Forum Olga Bończyk Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Radosna twórczość :) cz.2
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 18, 19, 20  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:22, 19 Lip 2008    Temat postu:

cieakwe, cieakwe, juz nie moge sie doczekac co wykombinowalyscie dalej, ja chwilow nie ma czasu, obiecuje ze po zlocie nadrobie zaleglosci
Powrót do góry
Zobacz profil autora
glina417
fan



Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KrK
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:24, 19 Lip 2008    Temat postu:

cz 7.1 "czasem samą obecnością można zdziałać więcej niż słowami... " /glina

Rano dr Edyta wyszła na moment z mojej sali i stojąc tuż za drzwiami tak, że słyszałam każde jej słowo, zadzwoniła natychmiast do mojej siostry:
Magda? - zaczęła rozmowę - tu dr Edyta Kuszyńska... słuchaj chodzi o Twoją siostrę... nie, nie... - mówiła do słuchawki takim samym spokojnym i łagodnym tonem jakim zwracała się do mnie - po prostu w nocy nie wiem co się stało ale Gosia nagle zaczęła krzyczeć przez sen i spała bardzo niespokojnie, obudziła się cała zapłakana i roztrzęsiona i z trudem udało mi się ją uspokoić...przez sen wołała kogoś, wymieniła kilka osób... kilka razy wołała jakąś Asie... no miała temperaturę ale podałam jej lek przeciwgorączkowy... teraz jeszcze śpi, zasnęła koło 3... tak, rozumiem... dobrze będę na Was czekać, do zobaczenia o 11... do widzenia - zakończyła rozmowę.
Weszła do sali i uśmiechnęła się do mnie, widząc że się obudziłam
- dopiero 7 rano, możesz jeszcze chwilkę pospać - powiedziała, jednocześnie przykładając mi dłoń do czoła i sprawdzając czy nie mam gorączki
- nie... - odparłam - już się wyspałam...
- dobrze, jak chcesz - zgodziła się - a jak się czujesz?
- tak sobie - odpowiedziałam - ale lepiej niż w nocy, już mnie tak nie boli głowa
- bo gorączka spadła, podałam Ci lek w nocy - wytłumaczyła lekarka
- dziękuje, że siedziała Pani przy mnie - powiedziałam - zawsze się szybciej uspokajam jak jest przy mnie ktoś komu ufam
- drobiazg - usłyszałam, po czym zapytała z troską w głosie - opowiesz mi co takiego Ci się śniło?
Opowiedziałam jej cały sen, przez cały czas siedziała przy mnie w milczeniu uważnie słuchając, a gdy skończyłam mówić tylko spojrzała na mnie z troską i pogłaskała mnie po policzku.
- zmienię Ci kroplówkę - powiedziała po chwili, odpinając mi kabel od kroplówki od wenflonu - pójdę do dyżurki pielęgniarek po nową
Nim wstała, w drzwiach sali pojawił się profesor Zybert, miał niezadowoloną minę, był wyraźnie przybity i sprawiał wrażenie jakby zastanawiał nad jakimś bardzo poważnym problemem, wyglądał jak gdyby nie spał całą noc. W ręku trzymał chyba moje ostatnie wyniki badań krwi, które wyjątkowo pozwoliłam sobie zrobić na prośbę dr Edyty.
-Dzień dobry - powiedziałam do niego, w odpowiedzi tylko na mnie spojrzał i kiwnął głową, "nie jest dobrze" - pomyślałam
- Dzień dobry panie profesorze - mówiąc to dr Edyta odwróciła głowę w jego stronę i również zauważyła zmęczenie i smutek na twarzy Zyberta
- Pani doktor, czy mogę panią na chwile prosić? - jego ton był bardzo oficjalny i poważny
- oczywiście - odpowiedziała lekarka, spojrzała na mnie, uścisnęła lekko moją dłoń, chcąc mnie jakoś podtrzymać na duchu - trzymaj się, zaraz wrócę - wzięła opakowanie po kroplówce i wyszła z sali
Stali tak jak ostatnio, dokładnie za szybą ale tym razem oboje stali naprzeciwko siebie bokiem do okna które dzieliło ich ode mnie i co chwilę ukradkiem zerkali na mnie, w czasie rozmowy. W pewnym momencie zobaczyłam, że profesor kładzie rękę na ramieniu dr Kuszyńskiej, a ta ociera z oczu łzy. Chwilkę po tym Zybert odszedł, a ona oparła się plecami o szybę i stała tak nieruchomo ze spuszczoną głową. Zaniepokoiłam się, wiedziałam że musiało stać się coś złego, "czego się dowiedziała? - myślałam - musi to być związane ze mną, przecież profesor miał moje wyniki i oboje ciągle spoglądali na salę, wskazywali też kilka razy rękami na mnie, kiedy myśleli że na nich nie patrzę". Bez chwili zastanowienia, korzystając z tego, że byłam odpięta od kroplówki, a także ze względu na to że była burza, a mój stan stał się stabilny chwilowo od aparatury, której lekarka nie zdążyła podpiąć z powrotem rano, podniosłam się z łóżka. Ostrożnie usiadłam i spuściłam na dół nogi po tej stronie gdzie barierka była opuszczona, kiedy poczułam grunt pod nogami, trzymając się brzegu łóżka wstałam. Poczułam, że zakręciło mi się w głowie ale mimo to niepewnie ruszyłam w stronę wyjścia z sali. Kiedy wreszczcie dotarłam do drzwi, ostrożnie się wychyliłam i zobaczyłam dr Edytę siedzącą na podłodze i opartą o ścianę pod szybą w sali, z twarzą ukrytą w dłoniach, płakała. Podeszłam do niej i bez słowa usiadłam przy niej na ziemi opierając głowę na jej ramieniu i delikatnie pogłaskałam ją po ręce. Podniosła głowę i spojrzała na mnie pełnymi łez oczami. Można było z nich wyczytać, że się czymś martwi, a jednocześnie boi. Myślałam, że zaraz mi się oberwie, że samowolnie opuściłam salę ale ku mojemu zaskoczeniu nie było w jej oczach nawet cienia gniewu.
