. –zwróciłam się do dr. Sambora.
-Magda choć, nie kłóć się z nimi. Szkoda słów. –dr. Kuszyńska próbowała mnie odciągnąć od uchylonych drzwi których się kurczowo trzymałam. Lekarze patrzyli na mnie jak na jakiś obrazek.
-Nie. –zaprzeczyłam- to przez nich jest teraz źle z moją siostrą. Nienawidzę ich za to.
-Magda, choć. Proszę… -Motylek odciągnęła mnie od drzwi.
-Niech Pani zabierze stąd Magdę, -poprosiła Motylka. – ja muszę się z tą dwójką rozprawić…
-Dobrze. –odpowiedziała Motylek – Do widzenia.
-Do jutra- powiedziała lekarka i ruszyła w stronę dwójki lekarzy….
cz5.1 "sposób postępowania czasami nie wystarcza" /glina
Obudziłam się nagle, zlana potem, była już noc, zobaczyłam tylko ciemność wokół siebie i nie mogłam się nawet podnieść bo byłam tak słaba. Słyszałam tylko dźwięki aparatury, do której byłam podłączona i zrobiło mi się zimno. Po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do mroku panującego w sali. Spojrzałam w szybę przy drzwiach, za którą wtedy zauważyłam Motylka i zobaczyłam, że ktoś za nią stoi i bacznie mnie obserwuje. Chociaż w sali było zupełnie ciemno, to gdzieś w głębi korytarza świeciło się światło, słabo oświetlało stojącą przy szybie postać. Poznałam od razu znajomą sylwetkę i czujnie wpatrzone we mnie oczy, nie była zadowolona, zauważyłam to od razu:
- Ania... - szepnęłam ledwie słyszalnym głosem
Zobaczyłam, że spojrzała jeszcze raz po czym odwróciła się i odeszła bez słowa w stronę wyjścia ze szpitala.
- Gosiu? - usłyszałam zaspany głos dr Edyty, która jak się okazało cały czas siedziała przy mnie i przysnęła na chwilę oparta o brzeg mojego łóżka, drgnęłam na nagły dźwięk jej głosu, zauważyła to - nie bój się, to tylko ja... zostałam po dyżurze żeby przy Tobie posiedzieć.
- Co ona tu robiła? - zapytałam wpatrując się w szybę, wzrok dr Kuszyńskiej powędrował w to samo miejsce
- Nikogo tu poza nami nie ma - uspokajała mnie - to był tylko sen...
- Ale... - zaczęłam niepewnie dalej nie odrywając wzroku od szyby - ja nie chciałam... - nieoczekiwanie zakończyłam
- Już dobrze - pogłaskała mnie po ręce, mówiła cały czas łagodnym i uspokajającym tonem - to tylko zły sen...
- Zimno mi - powiedziałam, a ona otuliła mnie kołdrą
- Gosiu, posłuchaj mnie uważnie - tym samym co wcześniej tonem zaczęła - wiem, że przestraszyłaś się dziś tych lekarzy, a stres wywołał tylko pogorszenie Twojego stanu, załatwiłam to, że oni tu więcej nie przyjdą... - kiwnęłam tylko głową na znak, że dziękuje, a ona mówiła dalej - ale jutro nie mam dyżuru, a nie mogę Cię zostawić całkiem bez opieki lekarskiej - spojrzałam tylko na nią pytającym wzrokiem, uśmiechnęła się - dlatego poprosiłam dr Starską żeby się jutro Tobą zajęła, ma jutro dyżur i obiecała, że będzie tu często zaglądać - zauważyła moją minę - nie bój się, Lena to moja dobra koleżanka, jest w porządku - dokończyła - to jak mogę liczyć na współpracę z Twojej strony?
- Tak - powiedziałam choć nadal czułam się bardzo słabo - przecież Pani też musi kiedyś odpocząć...
- Nie martw się o mnie - usłyszałam w odpowiedzi - z lekarzem jak z policjantem, wiesz, że to praca, która wymaga często ogromnych poświęceń ale jak kochasz to co robisz, to doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie potrafisz żyć inaczej, nie angażując się w tą robotę całkowicie.
- Rozumiem - odpowiedziałam sennie - dziękuje
- Za co? - zapytała dr Edyta
- Za to że Pani jest... - powiedziałam prawie usypiając
- oj Gosia, Gosia, nie ma za co - uśmiechnęła się - zaśnij teraz, musisz nabrać sił
Posłusznie zasnęłam, kiedy upewniła się, że usnęłam mocnym i spokojnym snem wyszła z sali i poszła do domu.
Nastał świt, otworzyłam oczy i zobaczyłam wchodzącą do mojej sali lekarkę, sprawiała miłe i przyjazne wrażenie, domyśliłam się, że to pewnie dr Starska, jak się okazało moje domysły były trafne
- Cześć - powiedziała do mnie wesoło się uśmiechając i ściskając mi dłoń na powitanie - jestem Lena, dziś będę "w zastępstwie" za dr Kuszyńską
- Gosia - powiedziałam również, mimo osłabienia odwzajemniłam uścisk - Wiem dr Edyta mi mówiła
- Jak się dziś czujesz? - jej ton nadal był radosny - pozwolisz mi zmienić kroplówkę i podać leki?
- Troszkę lepiej ale nadal czuje się taka strasznie słaba - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się - leki i kroplówka ok, a będzie delikatnie?
- Pewnie, że delikatnie - zaśmiała się - jestem fachowcem...
Uśmiechnęłam się tylko, a lekarka odpięła kroplówkę, podała mi jakieś lekarstwo i przypięła nową kroplówkę.
- Mogę jeszcze chwile pospać? - zapytałam niepewnie
- Jeszcze się pytasz, pewnie, że tak - poprawiła mi poduszkę i kołdrę i skierowała się do wyjścia z sali
- Lena - zawołałam za nią słabym głosem
- Tak? - odwróciła się do mnie
- Przyjdziesz za chwilę? - zapytałam
- Oczywiście, obiecałam Edycie że Cię przypilnuję dzisiaj - żartobliwym tonem odpowiedziała i wyszła z sali.