- Gosiu... - szepnęła i nieoczekiwanie dla mnie objęła mnie ramieniem i mocno przytuliła, nie sprzeciwiłam się, posiedziałyśmy tak przez chwilę i nagle chyba uświadomiła sobie, że przecież nie wolno mi wstawać - chodź wrócimy do sali - powiedziała podnosząc się i pomagając mi wstać.
Weszłyśmy do sali, nie odzywając się ani słowem. Ułożyłam się z powrotem na łóżku, a dr Kuszyńska usiadła przy mnie, już nie płakała ale nadal była przybita i wpatrywała się w podłogę. Podałam jej tylko chusteczki i otarłam łzy. Postanowiłam nie pytać co się stało, z doświadczenia wiedziałam, że najczęściej bardziej niż dociekanie co się stało, pomaga to jak się przemilczy pewne sprawy i po prostu pozwoli komuś na to by sam podjął decyzję kiedy chce powiedzieć czym się martwi. Moja taktyka okazała się skuteczna, bo po chwili milczenia lekarka podniosła głowę, spojrzała na mnie i zaczęła mówić:
- Gosiu, przepraszam za moją reakcję ale rozmowa z profesorem to było już chyba za dużo jak na dzisiaj złych wiadomości - powiedziała smutno - jak się domyślasz ma to związek z Twoimi wynikami... chodzi o to, że... jednym słowem; nie jest dobrze, nie chcieliśmy Cię martwić, myślałam, że jak zapoznam się z cała historią choroby, znajdę wszystkie możliwe informacje to uda mi się pomóc... ale nie potrafię dać gwarancji, że Cię z tego wyciągniemy... że leki zadziałają... kiedyś jak jeszcze byłam na studiach moja przyjaciółka bardzo poważnie zachorowała, nikt nie wiedział co jej jest... - w jej oczach znów pojawiły się łzy - miała ostrzejszą formę choroby niż Ty... - spuściła głowę i znów utkwiła wzrok w podłodze - nie udało się jej uratować... - dalej mówiła przez łzy - obiecałam sobie, że jak zostanę lekarzem... - nie dokończyła, otarła łzy i nieoczekiwanie powiedziała - jesteś do niej tak bardzo podobna... takie same gesty, sposób mówienia... ona też nie umiała ukrywać emocji ale za to potrafiła "wyczuć" człowieka i też reagowała tak samo jak ktoś jej bliski był smutny, kiedy płakał...
Słuchałam jej bez słowa, nie wiedziałam co powiedzieć, z jednej strony byłam w szoku po tym co usłyszałam, a z drugiej tak bardzo chciałam jej pomóc. "co robić? - pomyślałam - Glina skup się do cholery, przecież musi być jakiś sposób - przypomniałam sobie jak wiele razy, kiedy nie mogłam sobie z czymś dać rady, zwracałam się do mojego autorytetu. Zawsze jak stało się coś naprawdę złego wiedziałam, że mogę z nią pogadać, a jeśli nie było jej w pobliżu to zadzwonić i prosto z mostu powiedzieć co i jak - tak ona na pewno by wiedziała jak pomóc... co by zrobiła na moim miejscu??? - zastanawiałam się"
- spacer - powiedziałam nagle
- słucham? - zdziwiła się dr Edyta
- możemy wyjść na spacer? - zapytałam - jakoś dam radę... a to pomaga, sprawdzony sposób na wymyślanie rozwiązań na trudne problemy
- kochana jesteś ale niestety nie mogę się zgodzić żebyśmy wyszły - powiedziała - jesteś jeszcze zbyt słaba
- bo nie wiem jak inaczej pomóc... - niemal szeptem odpowiedziałam - a to przeze mnie to wszystko, przez moje wyniki...
- chodź do mnie - przytuliła mnie - to nie jest Twoja wina, rozumiesz? Nie wolno Ci nawet tak myśleć, że to przez Ciebie...
- Ale gdybym tu nie trafiła i gdyby mi się nie pogorszyło to... - nie zdążyłam dokończyć
- to nie miałabym takiej fajnej pacjentki - przerwała mi dr Edyta i na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu - a z tym spacerem to jak Ci się polepszy to spróbuję załatwić wózek to może jakoś udałoby mi się zabrać Cię na chwilę na zewnątrz, profesor Zybert powinien wyrazić zgodę
- to jak mogę pomóc teraz? - zapytałam
- już bardzo pomogłaś - lekarka była już w wyraźnie lepszym stanie - czasem samą obecnością można zdziałać więcej niż słowami... - nagle jej twarz przybrała wyraz skupienia - kroplówka! przecież miałam Ci zmienić kroplówkę - powiedziała, puściła mnie i wstała, ruszyła w stronę wyjścia z sali
- ok ale mogę mieć jeden warunek? - niepewnym tonem zwróciłam się do lekarki
- jaki? - odwróciła się w moją stronę zdziwiona
- ...bo zawsze na pożegnanie się Pani uśmiechała do mnie - dokończyłam
- dobrze - uśmiechnęła się - za moment wrócę z powrotem, chyba, że będę mieć po drodze wezwanie
Wyszła z sali, nie wracała przez chwilę więc pomyślałam, że coś ją zatrzymało. Nie minęło jednak 5 minut od jej wyjścia, a w drzwiach sali pojawiła się moja siostra i Motylek. Obie uśmiechnięte ale widać było że "coś się święci", odwzajemniłam uśmiech i przywitałam się z nimi. Postanowiłam na razie nie mówić nic o tym co się działo i o tej rozmowie z dr Edytą, czułam, że wolałaby żeby to zostało między nami.
- Gosiaczku... - zaczęła Motylek - dziś będziemy u Ciebie tylko do 13 bo jak wiesz miałam tylko krótki urlop i musze niestety wracać do Krakowa
- już???... - powiedziałam smutno
- no niestety... wiesz jak to jest... - próbowała mówić wesołym tonem ale jej się nie za bardzo udało
- wiem, wiem - odpowiedziałam - trochę już znam tą "branżę", rozumiem, że musisz wracać... ale to nie zmienia faktu, że będzie nam z Magdą tęskno...
- tak, nawet bardzo - wtrąciła moja siostra
- oj, też będzie mi Was brakowało... - ton Motylka wskazywał na to, że było jej miło to słyszeć, zwróciła się do mnie - dlatego musisz szybko wyzdrowieć to wrócicie do Krakowa... wszyscy się już za Wami stęsknili, co chwile miałam telefony z pytaniem jak się czujesz
- przekaż im że tak łatwo się nie poddam - uśmiechnęłam się do niej - w końcu sami mnie tego nauczyliście, pamiętasz? "dobry gliniarz zawsze da radę"...
- pamiętam, pamiętam - roześmiała się - widzę, że udało nam się wpoić Ci te zasady bardzo skutecznie
- uczę się od najlepszych - stwierdziłam żartobliwym tonem
- ciekawe... - usłyszałam w odpowiedzi
Rozmawiałyśmy tak, próbując sobie nawzajem poprawić humor i nie pokazać po sobie tego jak bardzo trudno będzie się pożegnać, aż zegar nieuchronnie wybił 13.
- muszę się zbierać - stwierdziła smutno Motylek - chciałam jeszcze z Twoją lekarką pogadać przed wyjazdem ale mi się nie udało jej nigdzie zlokalizować, przekażcie jej namiary na mnie i żeby się ze mną skontaktowała, ok?
- ok... - powiedziałam równie smutnym tonem
- odprowadzę Cię - zaproponowała jej Magda
- dobrze - zgodziła się Motylek, wstała, przytuliła mnie na pożegnanie - trzymaj się i zdrowiej...
- Motylku... - ukradkiem otarłam łzę, która spłynęła mi po policzku na myśl o tym, że znów będziemy z siostrą same kiedy jest tak trudno, z dala od bliskich i przyjaciół, od najważniejszych dla nas osób - uważaj na siebie i jedź ostrożnie
- nie martw się - pocieszała mnie, jak zwykle bez słów rozumiała wszystko - niedługo się zobaczymy
- ale pozdrowisz wszystkich i powiesz im, że bardzo za nimi tęsknie? - powiedziałam
- oczywiście, że przekażę - uśmiechnęła się, choć w oczach miała smutek - ale pod warunkiem, że jak najszybciej wyzdrowiejesz i będziesz się słuchać dr Kuszyńskiej
- obiecuje - odpowiedziałam, a Motylek razem z Magdą skierowały się do wyjścia z sali, pomachałam im, odwzajemniły gest i wyszły z sali
Obserwowałam przez szybę ich oddalające się sylwetki póki nie znikneły za zakrętem. Przypomniałam sobie jak wiele razy, m.in. dzięki Motylkowi wychodziłyśmy z siostrą cało z niejednej opresji, a także wiele zabawnych sytuacji, rozmowy na parkingu i mnóstwo zabawnych tekstów, które czasem powiedziane przez kogoś przypadkowo w zupełnie innym kontekście wywoływały u nas natychmiastowe ataki śmiechu.
- jestem już, miałam pacjenta na izbie przyjęć, nagły nieplanowany zabieg - z zamyślenia wyrwał mnie głos dr Edyty, która właśnie weszła do sali, wyglądała na zmęczoną - przyniosłam wreszcie tą kroplówkę, a Ty co taka zamyślona?
- Motylek wyjechała... - odpowiedziałam
- aha rozumiem... - powiedziała pocieszająco i podpięła mi kroplówkę - nie martw się, na pewno niedługo ich wszystkich zobaczysz
- wychodząc z sali dokładnie to samo powiedziała Motylek - uśmiechnęłam się lekko - ona jest bardzo do Pani podobna. A tak w ogóle to jak humorek? Lepiej już?
- dziękuje - również lekko się uśmiechnęła - tak troszkę lepiej
- aha Motylek chciała z Panią porozmawiać przed wyjazdem - przypomniałam sobie - ale nie mogła zaczekać, prosiła żeby podać namiary na nią i żeby się Pani z nią skontaktowała, Magda ma zapisany ten nr to poda bo ja mam w organizerze w domu wujka
- dobrze, a gdzie Magda? - zapytała, zdziwiona nieobecnością mojej siostry o tej porze
- poszła ją odprowadzić - wyjaśniłam jej
- aha, ja już właściwie skończyłam dyżur, tylko przez ten zabieg zostałam dłużej to posiedzę jeszcze z Tobą chwilę - usiadła przy moim łóżku
- dzięki - powiedziałam
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, przyszła Lena
- cześć... Edyta co Ty tu jeszcze robisz?- zdziwiła się, wchodząc do sali - przecież już dawno skończyłaś dyżur
- cześć Lena, skończyłam ale nie chciałam zostawić mojej pacjentki samej - odpowiedziała jej mrugając do mnie porozumiewawczo
- zmykaj do domu - powiedziała żartobliwie Lena, po czym zwóciła się do mnie - damy sobie radę, prawda Gosiu?
- pewnie, że tak - mój ton również był żartobliwy
- skoro tak to idę - zrobiła zabawną minę, uściskała mnie na pożegnanie i wyszła z sali.
Lena posiedziała chwilę, gdy zauważyłam że zbliża się moja siostra więc stwierdziła że pójdzie sprawdzić co się dzieje na oddziale.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nusia714
bywalec



Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:30, 19 Lip 2008    Temat postu:

cz 7.2 "czasem samą obecnością można zdziałać więcej niż słowami... " /Nusia


Wyszłyśmy z Motylkiem ze szpitala około 13. Była piękna pogoda. Świeciło słońce, na niebie nie było ani jednej chmurki, było dość ciepło. Poszłyśmy na parking gdzie stało Motylkowe Audi.
-Ale na pewno sobie dacie radę beze mnie?- zapytała się zatroskana Motylek, wkładając torbę do auta.
-Na pewno. –zapewniłam –Przecież i tak nie możesz przedłużyć sobie urlopu, przecież wiesz.
-Prawda. Ale może przysłać Wam tu kogoś?
-Nie, nie trzeba. Damy sobie radę.
-Ale jak coś to zdzwońcie, obiecujesz?
-Obiecuje, słowo gliniarza. – uśmiechnęłam się.
Motylek odwzajemniła uśmiech.
-Podrzucić Cię gdzieś?
-Nie, jeszcze zostanę u Gosi.
-Rozumiem.
Wyciskałyśmy się na pożegnanie. Motylek wsiadła do auta. Podeszłam do drzwiczek od strony kierowcy.
- Uważaj na siebie. –powiedziałam zatroskanym głosem- Wiesz jak niektórzy jeżdżą.
-O mnie bądź spokojna.
-Tylko zadzwoń jak dojedziesz i pozdrów tatę jak spotkasz go na komendzie. –po raz kolejny się uśmiechnęłam choć wcale nie było mi wesoło. Próbowałam zamaskować łzy które napływały mi do oczu na myśl, że teraz znów zostaje sama z Gosią. I kompletnie nie miałam pojęcia jak się dalej to wszystko potoczy. Czy same damy radę? Czy Gosia wyjdzie z tego? Ale mimo wszystko nie chciałam martwić Motylka. Jednak chyba zauważyła, że boje się, jak sobie dam radę bez niej.
-Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. A jak tylko będę mieć chwilkę to przyjadę. Dobrze? –uśmiechnęła się.
-Tak.
Zapaliła silnik i zaczęła cofać tak aby mogła wyjechać z parkingu. Pomachała mi na pożegnanie, posłała buziaka i pojechała.
Wróciłam do szpitala. Poszłam w stronę bufetu, żeby coś zjeść, bo Motylek na pewno by tak chciała. Dopiero co wyjechała a już mi było do niej tęskno. Pocieszeniem było jednak to, że będzie dzwonić a w szpitalu przeważnie jest dr. Kuszyńska lub dr. Starska z którymi można zawsze porozmawiać. Weszłam do bufetu. Pomieszczenie jak zawsze sprawiało miłe, przytulne wrażenie. Ciemne brązowe meble, pomarańczowe zasłony i ściany. No i oczywiście aromat kawy, przeróżnych świeżych ciast i w obecnej porze obiadowej dochodził zapach przeróżnych potraw. Jak zawsze uśmiechnięta i miła Pani Burczykowa za ladą i w większości mili pacjenci zajmowali stoliki. Jednak tą całą harmonie coś zaburzało. „Coś” a raczej „ktoś”. Koło stolika pod oknem siedział dr. Sambor wraz z Ordynator Interny -Orlicką. Obrzuciłam ich spojrzeniem pełnym nienawiści i podeszłam do lady.
-Nie lubisz ich co? – zaczęła szeptem Pani Burczykowa.- Nie jesteś w tej kwestii sama.
-Ehhh…Załatwili mi nieźle siostrę….- wytłumaczyłam.
Pani Burczykowa widząc, że oboje patrzą w naszą stronę zmieniła temat:
-To co będzie na obiad?
-A co ma Pani dobrego dzisiaj?
-Dziś polecam różnego rodzaju naleśniki.
-A są ze szpinakiem?- zapytałam z zapałem.
-Dla Ciebie mogę zrobić- Pani Burczykowa uśmiechnęła się.
-To moje ulubione. –wyjaśniłam.
-Ile ich zrobić?
-Hmmmm…..Dwa jeśli można- odpowiedziałam po krótkim namyśle.
-Widzę, że apetyt Ci dopisuje.- uśmiechnęła się – to dobrze.
-Motylek wyjechała. Może dlatego.
-Ona kojarzy Ci się z jedzeniem? –zapytała zdumiona.
-Nie. -zaśmiałam się.- Ostatnio mnie ciągle zmuszała do jedzenia. A teraz gdy pojechała, strasznie za nią tęsknie. No i pomyślałam, że ucieszyłaby się jakbym coś zjadła.
-Mądra decyzja. –pochwaliła Pani Burczykowa. –Soczek będzie? Ten co zawsze?
-Tak, pomarańczowy.
Pani Burczykowa postawiała przede mną szklankę z sokiem.
-Naleśniki będą za 10 min. Zaraz wracam. –oświadczyła i zniknęła w głębi zaplecza.
Spojrzałam w stronę znienawidzonych przeze mnie lekarzy. Rozmawiali o czymś. Nie zwracali na mnie kompletnie uwagi. Najwidoczniej „scenka” z Panią Burczykową się udała i nie zorientowali się, że plotkowałyśmy na ich temat. Po chwili Pani Burczykowa wróciła z naleśnikami na talerzu i położyła przede mną naczynie. Podziękowałam jej i zabrałam się do „obalania” naleśników.
Gdy skończyłam jeść, podziękowałam, zapłaciłam i już miałam iść ale nagle usłyszałam głos dr. Orlikiej.
-Widzę, że koniecznie chce Pan mieć, po raz kolejny, problemy z Policją. Powodzenia życzę.
Gdy się odwróciłam lekarka ruszyła w moją stronę, zapewne żeby oddać talerz i filiżankę. Położyła naczynia. I szybkim zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę wyjścia z bufetu.