Minęły dwie godziny i znów na chwilę się obudziłam słysząc, że ktoś się krząta po sali. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Lenę ustawiającą coś w aparaturze od której nadal mnie nie odłączyli
- Przepraszam nie chciałam Cię obudzić - powiedziała uśmiechając się do mnie
- Nic się nie stało - odwzajemniłam uśmiech - jest już Motylek i moja siostra?
- Motylek? - zdziwiła się Lena
- No taka ksywa - wyjaśniłam - u nas większość osób ma jakieś pseudonimy...
- Rozumiem... - powiedziała - jeszcze nikogo nie ma ale na pewno zaraz przyjadą, jest dość wcześnie
W tym momencie do mojej sali wszedł jakiś lekarz, starszy, dość niski, krępy ale sprawiał wrażenie bardzo spokojnego i opanowanego człowieka, miał w sobie coś z autorytetu, zmierzyłam go wzrokiem, musiał być jakimś bardzo znanym lekarzem bo Lena na jego widok wyprostowała się, na jej twarzy uśmiech zastąpiła powaga i powiedziała:
- Dzień dobry panie profesorze
- Witam, witam pani doktor - powiedział przyjaznym tonem ale można było wyczuć w jego głosie stanowczość, zwrócił się do mnie- dzień dobry nazywam się Tadeusz Zybert
- dzień dobry - odpowiedziałam trochę niepewnym głosem
- Czy mogę zobaczyć wyniki pacjentki? - tym razem pytanie było do Leny
- Oczywiście - podając mu jakieś kartki - czy mam przynieść kartę pacjentki z lekarskiego?
- Nie, już się z nią zapoznałem - powiedział w skupieniu czytając moje wyniki - kto z lekarzy się Tobą zajmuje? - zapytał mnie
- dr Edyta Kuszyńska - odpowiedziałam
- Proszę przekazać dr Kuszyńskiej, że ma się do mnie pilnie zgłosić jak tylko będzie w szpitalu - rzekł poważnym tonem do Leny, spojrzał na mnie - nie przejmuj się, już z nie takich rzeczy pacjentów wyciągaliśmy... nie patrz na mnie z takim przerażeniem, ja tylko tak groźnie wyglądam, poradzimy sobie - uśmiechnął się i wyszedł z sali.
cz5.2 "sposób postępowania czasami nie wystarcza" /Nusia
Wstałam dość wcześnie rano. W domu wujka Witka było cicho, nie licząc chrapania Aspiranta. Wywnioskowałam, że Motylek jeszcze śpi. Ubrałam się i po porannej toalecie zeszłam na dół. W kuchni zastałam Marzenę i Maciejefa –dwa koty wujka które jak zawszę się bawiły i zajęte były wyłącznie sobą. Zrobiłam śniadanie, na które kompletnie nie miałam ochoty ale uznałam, że Motylek na pewno będzie chciała coś przekąsić. Kuchenny zegar wskazywał 8:00. Nie wiedziałam co mam jeszcze zrobić. Siedziałam przy stole i myślałam cały czas o siostrze. Co u niej słychać? Jak się czuje? Czy wszystko jest wszystko w porządku? Próbowałam myślami być z nią. Moje rozważania przerwała wchodząca do kuchni Motylek, już ubrana.
-Dzień dobry –powitała mnie przyjaźnie.
-Dzień dobry, śniadanie już gotowe- oświadczyłam
- To smacznego!- mówiąc to Motylek wzięła do ręki nóż z masłem i zaczęła sobie robić kanapkę.
-Ja dziękuje –powiedziałam dość oschle i wstałam od stołu.
-Magda, ja rozumiem, że nie masz ochoty jeść ale naprawdę chociaż kromkę. Musisz mieć dużo siły.
-Napiję się kawy. To mi wystarczy. –odparłam bez większego zainteresowania.
-Kawa nie zastąpi Ci posiłku, a po za tym jest niezdrowa. –Wstała, podeszła do kuchenki i wzięła do ręki elektryczny czajnik.- No siadaj, przecież nie pojedziesz bez porządnego śniadania do Gosi bo jeszcze Ty mi zemdlejesz.
Niechętnie usiadłam przy stole. Za chwilę Motylek postawiła przede mną kubek, ale z pewnością nie było w nim kawy oraz kanapkę z szynką, majonezem i porem.
-Jeśli zjesz dopiero wtedy pojedziemy do Gosi. Rozumiemy się? –zapytała przyjaźnie ale stanowczo.
-Tak-oświadczyłam niechętnie.
Zaczęłam jeść. Dość szybko bo zdawałam sobie sprawę że im szybciej zjem, tym szybciej pojedziemy. Motylek w tym czasie obaliła jeszcze francuskiego rogalika. Gdy skończyła od razu zapytałam:
-No to jedziemy?
-Tak. Ale daj mi jeszcze 5 minut. Trzeba pozmywać.
-To ja jeszcze dam zwierzakom jeść. I wypuszę psy na pole. –oświadczyłam wstając od stołu.
-Wrócą same do domu?
-Sąsiad ma klucze to jak zawsze około 15 zaprowadzi je do domu. –wyjaśniłam.
-Dobrze.
Motylek zmywała naczynia a ja nasypałam różnych karm do odpowiednich misek. Następnie wypuściłam psy na wybieg.
-To jedziemy?- pospieszałam Motylka.
-Tak już.
Wyszłyśmy z kuchni, wzięłyśmy swoje torebki, zamknęłam dom i wsiadłyśmy do Teraccana. Motylek ruszając zapytała się mnie:
-Może podjedziemy gdzieś i kupimy owoce Gosi? Co o tym myślisz?
-Dobry pomysł. –pochwaliłam.