-Widzę, że „słynny” zespół się rozpada. –powiedziałam specjalnie dość głośno, tak aby dr. Orlicka usłyszała.
-Słucham?! - Ordynatorka oddziału interny odwróciła się i podeszła do mnie.
-Widać, że się już nie dogadujecie.
-Nie Twoja sprawa.- lekarka odparła jak zawszę jej „chłodnym”, oficjalnym głosem.
-Tak, tak…nie moja.- czułam, że zaczynam ją irytować.
-O co Ci właściwie chodzi?
-O nic. –odparłam bez zainteresowania.
-Posłuchaj Moja Panno, jeżeli myślisz, że mnie doprowadzisz mnie do szału swoim zachowaniem to się grubo mylisz.
-Nie jestem Twoja!!
-Nie drzyj się!
-Bo co?!
-Bo…bo…-dr. Orlicka chyba nie wiedziała co odpowiedzieć. Naglę złapała się za głowę i wydała z siebie jakiś dziwny krzyk. Wszyscy obecni w pomieszczeniu patrzyli się na nią jak na wariatkę. Lekarka wybiegła z bufetu.
-A jednak udało mi się ją wyprowadzić z równowagi. –uśmiechnęłam się do Pani Burczykowej. Wychodząc zerknęłam jeszcze na dr. Sambora. Czytał gazetę i raczej nie obchodziło go co się dzieje w bufecie. Wyszłam na korytarz, który prowadził do windy. Wsiadłam do windy i nacisnęłam cyfrę 1. W parę sekund byłam na pierwszym piętrze. Poszłam w stronę sali Gosi. Po drodze spotkałam paru nieznajomych lekarzy i kilka pielęgniarek. Wchodząc do sali wpadałam na dr. Starską.
-Dzień dobry –zagadnęłam i wycofałam się przed salę.
-Cześć- odpowiedziała dr. Lena
-I co z nią?
-Bez zmian. –wzruszyła ramionami Lena.
-A mogę do niej iść?
-Tak, oczywiście.
-Okay.
-Wpadnę do Was później. –powiedziała na pożegnanie Lena.
Weszłam do sali. Siostra leżała jak zawsze ale nie spała. A zegar w sali wskazywał 15:10.
-Cześć, siostra. –uśmiechnęłam się.
Nic nie odpowiedziała ale uśmiechnęła się. Usiadłam na krześle stojącym koło jej łóżka. Widziałam, że dalej jest blada i słaba. Ale oprócz tego było jeszcze coś. Wyraźnie widziałam, że jest smutna, że coś ją dręczy.
-Coś się stało?
-Nie nic. –odpowiedziała – tylko…
-Tylko co? –wtrąciłam.
-Motylek wyjechała. No i bez niej tak mi smutno.
Czułam, że nie tylko o to chodzi. Ale nie chciałam nalegać.
-Mi też do niej tęskno. –powiedziałam w końcu.
Gosia się tylko lekko uśmiechnęła.
- Muszę zaraz iść bo umówiłam się z Wujkiem Witkiem w domu. Prosił mnie, bo chce pogadać.
-Jasne, rozumiem. A jutro przyjdziesz? –zapytała proszącym głosem.
-Oczywiście, że tak. –mówiąc to uśmiechnęłam się.
Wstałam i wychodząc z sali pomachałam jej ręką na pożegnanie. Odwzajemniła gest.
W godzinę później wchodziłam do domu Wujka Witka. Weszłam. Od razu, w przedpokoju, powitała mnie cała psia trójka. A to był znak, że Wujek jest już w domu. Weszłam do kuchni. Wujek siedział przy stole.
-Cześć. –zagadnęłam –przepraszam, za spóźnienie ale…-nie zdążyłam dokończyć ponieważ Wujek mi przerwał:
-Nic się nie stało.
-A więc o czym chciałeś pogadać? –kontynuowałam.
-Mamy malutki problem. -oświadczył a po dłuższej chwili dodał- mam delegację, dwutygodniową do Toskani i nie mogę nie jechać.
-Spokojnie, możesz jechać.
-Ale jak sobie dasz radę? I jeszcze teraz Gosia w szpitalu. –zaczął histeryzować.
-Dam radę. Motylek powiedziała, że jak tylko będzie mieć wolne to przyjedzie.
-Ale na pewno? To wszystko: psy, dom i Gosia zostaną na Twojej głowie.
-Dam sobie radę. –uspokajałam go- A zostawisz mi auto? Co prawda, prawka jeszcze nie mam ale jak ktoś by przyjechał byłoby wygodniej.
-Tak. Prawda. Zostawię Ci Almerkę, dzisiaj odebrałem z warsztatu. Wypróbujesz czy wszystko działa okay? -uśmiechnął się.- A ja na delegacje wezmę terenowca.
-Dzięki, Wujku.
-A jak Gosia się czuje?
-Dalej jest strasznie słaba. Wciąż leży na oiomie. Lekarze zaczynają jej robić przeróżne badania. –wytłumaczyłam w skrócie.
-Rozumiem. Czyli raczej prędko nie wyjdzie ze szpitala?
-Z tego wynika, że niestety nie. Kiedy wyjeżdżasz? –zmieniłam trochę temat.
-Po jutrze a co?
-Mam do Ciebie taką malutką prośbę…
-Słucham?
-Mógłbyś ją odwiedzić przed wyjazdem?
-Nie ma problemu.
-O to super. –uśmiechnęłam się czule do Wujka. Dawno Cię nie widziała i na pewno się strasznie ucieszy. Kochany jesteś.
-To nic takiego przecież. – zaczął udawać skromnego ale uwielbiał jak prawie mu komplementy.
Naglę rozległ się dźwięk telefonu, mojego telefonu.
-Przepraszam.
Wyszłam z kuchni, podeszłam do przedpokoju i wygrzebałam z torebki komórkę. Na wyświetlaczu wyświetlał się napis „Motylek dzwoni…”.
-To Motylek!- krzyknęłam do Wujka, tak aby usłyszał mnie w kuchni.
-Pozdrów ją ode mnie! -usłyszałam.
-Okay!
Odebrałam dzwoniący cały czas telefon….
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:34, 19 Lip 2008    Temat postu:

Glina super dawkuszej wrazenia i napiecei, Nusia klutnia i wyprowadzenie z rownowagi CI diealnie wyszlo, posmialm sie troche
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nusia714
bywalec



Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 204
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:41, 19 Lip 2008    Temat postu:

czasami mam skłonności do kłócenia się ze wszystkimi więc mogłam "zabazować" na tym trochę
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gwiazda0
fan



Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pokoju bez klamek ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:58, 19 Lip 2008    Temat postu:

<hahaha> "-Bo…bo…-dr. Orlicka chyba nie wiedziała co odpowiedzieć. Naglę złapała się za głowę i wydała z siebie jakiś dziwny krzyk. Wszyscy obecni w pomieszczeniu patrzyli się na nią jak na wariatkę. Lekarka wybiegła z bufetu." to jest geeenialne! <hahaha> czekam na CD ;*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ag@
fan



Dołączył: 23 Maj 2008
Posty: 391
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:29, 20 Lip 2008    Temat postu:

CD ( sorki że takie krótkie ale nie mam weny ostatnio) :

Kuba zaparkował samochód przed Wolińskim Parkiem Narodowym. Wysiadł z auta i otworzył Edycie drzwi. Wyjął rzeczy z bagażnika, złapał Edytę za rękę i ruszyli parkiem w kierunku morza. Przeszli około kilometra podziwiając przyrodę i śpiew ptaków... Po drodze stało kilka ławeczek. Edyta namówiła go żeby usiedli. Siedzieli w ciszy i słuchali szumu wiatru przedzierającego się przez liście drzew, śpiewu skowronka. Jednym słowem wsłuchali się w odgłosy natury.
- Słyszysz?
- Co takiego? - zapytała Edyta
- Szum fal... Jesteśmy już niedaleko
- Rzeczywiście! Chodźmy, już nie mogę się doczekać... Tak dawno nie byłam nad morzem, nie leżałam na plaży...
- Zamiast marzyć i tyle gadać ruszyła byś się! Byłoby szybciej! - powiedział ze śmiechem w głosie Kuba.
- O ty! - Edyta wstała z ławki i zaczęła go gonić.
Ludzie patrzyli się na nich lecz oni nie zwracali na to uwagi. Ani Kubę ani Edytę nie obchodziło zdanie innych. Czasami słyszeli za swoimi plecami szepty: „Niby dorośli a zachowują się jak dzieci...” , „Co oni sobie myślą! Przecież to jest miejsce publiczne!”. Dla każdego z nich ważne było to co jest między nimi. A było naprawdę dobrze! Jeszcze nigdy Edyta nie była taka szczęśliwa, Kuba zresztą też. Świetnie czuli się w swoim towarzystwie. Wiedzieli, że mogą na siebie liczyć. Mówili sobie o wszystkim. Bywały okresy smutku i szczęścia. Ale tych drugich było zdecydowanie więcej.
Ganiali się chyba z 15 minut. Kubie było trudniej bo miał na plecach bagaż ale nie dawał za wygraną. W końcu się zmęczył... Edyta wykorzystała ten moment i go złapała.
- I co cwaniaczku! Mam cię!
- Jasne to przez ten bagaż... Wiesz jaki on ciężki! Ciekawy jestem co ty tam spakowałaś?! Pewnie specjalnie to zrobiłaś! Przyznaj się...
- Ja??? Nie skąd! - Edyta zrobiła niewinną minkę – ja zawsze gram fair!
- Nie wierze ci ale co mi tam...
Roześmiali się i ruszyli w stronę plaży. Szli trzymając się za ręce i co jakiś czas patrząc na siebie z błyskiem w oku. W końcu doszli do celu. Morze było spokojne. Delikatne fale obmywały fale z pojedynczych muszelek i kamyczków. Niebo było bezchmurne, jedyne co Edyta zauważyła to żerujące mewy. Na plaży było dużo osób... Zauważyli nawet jakąś większą grupkę osób. Gdy się przyjrzała zobaczyła co robią. Kilkanaście osób z grupy stało przy brzegu koło motorówki. Była to kolejka na ciacho ( dla wytłumaczenia ciacho jest to okrągły ponton – coś w stylu banana ).
- Może my też spróbujemy? - zapytała Edyta Kubę
- Coś ty! Ja się boje!
Roześmiała się. Po chwili wpadła na pewien pomysł.
- Pamiętasz jak zabrałeś mnie na lot helikopterem? Też się strasznie bałam ale powiedziałeś mi, że przy tobie nic mi się nie stanie... Uwierzyłam ci i się przełamałam. Wsiedliśmy i odlecieliśmy. Na początku było okropnie. Było mi niedobrze... chciałam jak najszybciej stamtąd wysiąść ale mnie uspokoiłeś. Potem już się nie zastanawiałam nad swoim lękiem. Oddałam się przyjemnościom i pomogło! Teraz twoja kolej. Zaufaj mi i chodźmy na to ciacho. Zobaczysz będzie fajnie!
- No nie wiem...
- Chodź – pociągnęła go za rękę.
Podeszli do pana stojącego koło motorówki. Był bardzo zdenerwowany, krzyczał na jakiegoś chłopca bo nie założył kapoku. Kuba i Edyta odczekali aż się uspokoi i podeszli do niego.
- Przepraszam. Czy jest taka możliwość żebyśmy mogli się przejechać? - zapytała Edyta
- Jasne. Tylko trzeba poczekać aż dzieciaki przewieziemy.
- Super. To my rozłożymy się gdzieś obok. Jak pan skończy wystarczy zawołać.
- Yhym...
Już się odwrócili i mieli odejść kiedy Kubie przypomniało się, że nie zapytał o najważniejszą rzecz.
- Przepraszam zapomniałem zapytać. Z jaką prędkością będziemy płynąć?
- Myślę, że tak z 100 – 150 km/h.
- Aha... Dziękuję. - odpowiedział zmieszany Kuba i poszedł do Edyty.
Odeszli kawałek dalej. Rozłożyli parawan i koce. Dopiero jak byli poza zasięgiem słuchu właściciela motorówki Kuba wykrztusił z siebie:
- Edytka ja chyba nie dam rady... 100 km/h !!!! Jakby jechał 50km/h to tak ale nie 100!!!
- Kubuś spokojnie! Nie dramatyzuj. Tak się tylko wydaje, że to szybko. Wsiądziemy i zobaczymy. Jak będzie za szybko to się poprosi żeby zwolnili...
Kuba już się nie odezwał. Położył się na kocu i opalał. Jedyne o czym myślał to była po falach motorówka. Starał się przezwyciężyć strach. Pokazać Edycie, że nie jest tchórzem ale to było silniejsze. Nie potrafił nad tym zapanować. W końcu wziął się w garść i powiedział sobie:
„ Jesteś facetem! Więc bądź jak facet a nie jak jakaś baba! Opanuj się! Edyta się nie boi a ty się będziesz bał! Nie ma! Wsiądziesz na to cicho i zrobisz jej przyjemność!”
Leżeli na plaży opalając się kiedy podszedł do nich kierownik i zapytał:
- Są państwo gotowi?
Edyta spojrzała na Kubę, Kuba na nią...
- Tak jesteśmy gotowi – odparł Kuba
- Dziękuję – wyszeptała mu na ucho
Powrót do góry
Zobacz profil autora
joan0205
Gość