Po 15 min byłyśmy na placu z owocami i warzywami. Kupiłyśmy parę bananów i pudełko ulubionych malin Gosi. Pojechałyśmy dalej i za pół godziny wchodziłyśmy już do szpitala. Tym razem korytarze były pełne od pacjentów, pielęgniarek i lekarzy. Szłyśmy w stronę OIOMu tak jak zawsze. Rozglądałam się po drodze ale wśród całego tego zgiełku brakowało mi jednej osoby –dr. Kuszyńskiej. Gdy już w polu widzenia ukazała mi się znajoma szyba przez którą widać było całą salę siostry, przyspieszyłam kroku. U Gosi była jakaś lekarka ale z pewnością nie była to dr. Edyta. Szybko „wparowałam” do sali. Byłam przekonana, że powtórzy się sytuacja z wczoraj, z dr.Samborem oraz dr. Orlicką w rolach głównych. Ale ku mojemu zdziwieniu tak nie było, było bardzo spokojnie.
-Wszystko w porządku? –zapytałam siostry
Pokiwała znacząco głową, że tak.
To ja nie przeszkadzam –powiedziała nieznajoma lekarka i ruszyła w stronę drzwi.
-Możemy porozmawiać? –zapytałam wychodzącej lekarki.
-Tak, może przejdźmy na korytarz. –zaproponowała
-Zaraz wracam –powiedziałam do Gosi, skierowałam się w stronę Motylka: -Zajmij się nią.
Wyszłam z sali za lekarką. Stanęłyśmy koło szyby, przez którą widziałam Gosię.
-Mogę chociaż wiedzieć jak się Pani nazywa? –zaczęłam oschle.
-A przepraszam nie przedstawiłam się, dr. Milena Starska. Wyciągnęła do mnie rękę na powitanie.
-Magda, jestem siostrą Gosi. –przedstawiając się, uścisnęłam jej dłoń.
-Dr. Kuszyńska poprosiła mnie abym się nią zajęła jak jej nie będzie. –wytłumaczyła
-Rozumiem. A Gosia robiła jakieś problemy?
-Nie. –lekarka przecząco pokiwała głową.
-Bo ona się panicznie boi lekarzy i ogólnie szpitala. Z wyjątkiem dr. Edyty nie dała się nikomu dotknąć. Dlatego tak trochę się zdziwiłam, że tak spokojnie reaguje na Panią. –wyjaśniłam
-Wiem, dr. Kuszyńska mówiła mi jak z nią postępować. Z resztą słyszałam o wczorajszej akcji.
-Jednak sposób postępowania czasami nie wystarcza. U niej liczy się charakter i pewnie dlatego obdarzyła Panią w pewnym rodzaju zaufaniem.
-Dziękuję – dr. Lena się lekko uśmichnęła.
-A co z nią? Już lepiej?
-Tak, sytuacje jak na razie mamy opanowaną. Jutro przystępujemy do badań. –oznajmiła.- Ale…
-Tak? –przerwałam lekarce.
-Jest bardzo słaba więc nie wygłupiajcie się bardzo dzisiaj, okay?
-Jasne. –uśmiechnęłam się.- A mam jeszcze takie pytanko? –przypomniałam sobie o owocach dla Gosi.
-Słucham?
-Ona może teraz jeść owoce? Przyniosłam jej banany i maliny.
-Tak, może ale nie w dużych ilościach –odparła dr. Starska.
-Dziękuję.
-No a teraz zmykaj do siostry.
-Do widzenia. –powiedziałam na koniec
-Jeszcze się nie żegnaj bo jeszcze na pewno się dziś zobaczymy.
-Do zobaczenia. –poprawiłam się
-Później do Was wpadnę –zaproponowała dr. Lena.
-Gosia na pewno się ucieszy….
Ostatnio zmieniony przez Nusia714 dnia Śro 21:51, 16 Lip 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
gwiazda0
fan
Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z pokoju bez klamek ;) Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Śro 22:11, 16 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
tak jak Serfetka prosi:
twórczość Pieluszka i Moja:
[pieluszek]:
Namówiłem Gwiazdę,żeby napisać wspólnie takie nasze opowiadanko....więc proszę:
PS. ( jako,że jestem strasznie cienki w tych klockach, to żeby nie było - pomagała mi Gwiazda)
Nie mogłem znowu zasnąć. Wyszedłen cicho z sypialni i poszedłen napić się wody. Z szklanką wody usiadłem na kanapie i jak by nie było - zamyśliłem się znowu o Edycie. jej uśmiech, jej oczy i włosy....
- znowu o niej myślisz? - usłyszałem głos Zosi
Podniosłem wzrok na nią i odpowiedziałem - nie....nie mogłem zasnąć.
Miałem już dość tych wszystkich kłamstw.
- nie uawaj....
- Zosiu...już ci mówiłem....
- wiesz co? przyznaj się...nadal ją kochasz....
Nie odezwałem się. Myślałem o Edycie, jak kiedyś ja bardzo zraniłem.
- PRZYZNAJ SIĘ! - krzyknęła Zosia, a ja lekko podskoczyłem
- TAK! Kocham ją i to bardzo....a teraz...WYPROWADZAM SIĘ!
Wyminołem ją i poszłem się ubrać i się spakować. Zamówiłem taksówke i pojechałem do niej....
- już idę,idę - usłyszałem zbliżajacy się głos Edyty
- Kuba?? co ty tu robisz? -zapytała
nie zdążyłem odpowiedzieć,kiedy zadała następne pytanie:
- coś sie stało?
- mozemy porozmawiać? - zapytałem.
-jasne,wejdź.
-przepraszam,ze tak późno do ciebie przychodzę - "późno? chłopie jest wpółdo trzeciej nad ranem..." pomyslałem - ale...
-nie masz gdzie sie podziać? - zapytała
-tak...-przytaknąłem cicho.-od kilku tygodni - usiedliśmy na kanapie - kłóciłem się z Zosią o ciebie
- o mnie? - zapytała zdziwiona, a ja przytaknąłem. Chciałem coś jeszcze powiedziec,ale ziewnęłem szeroko
-przepraszam - odpowiedziałem zmiezany
- kuba,...jest wpółdotrzeciej nad ranem..chesz się położyć? - zapytała z troską w głosie.
Chciałem jej wszystko powiedzieć. Chciałem ją przytulić, pocałować, powiedzieć jej jak bardzo ja kocham,ale zabrakło mi odwagi...
-..pójdę do hotelu. - powiedziałem,wiziołem swoje torby i skierowałem się do wyjscia
-Kuba! - usłyszałem...
Pokazała mi co gdzie jest i wyszła z pokoju w którym miałem spać. Położyłem się na pomarańczowej pościeli i na miękkim łóżku i nie wiem iedy zasnąłem....
[ja]:
-już idę, idę- powiedziałam idąc do drzwi,do których ktoś pukał
-Kuba? co ty tu robisz? - zapytałam,kiedy w drzwiach ujrzałam kubę
- coś się stało? - spytałam,kiedy zobaczyłam torby,które stały koło niego
- mozemy porozmawiać?
-jasne,wejdź.
-przepraszam,ze tak póżno do ciebie przychodzę, ale...
- nie masz gdzie się podziac? - spytałam bez zastanowienia,żałując,że nie ugryzłam się w język,a on pokiwał głową na znak zgody
-tak...od kilku tygodni - usiedliśmy na kanapie - kłóciłem się z Zosią o ciebie
- o mnie? - zapytałam zdziwiona, a on pokiwał głową na zkak zgody. Ziewną szeroko
-przepraszam.
-Kuba...jest wpółdotrzeciej nad ranem...chcesz się położyć? - zapytałam o dziwio, z troską w głosie
- nie..musze ci o tym opowiedziec
- nie- odpowiedziałam stanowczo, a on popatrzył na mnie pytającym wzrokiem
-jest już późno,jestes wykończony i widzę,że nie chcesz o tym rozmawiać
-ale chodzi o ciebie...
_kuba...cicho już bądź i bądź tak łaskaw i chodź się polożyć, co?
- no dobrze...-odpowiedział zrezygnowany
-porozmawiamy o tym,kiedy będziesz chciał,dobrze?
Kuba pokiwał głową na znak zgody
- chodź,zaprowadzę cię do pokoju
Wstałam z kanapy i odeszłam kawałek
- nie Edytko
usłyszałam i odwróciłam się.
-przyszedłem tutaj - wstał z kanapy i podszedł do mnie- bo chciałem z tobą porozmawiac,ale...kiedy usiadłaś koło mnie....zabrakło mi odwagi...ale tera...pójdę do hotelu.
i zanim zdążyłam zareagować,kuba wziął swoje torby i skierował sie do wyjścia
-Kuba, czekaj! - zawołałam
Ustał i odwrócił się do mnie.podeszłan do niego
-tak?-zapytał
-kuba....-zaczełam, niebardzo wiedząc co mam dalej powiedzieć - jeżeli myślisz,ze pozwolę ci spać w hotelu,o się grubo mylisz.
Powiedziałam jakimś dziwnym głosem
-Edyyta...przepraszam,ze cię obudziłem. Już mnie nie ma
Odwrócił się,a ja złapałam go za ręke
-chodź
poszedł za mną do pokoju gościnnego...
Gdy pokazałam mu wszystko, zamknęłam dzrwi i poszłam do kuchni.
Usiadłam przy stole przy półpełnym pudełku lodów Aligdy.
Po dwóch i półgodzinie mieszania łyżeczką w pudełku, z lodów zrobiła się paćka. Postawiłam pudełko do lodówki i poszłam do sypialni. Gdy przechodziła koło pokoju Kuby, otworzyłam po cihu drzwi.
Uśmihnęłam się i zgasiłam mu światło. PO czym poszłam do siebie i zasnełam....
[pieluszek]:
Obudziłem się po 7. Rozejrzałem się po pomarańczowym pokoju i się uśmichnęłem. "a jednak mówiła serio,kiedy powiedziała,ze ma pomarańczowy pokój". Wstałem i skierowałem sie do łazienki.
W kuchni próbowałem znaleść lodówki. Stała tam tylko szafa,ale jak się później okazało - była to lodówka. Wyciągnąłem z niej jajka. Kiedy szukałem patelni znalazłem pomidory i talerze.
- cześć - usłuszałem głos Edyty. Odrwóciłem się i zobaczyłem ją, jak stała w szlafroku
- hej...
- co robisz? - zapytała próbując zaglądnąć mi przez ramię
-śniadanie...
-aha...
Podzeszła do lodówkii wyciągnęła z niej sok pomarańczowy
- czy mi się zdaje,czy ty lubisz wszytsko co jest pomarańczowe
-bardzo śmieszne - usłyszałem w odpowiedzi
Godzinę przed końcem dyżóru,miałem już dość. Byłem niewyspany,głodny i chcialo mi się kawy. Gdy wszedłem do lekarskiego przy biórku siedziała Edyta. Podniosła głowę i się do mnie uśmiechnęła
-co robisz? - zapytałem idiotycznie i podszedłem do niej
-eh..czytam karte pacjenta...
-masz operacje?
-yhm..-popatrzyła na zegarek - za 20 minut
-aha...
Wyciagnęła z kieszeni klucze
-masz - powiedziała podając mi je
- co to? - zapytałem jeszcze bardziej idiotycznie "Burski...ale z Ciebie idiota..." pomyślałem
-noo..klucze...do drzwi
- nie...niemogę
-Kuba..
popatzryła na mnie błagalnie
- do dobrze...
Cmoknęła mnie w policzek,wstała z krzesła i podeszła do ekspersu do kawy
- z kim operujesz?
- z Pawią i Konicą- podeszła do mnie i dała mi kubek z kawą- proszę
-dzięki
Edyta usiadła i weszła Zosia
-cześć! - przywitalismy ją
-cześć - odowiedziała i usiadła naprzeciwko Edyty. usiadłem na biurku. Edyta ziewnęła
-przepraszam
- niewsypałeś się?
Edyta znowu ziewnęła głową na znak zgody
- no tak...widziałem zupę w zlewie.
Edyta się rozesmiała. postanowiłem ją jakoś wybudzić przed operacją...
Kiedy skończyłem dyżór,pojechałem na zakupy. Postanowiłem sobie,ze powiem Edycie wszystko,co powinniem już to dawno zrobić.....
[ja]:
O ósmej obudził mnie zapach jajecznicy. Ubrałam szlafrok i zeszłam do kuchni. zobaczyłam Kubę,jak stoi przy kuchence
-hej...-przywitałam się....
Po raz pierwszy od 13 lat jadłam z Kubą śniadanie. Co chwila wymienialiśmy uśmiechy.
Siedziałam w pokoju lekarskim i wpadłam na pomysł,żeby dać Kubie klucze do domu....
Zrobiłam Kubie kawy. Chwilę później przyszła Zosia
-cześć! - przywitalismy ją
-cześć - odowiedziała i usiadła naprzeciwko mnie. Kuba usiadł na biurku. ziewnęłam szeroko
-przepraszam
- niewsypałeś się?
Znowu ziewnęłam kiwając głową na znak zgody
- no tak...widziałem zupę w zlewie.
Usmiechnęłam się i wróciłam do lektury. Nagle Kuba zabrał mi przed nosa kartę i ustał koło okna.
-EJ! - krzyknęłam, a on się rozesmial
- no co? trochę rozrywki,kochana, bo podasz mu pawulon niechcąco.
-jak zaraz mi tego nie oddasz,to ty dostaniesz pawulon.
-popros.
-nie.
Udałam obrażoną,a Zosia patrzyła to na mnie,to na Kubę
- no już nie gniewaj sie....- podszedł do mnie i podał mi kartę- proszę
-dziękuje
po operacji,która trwała panad trzy godziny,wróciłam do domu. Gdy weszłam do jadalni po prostu zatkało mnie. "co tu jest grane?" zapytałam sama siebie,kiedy zobaczyłam pięknie nakryty stół i świece.
-czy jest coś o czym ja powinnam wiedzieć? - zapytałam,kiedy z kuchni wyłonił się Kuba
- nie....po prostu zrobiłem kolację...i musmy też porozmawiać.
siedzieliśmy naprzeciwko siebie,nieodzywając się. Kuba powiedział mi dlaczego kłócił się z Zosią,ale nie powiedział dlaczego ja byłam powodem ich konfliktu.
-dzię...-zaczęłam,kiedy skończylismy jeść,ale Kuba mi przerwał
-kocham cię.
Popatrzyłam na niego wielkimi oczami
-kocham cię i nie przestałem.... i chcę,żebyś wiedziała,ze - podszedł do mnie i podniósł mnie z krzesła
-że nigdy nie przesta...-przerwałam mu:
- ja też cię kocham.
Uśmiechneliśmy się do siebie i się pocałowaliśmy
|
|
Powrót do góry |
|
|
glina417
fan
Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: KrK Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:38, 19 Lip 2008 Temat postu: |
|
|
Zaległa 6 część bo Nusiakowi ucięło... /zaraz będzie 7 ale to chwile poczekajcie
cz6.1 "musimy porozmawiać..."
Aż do popołudnia czas upłynął nam bardzo spokojnie. Lena zaglądała co chwilę, żeby upewnić się jak się czuje i by podać mi kolejne dawki leków. Motylek i Magda cały czas siedziały ze mną, nie licząc ich wyjścia do bufetu po obiad dla całej trójki i dlatego byłam zmuszona zjeść cały obiad, który mimo wszystkich uroków szpitalnego jedzenia nie był taki zły, dostała mi się ryba z warzywami, akurat były to brokuły:
- nie mogę już - powiedziałam po raz kolejny w czasie kiedy jadłyśmy
- jesz albo Ci to osobiście wpakuje do buzi - stwierdziła Motylek patrząc na mnie wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu
- kiedy naprawdę nie mogę... - nie poddawałam się
- a chcesz wyzdrowieć? - do akcji wkroczyła moja siostra - zobaczysz powiem dr Edycie, że nie chcesz jeść jak przyjdzie
Motylek, która akurat skończyła jeść wstała od stolika w rogu sali, przy którym siedziały z moją siostrą, a który załatwiła Lena żeby nie musiały jeść trzymając talerze na kolanach, podeszła do mnie wzięła mi z ręki widelec
- zjesz to dobrowolnie czy mam Ci pomóc? - zapytała żartobliwym tonem
- nie odważysz się... - mój ton był równie żartobliwy
Zaczęłyśmy się wygłupiać na ile pozwoliły mi na to siły i skończyło się na tym, że zjadłam do końca. Potem gadałyśmy jeszcze o wielu rzeczach, jednak osłabienie szybko dało o sobie znać i nagle z nosa puściła mi się krew
- Magda biegnij po Lenę! - krzyknęła wyraźnie zdenerwowana Motylek, nigdy nie widziałam jej aż tak zaniepokojonej
- Motylku... - zaczęłam ale nie mogłam dokończyć bo w tym momencie do sali weszła Lena i zrobiła mi zimny okład
- Zaraz będzie dobrze - powiedziała do mnie, po czym zwróciła się do Magdy - zostań z nią, a ja porozmawiam z Panią na korytarzu
Wyszły z sali i o czymś chwilę rozmawiały, nie miały zadowolonych min, zrozumiałam, że nie jest za dobrze. Po chwili lekarka udała się w stronę pokoju lekarskiego, a Motylek weszła do sali, uśmiechnęła się do mnie ale w jej oczach było widać, że nie jest jej do śmiechu.
- już jestem - powiedziała wyraźnie starając się ukryć zdenerwowanie - zapomniałam Wam przekazać od taty, że postanowił zmienić auto
- wreszcie... - skomentowała to moja siostra, w odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam lekko
- jak wyzdrowiejesz to pojedziemy gdzieś razem wypróbować nowy samochód - za wszelką cenę usiłowała skupić moją uwagę na czym innym niż choroba - a i rozmawiałam z wujkiem Witkiem, pamiętasz jego poprzednie auto?
- Almerka... - stwierdziłam z wyraźną tęsknotą w głosie, tak to był samochód, prowadziło się go idealnie, uwielbiałam to auto mimo, że miało swój wiek i "humorki", ale tym razem wujek zostawił nam duże auto, "terenowca" jak go nazywał, a Almerka gdzieś zniknęła, nie pytałyśmy go o to bo jakoś nie było okazji, jak potrzebowałyśmy auta brałyśmy hyundaia
- Tak Almera - ciągnęła swoją wypowiedź - więc miałyście się dowiedzieć dzień przed wyjazdem ale ponieważ plany się zmieniły to dostałam upoważnienie żeby powiedzieć teraz - wzięła głęboki oddech - Gosiu, wujek postanowił, że ponieważ zmienił samochód na większy, a wiedział jak bardzo polubiłaś tamto auto, doszedł do wniosku, że zamiast trzymać go w garażu przekaże go Tobie, żebyście mogły jeździć z Magdą gdzie będziecie chciały i oczywiście żebyście go częściej odwiedzały...
- yyy... super... - wykrztusiłam z siebie, nie mogąc uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam
- A gdzie jest teraz Almercia? nie było jej w garażu ani na podwórku jak byłyśmy w domu u wujka
- teraz auto jest w warsztacie u kolegi wujka - Motylek mówiła dalej - zrobią dokładny przegląd, naprawią drobne usterki tak żeby wszystko w 100% dobrze działało.
Rozmawiałyśmy tak jeszcze o samochodach i innych rzeczach. Szpitalny zegar, było koło czwartej, kiedy usłyszałam kroki na korytarzu i zobaczyłam idącą w stronę mojej sali dr Edytę, szła dość szybko
- dr Edyta idzie - powiedziałam, a Magda i Motylek natychmiast odwróciły głowy w stronę wejścia do sali
- dzień dobry - usłyszałyśmy jej miły głos - jak tam moja ulubiona pacjentka? - uśmiechnęła się do mnie
- dzień dobry - powiedziałyśmy jakimś cudem jednocześnie
- miała mały krwotok z nosa i nadal jest bardzo słaba - odpowiedziała za mnie Magda - ale panujemy nad sytuacja...
- dobrze - dr Kuszyńska podeszła do mojego łóżka i sprawdziła coś w aparaturze - a jak się teraz czujesz?
- średnio... ale dobrze że pani już jest - stwierdziłam
- a co już zdążyłaś się stęsknić? - uśmiechnęła się - a jak dr Starska?
- Lena jest bardzo miła - zaczęłam - ale...
- nikt nie zastąpi pani doktor - dokończyła moja siostra
- oj nie przesadzajcie - żartobliwym tonem - bo się zawstydzę...
Wszystkie się roześmiałyśmy.
- dobra, już koniec tych komplementów bo musze iść jeszcze złapać profesora Zyberta póki nie wyszedł ze szpitala - powiedziała dr Edyta kierując się w stronę drzwi, zaczynam dyżur za niecałe trzy godziny to przyjdę zaraz po tej rozmowie. W tym momencie w drzwiach sali zjawił się nikt inny jak sam profesor Zybert
- dobrze, że panią widzę... - zwrócił się do lekarki tym swoim charakterystycznym tonem jakiego używał zawsze gdy miał coś ważnego i trudnego do powiedzenia, gdy miał do przekazania złe wieści, bardzo złe... - musimy porozmawiać... stan pacjentki...
- wyjdźmy - przerwała mu natychmiast dr Kuszyńska, spojrzała na niego wzrokiem w stylu "nie tutaj" potem spojrzała na mnie pocieszająco i wyszła niemal siłą wyciągając profesora na zewnątrz.
Obserwowałam ich przez szybę w sali, Zybert stał tyłem do okna i cały czas tłumaczył coś dr Edycie, ona słuchała go uważnie od czasu do czasu coś odpowiadając ale widać było, że była trochę przybita tym co słyszy. Wyglądało to tak jakby się czymś martwiła, z jej gestów mogłam wyczytać jedynie, że była zdenerwowana i kilkakrotnie powtórzyła "rozumiem" co wywnioskowałam z ruchu warg. Próbowałam zrozumieć coś z ich rozmowy, wiedziałam że dotyczy mnie ale kompletnie nie dało się nic wywnioskować. Kiedyś potrafiłam przyglądając się przez szybę prowadzonym przesłuchaniom powiedzieć bardzo wiele bez słyszenia treści rozmowy, jedynie na podstawie mimiki i gestów osoby przesłuchiwanej, po chwili takiej obserwacji można było łatwo ocenić czy podejrzany mówił prawdę i czy łatwo go będzie nakłonić do współpracy - ale teraz byliśmy w szpitalu i moje zdolności okazały się bezużyteczne w przypadku tej rozmowy. Jedyne co "wyczytałam" to to, że profesor mówił coś o czym dr Kuszyńska zdawała się doskonale wiedzieć ale nie chciała przyjąć tego do wiadomości, wyraźnie miała ochotę zakończyć rozmowę ale jednocześnie coś ją tam trzymało. Po dłuższym czasie skończyli. Weszła na sale, a Zybert poszedł sobie. Na sali panowała cisza przez cały czas kiedy byli na zewnątrz, teraz była to cisza oczekiwania na to miałyśmy się dowiedzieć. Lekarka tylko weszła, podeszła do mnie, usiadła przy łóżku po przeciwnej stronie niż Magda i Motylek i ukryła twarz w dłoniach. Spojrzałyśmy po sobie z siostrą nie wiedząc co robić. Delikatnie złapałam ją za nadgarstek, a ona wzięła moją dłoń w swoją, ciągle nie podnosząc głowy i wpierając ją na drugiej ręce. Wydawało się, że z trudem powstrzymywała łzy.
- czy mogę o coś zapytać? - nagle odezwała się Motylek
- oczywiście - dr Edyta podniosła głowę i spojrzała na nią, zauważyłam w jej oczach smutek,
- chciałabym przenieść Gosię do szpitala w Krakowie... - zaczęła poważnym tonem
- wykluczone, nie mogę się zgodzić na transport w takim stanie - stanowczo zaprzeczyła lekarka
- ale tam by miała specjalistyczną opiekę, na pewno któryś ze szpitali w Krakowie potrafiłby jej pomóc, poza tym mielibyśmy ją blisko...
Niespodziewana i nagła propozycja Motylka, sprawiła że nas z siostrą "wmurowało" i nie byłyśmy w stanie się odezwać, dopiero po chwili "odzyskałam mowę":
- ja nie chcę... - powiedziałam, a na myśl o przeniesieniu z miejsca, do którego już się powoli przyzwyczajałam, po moich policzkach zaczęły płynąć łzy - proszę....
Ciiiii....... - dr Edyta mnie uspokajała, otarła mi łzy, które mimo to ciągle napływały
Siedziałyśmy tak jakiś czas w milczeniu. Zrobiło się późno więc Motylek i Magda zebrały się do domu a lekarka została przy mnie, próbowała mnie uspokoić choć sama nadal była bardzo smutna rozmowie z profesorem. W sali nadal panowało milczenie. Po dłuższym czasie. Nagle na niebie zobaczyłyśmy błysk i usłyszałyśmy grzmoty. "Burza. tylko nie to" - pomyślałam "Dobrze że w domu jest Motylek, dopilnuje żeby pozamykać okna"
- Burza idzie - powiedziała dr Kuszyńska, a ja w odpowiedzi przysunęłam się do brzegu łóżka przy którym siedziała i troszkę mocniej ścisnęłam jej rękę, spojrzała na mnie, nie musiałam nic mówić, od razu wiedziała - Boisz się? - zapytała, choć z góry znała odpowiedź - w odpowiedzi tylko pokiwałam twierdząco głową.
- Dobrze posiedzę przy Tobie i tak na oddziale jest spokój więc mogę tu zostać. - uspokajała mnie cały czas - spróbuj zasnąć
Po niedługim czasie jakimś cudem udało mi się zasnąć. Miałam dziwny sen
"Szłam przez jakiś wielki ciemny las, zgubiłam się w nim i wołałam wszystkich po kolei ale nikogo nie mogłam znaleźć. Nagle zobaczyłam jakby skarpę i stojące tam moją siostrę oraz Asię, krzyknęłam do nich ale mnie nie słyszały, wyglądały jakby były w transie. Na drzewie nad nimi siedział jakiś facet, nie widziałam go nigdy wcześniej. Wyglądało to tak jakby on sterował wszystkim co się dzieje poza mną. Zobaczyłam że Asia zaczyna schodzić ze skarpy wprost pod nadjeżdżające z dużą prędkością auto... krzyknęłam "Asia, uważaj!! Nieeeeeee!" ale było już za późno, facet z drzewa obrócił się do mnie i powiedział tylko "cicho", a gdy tylko spojrzał mi w oczy zaczęłam słabnąć i poczułam przeszywający ból w całym ciele, w tym czasie widziałam jakby w zwolnionym tempie auto uderzające w Asie z ogromną siłą, potem ją lecącą przez maskę i bezwładnie upadającą po drugiej stronie tego samochodu, auto odjechało dalej nie zwalniając nawet prędkości "Nieeee!" zdążyłam tylko krzyknąć i straciłam przytomność, ostatnim obrazem jaki widziałam był nieznajomy spadający z drzewa, nieruchomy, jakby martwy"
- Gosia! Gosia! - usłyszałam nad sobą znajomy głos, otworzyłam zapłakane oczy i zobaczyłam nad sobą przerażoną twarz dr Edyty - co Ci jest? krzyczałaś przez sen, nie płacz - przytuliła mnie - jestem przy Tobie...
cz6.2 "musimy porozmawiać..." /Nusia
Wróciłyśmy z Motylkiem do domu o 21:00. W domu było ciemno a zwierzaki, jak to one, spały. Oprócz oczywiście Maciejefa, który buszował po domu, bawiąc się swoją pluszową myszką. Motylek zapaliła światło w kuchni i salonie, w domu zrobiło się jaśniej. W przedpokoju zostawiłyśmy torebki i buty. Gdy weszłam do kuchni na stole znalazłam kartkę od sąsiada : „Psy było na spacerze po 20” – nie trzeba było już iść z nimi na spacer.
-Idę spać. -powiedziałam do Motylka.
Ruszyłam w stronę schodów na górę. Jednak Motylek mnie zatrzymała:
-A kolacja?!
-Nie jestem głodna.
-Chodź zjesz coś. Pogadamy.- poprosiła.
-No dobrze…
Ruszyłam w stronę kuchni.
Nie bardzo wiedziałam o czym chce ze mną pomówić. Przecież, mówiła, że pojutrze wyjeżdża. Więc o co chodzi? –zastanawiałam się.
-Siadaj. –powiedziała Motylek jak już weszłyśmy do pomieszczenia.
-Ale może coś zrobię do jedzenia? –zaproponowałam.
-Nie, siadaj. –powiedziała stanowczo.
-Jak chcesz… –mówiąc to, usiadłam.
Motylek po dłuższym czasie, zrobiła kanapki z serem i pomidorem. Usiadła.
No więc o co chodzi?- zaczęłam i wzięłam kanapkę, zaczęłam jeść.
-Co myślisz o tym, żeby przenieść Gosię do szpitala w Krakowie?
-Co?! –zdziwiłam się.- nie to wykluczone.
-Czemu? –Motylek dociekała.
-Po pierwsze ma tu znakomitą opiekę lekarską. Ma lekarzy którym może zaufać. A nie wiadomo jak będzie w Krakowie. A po drugie obiecałyśmy Wujkowi Witkowi, że się zajmiemy jego zwierzakami zwierzakami i domem. A jak wyjedziemy to kto się tym zajmie?
-Sąsiad. –wtrąciła Motylek.
-Sąsiad nie ma całego dnia żeby się nimi opiekować. I nie jego poprosił Wujek Witek o opiekę nad nimi tylko Nas!
-Ale nie uważasz, że tam będzie jej lepiej?
Nie- powiedziałam dosyć stanowczo – a po za tym dr. Kuszyńska się nie zgodziła.
- No dobrze…idź już spać.
-Dobranoc.
Motylek nie odpowiedziała. Wstałam i poszłam na górę. Wzięłam prysznic, umyłam zęby i po tym wszystkim o 22 byłam już w łóżku. Zgasiłam nocną lampkę i próbowałam zasnąć ale nie mogłam. Wierciłam się cały czas. Nagle tak strasznie zaczęły latać błyskawice i słychać było przerażające grzmoty. „Burza” –pomyślałam. Wygrzebałam się szybko z łóżka, zamknęłam okno i zeszłam na dół w poszukiwaniu Nutki i Albiny bo Aspirant spał razem z Motylkiem. A ja wolałam nie być sama w czasie burzy. Nutka z Albiną spały smacznie w salonie na grubym kremowym dywanie.
-Nutka –zawołałam ale na tyle cicho, żeby nie obudzić Motylka.
Sunia podniosła tylko głowę.
-Nutka do nogi.
Nie miała raczej zamiaru się podnieść. Więc poszłam do kuchni po jej ulubiony przysmak. W pomieszczeniu, było bardzo dużo okien więc z ciekawości zajrzałam co się dzieje na zewnątrz. Wiał bardzo silny wiatr, od błyskawic ciągle się błyskało a grzmoty było słychać praktycznie cały czas. Jedyne czego w tym wszystkim brakowało to deszczu. „Dopiero się zbliża” -pomyślałam i wzięłam dwa psie smakołyki, żeby Albina nie była zazdrosna. Ponownie poszłam do salonu.
-Nucia, mam coś dla Ciebie.
Psinki podniosły się z podłogi.
No Nutka chodź, Albina do nogi...-zachęcałam
Ruszyły w moją stronę. Wzięłam Albinę na ręce bo jeszcze miała problem z wchodzeniem po schodach. Ruszyłam na górę, mając przysmaki w ręce i „ciągnąc” Nutkę za zapachem przysmaków. Gdy dotarłyśmy do mojego pokoju dałam psinkom przysmaki i Albina położyła się na moim łóżku a Nutka „usadowiła” się na dużym fotelu koło szafy. Burza rozszalała się na dobre. Słychać było jak wielkie krople a może nawet grad uderzają o dach domu, błyskało się i grzmiało. Próbowałam jakoś zasnąć ale nic z tego. Po prostu nie mogłam. Spoglądałam co chwile na zegarek i tak mijały kolejne godziny. Burza przeszła, kropił tylko lekki deszczyk. W końcu zasnęłam. Miałam bardzo dziwny ale też straszny sen:
„Akcja działa się w lesie. Podobne miejsce jak w Borach Tucholskich. Widziałam jak dr. Kuszyńska spaceruje przez las, zbiera grzyby, poziomki, jagody. Nagle coś w krzakach się poruszyło i od razu zwróciło to uwagę i moją i dr. Edyty. Myślałam, że to jakiś niedźwiedź, wilk czy co tam innego. Ale nie. Z za krzaków wyszła Ania.
-Ooo kogo ja widzę? Witam Panią doktor. –zaczęła dość wścibskim głosem
-Cześć. –odpowiedziała oschle dr.Edyta.
- No jak tam dziewczyny zaufały już Tobie?
-A co Ci do tego? Sama im zrobiłaś awanturę a teraz co?!
-Widać nie pojęły mojego planu.
-Ty i te Twoje plany. Pamiętasz? Wielkie z nas przyjaciółki były i co? Zepsułaś to bez powodu. Też mi urządziłaś niezłą kłótnie! Ale przecież miałaś plan…Tylko jakoś do dzisiaj się nie pogodziłyśmy. Widać Twoje plany są tyle warte co Ty…
-Jak śmiesz mi to przypominać?! –widać było po Ani, że się wkurzyła.
-A Ty jak śmiesz się do mnie odzywać?! Po czymś takim? –Dr. Kuszyńska też nie kryła już zdenerwowania.
Ania nagle rzuciła koszyk na ziemię i wyciągnęła broń.
-Co Ty robisz? W ten sposób i tak nic nie zdziałasz! –lekarka ostrożnie położyła koszyk na ziemi.
Próbowałam jakoś odebrać Ani broń ale bez skutku. We śnie byłam tylko „kamerką” i nic mogła robić ani mówić.
-Nienawidzę Cię! Rozumiesz? Nienawidzę! –Ania krzyczała jak opętana. Padł strzał. W tym momencie Gosia wybiegła i zasłoniła swoim ciałem dr. Kuszyńską. Dostała w serce. Nagle i ja się tam pojawiłam. Podbiegłam do Gosi. Próbowałam ją położyć na równym. Na rękach miałam krew. Dr.Edyta sprawdziła puls. „Nie żyje” –usłyszałam.”
Obudziłam się z krzykiem. Było co to coś w rodzaju „Nniiee!!
W pokoju było ciemno. Ale ktoś w nim był, oczywiście oprócz psów.
-No już dobrze –usłyszałam za sobą Motylkowy głos i wtuliłam się w nią.
-Spokojnie to tylko zły sen. –nadal mnie uspokajała.
Gdy doprowadziła mnie już do stanu, w którym mogłam z nią spokojnie rozmawiać, zapytała:
-Co Ci się takiego śniło? Wołałaś mnie przez sen, wierciłaś się na łóżku i w ogóle.
-No bo w tym śnie…-urwałam –Gosia…
-Przepraszam, nie chciałam Cię, aż tak zmartwić tym że chcę ją przenieść. Ale widzisz, dowiedziałam się od dr. Starskiej, że oni niewiele mogą zrobić żeby Gosi pomóc, bo w przypadku takiego pogorszenia to oni mogą tylko podać leki które nie wiadomo czy dadzą rade zrobić tak, żeby Gosi organizm sam to zwalczył, ale że teraz ją tak jakby "podtrzymują" bo dostaje duże dawki bardzo silnych leków. -usprawiedliwiła się Motylek.
- I dlatego chciałaś ją przenieść do Krakowa bo myślałaś, że tam będą mieć lepszych specjalistów?
-Dokładnie tak.
-Tu jest jej dobrze, wierz mi.
-Dobrze, zostanie tutaj.
-Dziękuję –uśmiechnęłam się do Motylka.
Motylek odwzajemniła uśmiech choć był słabo widoczny w ciemnościach pokoju.
-No to teraz idź spać, dobranoc po raz kolejny.
Motylek wyszła z pokoju, a ja się położyłam. Odruchowo spojrzałam na zegarek, wskazywał 3 nad ranem. Spojrzałam jeszcze na psinki, obie spały. Po chwili i ja spałam….
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|