PostWysłany: Nie 13:40, 20 Lip 2008    Temat postu:

Aguś, bardzo fajne. Świetny pomysłSmile. Czekam na CD:-*
Powrót do góry
gwiazda0
fan



Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pokoju bez klamek ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:03, 20 Lip 2008    Temat postu:

super Wesoly ja dam może jutro albo dzisiaj wieczorkiem Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madeline
fan



Dołączył: 13 Kwi 2008
Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WhiTe rOOm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:25, 20 Lip 2008    Temat postu:

uuu ale się rozpisałyscie Wesoly Wesoly fajne Mruga podobaja mi sie wszystkie ! Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gwiazda0
fan



Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pokoju bez klamek ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:07, 20 Lip 2008    Temat postu:

godzinę później obudziła się Edyta
Edyta:Kubaa.......do pracy tzreba iść...
uba: tak..jeszcze chwila.
przytuił się do edyty.
Edyta: Kuba....
wygramoliła się z jego ramion.
Edyta: jadę do domu. spotkamy się w szpitalu. cześć.
Wyszła z pokoju, a Kuba oprzytomniał i pobiegł za nią.
Kuba: dlaczego już idziesz?
Edyta: Kuba..jest już 10, a za godzinę zaczynymy dyżór.
POcałowała go.
Edyta: pa...dowidzenia!
Barbara: cześć Edytko!


Edyta siedziała z Kuba w lekarskim przy biurku i...spali.
BrunO: Cześć!
Ubudzili się
Edyta: cześć.
Kuba: mozesz być trochę ciszeej??
Bruno: hahaha....ciekawe co robiliście po naszym wyjśćiu.
Edyta rzuciła w niego długopisem.
Bruno: no no...cela masz nadal dobrego.
Edyta: jest jeszcze telefon i on wyląduje na twojej głowie zaraz.
Bruno: miła to Ty jesteś normalnie no....kawy??
edyta i Kuba: tak....


sziedzieli tak w trójkę,kiedy wszedł Stefan.
Kuba: no to już po nas....
Stefan: dzień dobry.
reszta: dzień dobry....
Stefan: hm..może to trochę dziwnie zabrzmi,ale...pomiędzy naszym szpitalem i szpitalem w Kazimierzu następuje wymiana lekarzy,która będzie trwała pół roku i...wasza trjóka...
Edyta: ma tam pojechać?
Stefan: dokładnie...czekam na odpowiedz do jutra. dowidzenia.
reszta: cześć...
Edyta: ja się zgadzam.
Kuba: ja też.
Popatrzyli na Bruna.
Kuba: Ela i dzieciaki mogą pojechac z nami.
Bruno: nie..tu mają szkołę.
Kuba: no to...zrobimy tak jak na studiach....
Bruno: uda się/?
Edyta: zobaczymy.

nazajutrz przed gabinetem Stefana była już Edyta z Kubą. czekali na Bruna.
Bruno: cześć!
Edyta i Kuba: cześc.
Kuba: i co?
Bruno: Ela nie chce jechac,ale mi kazała....ale jeżeli wy będziecie mnie pilnować, bo wiecie..ja lubię Kazimierskie dziewczyny.
Edyta:tak wiemy wiemy....
Rozesmiali się i weszli do Stefana.....
Powrót do góry
Zobacz profil autora
andzia
Administrator



Dołączył: 12 Sty 2007
Posty: 891
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tarnow/Krakow
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 15:52, 27 Lip 2008    Temat postu:

jak obiecalam tak daje

- A o co? –dopytywała się Edyta
- Nie jestem pewien na sto procent, ale według mnie ta ciąża to efekt gwałtu.
Ta wiadomość „ścięła” z nóg lekarkę.
- Ale to pewne?
- Na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, bo w okolicach pochwy znalazłem charakterystyczne ślady, ale do tego zdarzenia doszło dawno. Jest w czwartym miesiącu.
- Coś z nią rozmawiałeś? Jak reszta badań?
- Przez całe badanie płakała. Myślałem, że ją boli, ale na żadne moje pytanie nie odpowiedziała. A reszta badań, ni nie jest źle, ale dobrze też nie jest. Musi trochę poleżeć, bo obawiam się, że może stracić to dziecko.
- Dobrze to spróbuję z nia później porozmawiać jakoś delikatnie.
- Edyta wypadałoby powiadomić policję.
- Ale przecież nie mamy pewności... – urwała
- Wiem, ale co powiemy Tretterowi jak się zapyta...
- Masz rację. Wiesz co mam chyba numer do takiej fajnej pary komisarzy.
Tego samego dnia koło 16 Ula zaczęła dochodzić do siebie. Szukała wzrokiem Edyty, ale ta była na rozmowie z dyrektorką poprawczaka.
- Ale kto pozwolił pani zabrać ją do szpitala?
- Miałam pozwolić, aby serce wyskoczyło jej z piersi?
- Zna pani procedury?
- A właściwie to za co tu trafiła?
- Próba zabójstwa.
- Że co? Że ona niby?
- Kiedy wyjdzie?
- Nie prędko. A jak wyjdzie to już tu nie wróci. Żegnam ja też już tutaj nie wrócę. – zdenerwowanym tonem Edyta
W domu Uli.
- Cześć, przyjechałam na dwa tygodnie. Gdzie Ula?
- Gośka? – mała Gabrysia
- Cześć siostrzyczko, a gdzie reszta?
- Ula, Ula wyjechała, nie wiem kiedy wróci.
- Mamo, mamuś?
- Cześć córeczko. Stęskniłam się za tobą.
Kolejne dni mijały. Edyta codziennie próbowała dogadać się z Ulą, jednak każda próba spełzywała na niczym. Jednak tego dnia coś się zmieniło. Ula chyba zaczęła ufać lekarce.
- Możemy pogadać?
- Niby o czym?
- Chociażby o tym jak się czujecie, bo ostatnio jesteś bardzo smutna, przybita. Wierzę, że ta ciąża to dla Ciebie szok i przerażenie. Ale może masz kogoś, kto powinien wiedzieć, że jesteś w szpitalu.
- Gośka i Gaba.
- To twoje siostry?
- Mhy.
Ula sięgnęła po notes, gdzie miała zdjęcia z siostrami, było tam również to zdjęcie sprzed roku oraz telefon do Gośki.
- To one – podała jej zdjęcie – a to numer do Gośki, zadzwoni Pani do niej?
- Jasne, daj.
- Ale niech przyjdzie z Gabą, bez nich...
Jednak tego dnia telefon starszej siostry milczał. Gdzieś koło południa na szpitalna izbę przyjęć zgłosiła się dziewczyna około 24 może 25 lat, na rękach trzymała małą, może ośmio letnią dziewczynkę.
- Może nam ktoś pomóc? – rzuciła w tłumek ludzi
- Kolejka jest – usłyszała w odpowiedzi
Na horyzoncie pojawiła się Edyta, a owa dziewczyna była coraz głośniejsza.
- A pan nie widzi, że z nią źle?
- Co tu się dzieje? – Edyta przekrzykując pacjentów
- Gabrysia Drozd, ma 8 lat, nie przytomna od kilku sekund, gorączka, dziwne zmiany na wewnętrznej stronie ud, ciśnienie 80/60, tętno słabnie.
- Chodźcie, a ty jak się nazywasz?
- Gośka, boję się, że on...
- Uspokój się. Zaczekaj tu. Daj mi małą na ręce.
- Mogę iśc z wami? To moja siostra!
- Zaczekaj, proszę.
- Ale, ale... – nie zdążyła dokończyć, bo Edyta wniosła Gabę do zabiegowego i zamknęła drzwi.


PaBia, Glina, Nusia, a z wami co??
Powrót do góry
Zobacz profil autora
gwiazda0
fan



Dołączył: 13 Sty 2008
Posty: 412
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z pokoju bez klamek ;)
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 17:00, 27 Lip 2008    Temat postu:

piękne Wesoly właśnie.........Madeliiine heloł!!!!!!!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Madeline
fan



Dołączył: 13 Kwi 2008
Posty: 356
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: WhiTe rOOm
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:28, 27 Lip 2008    Temat postu:

andzia & gwiazda -suuuperowskie Wesoly
gwiazda0 napisał:
właśnie.........Madeliiine heloł!!!!!!!

eee no hey,hi,helloł Mruga


Ostatnio zmieniony przez Madeline dnia Nie 21:30, 27 Lip 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
glina417
fan



Dołączył: 30 Cze 2008
Posty: 423
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: KrK
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:42, 27 Lip 2008    Temat postu:

Andzia super, widze że nawet jedną z bohaterek jest moja imienniczka Wesoly i to w roli starszej siostry Wesoly to się nie mogę doczekać dalszego ciągu, a my dodamy, dodamy tylko miałyśmy przerwe w pisaniu przez mój wyjazd...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Olga Bończyk Strona Główna -> KOSZ Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 5, 6, 7 ... 18, 19, 20  Następny
Strona 6 z 20

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin